Wydawca: Czarne
Data wydania: 22 stycznia 2020
Liczba stron: 248
Przekład: Izabela Korybut-Daszkiewicz
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Zło wojny
Wstrząsająca książka, ale w
pewien sposób rozczarowuje. Wstrząsająca, gdy obrazuje, jakimi instynktami się
kierujemy, stając się częścią zła, i jak jednocześnie chcemy zachować swoje
człowieczeństwo albo jego ułudę serwowaną bardziej na pokaz. Rozczarowująca,
kiedy dostrzega się, że autor stawia przede wszystkim na kontrast i w zasadzie
poza niego nie wychodzi. Kontrastowych zestawień jest wiele. Te, które
najbardziej rzucają się w oczy, to obraz imponującego pochodu litewskiego
wojska i wizerunek litewskich zbrodniarzy, dzikich i czujnych, gotowych w
każdej chwili rzucić się do gardła koledze z oddziału. To scena, gdzie tłum
gromadzi się, by oglądać katowanie Żydów, i wizyta w domu dzielnego gospodarza
wiejskiego gotowego ich ukrywać. To zestawienie grozy masowej śmierci z
kameralnym pogrzebem jednego z litewskich okrutników w mundurze, którego ciało
– w przeciwieństwie do tysięcy wrzucanych do ziemi – traktowane jest z
czułością i opłakiwane rzewnymi łzami. To w końcu sadystyczny Litwin, który strzela
do uciekającego dziecka, by po chwili mieć zaszklone oczy, kiedy wspomina swoją
ukochaną. Działałoby to i oddawało dramatyzm, a przede wszystkim dwoistość
natury ludzkiej, gdyby nie było tego aż tak wiele. Sigitas Parulskis poza
kontrastowaniem buduje sceny bardzo jednoznaczne w swej wymowie, w oczywisty
sposób dydaktyczne. Powieść broni się jednak jako nietuzinkowa historia
miłosna. Także jako książka o tym, czym jest zwykły człowiek w szponach strachu
i zachowawczości wobec wojennej machiny zabijania, która pozwala na wszystko.
Dlaczego? Bo można.
Vincentas, główny bohater
książki, jest takim Panem Nikt. To bohater pytań, zagadek i wątpliwości. Ma
niejasne pochodzenie, nie wiemy, kto jest jego ojcem. Jest bardzo zachowawczy.
Nawet gdy podejmuje decyzje o ukrywaniu swojej żydowskiej kochanki. Postępuje
tak, jak mu każą, i choć sam jest strachem, bez obaw podejmuje się
zaskakujących zleceń. Umiera symbolicznie trzy razy, ale dane mu jest żyć
nadal. Otrzymuje szansę życia od okupanta, bo swój by go zastrzelił. Ta szansa
to jednocześnie mroczna zależność. Vincentas chowa siebie i swoją osobowość za
aparatem fotograficznym. Ma uwieczniać zbrodnie wojenne. Ma kadrować masową
śmierć. Ma w tym szaleństwie odnaleźć jakąś formę piękna. Bo cała ta powieść
jest o tym, co dzieje się ze światem, któremu mieszają się kategorie, fronty,
moralne powinności oraz upada czytelny podział świata na dobro i zło.
Ale „Ciemność i partnerzy” to
przede wszystkim książka z litewskim adresem. Pokazująca, kim dla siebie mogli
być Litwini w 1941 roku. Kim tak naprawdę byli, choć wielu nie chciało
przyjrzeć się temu obliczu. Wojna przybyła do nich później, ale wzmocniła
nacjonalizm i przekonanie, że okupant da nadzieję na stworzenie własnego
silnego państwa. Siła jest tu jednak zupełnie inna. To siła szaleńczej
nienawiści i bezwzględności. Ludzie, w których otoczeniu musi przebywać
Vincentas, to zwyczajni bandyci gotowi swoje poczynania uzasadniać, odwołując
się nawet do boskich praw. Sporo w ogóle u Parulskisa rozważań o boskiej
intencjonalności w świecie, w którym nie ma miejsca na jakiekolwiek formy
humanitaryzmu i dobroci. Żydzi na Litwie zostali spacyfikowani i
zamordowani. Ten fakt służy autorowi do snucia opowieści o tym, co naprawdę
przydarzyło się Litwinom, kim się na moment (?) stali i w jaki sposób
sankcjonowali zło. Judyta, kochanka głównego bohatera, mówi o tym, że wojna
zedrze z ludzi wszystkie maski. Litwini masowo mordujący Żydów, którzy byli ich
sąsiadami, przyjaciółmi, kontrahentami, stają przed autorskim oskarżeniem. Aby
je złagodzić, „Ciemność i partnerzy” operuje wspomnianą już kontrastowością.
Wymiar tej książki jest zatem uniwersalny. Jesteśmy sumą dobroci i
okrucieństwa, a to, co z nas się wydobędzie, często warunkuje Historia i
okrutna rzeczywistość, która daje pozwolenie na wszystko.
Wracam do wątku miłosnego,
gdyż on wydaje mi się u Parulskisa najciekawszy. Jego bohater żarliwie się
zakochuje w kobiecie, która powinna być zgładzona, a dodatkowo jest żoną,
przynależy do innego mężczyzny. Judyta od początku zdaje się kimś na kształt
femme fatale, ale jej wizerunek jest dużo bardziej skomplikowany, gdy weźmiemy
pod uwagę, czego bohaterka oczekuje w intymnej relacji oraz jakie ma
oczekiwania emocjonalne wobec partnera. Vincentas staje się zatem żywiołowym
kochankiem, choć ta charyzma nie ma się skąd wydobyć, Vincentas jest przecież
pochodną strachu, poddańczości i fatalnych zbiegów okoliczności, w których
uświadamia sobie, że jego męskość i człowieczeństwo to coś bardzo wątpliwego. A
jednak ten romans staje się płomienny, wielowymiarowy, fascynujący i podążający
w kierunku, którego trudno się domyślać. W tej historii pasja pożądania
łączy się z opowieścią o sile samostanowienia. Ale także to, co konstruktywne i
mające łączyć, zestawione jest z bezwzględnością okoliczności, w jakich ma dojść
do tego połączenia. W tym romansowym wątku litewski prozaik umieszcza najwięcej
ciekawych pytań o ludzką godność, o lojalność i poczucie przynależności. Nie
idzie w stronę łatwych kontrastów, zajmuje uwagę i czyni z tej miłosnej
historii pewną nieoczywistą przeciwwagę dla historii wojennego zła i
okrucieństwa. To jednak samo w sobie nie przekonuje całkiem do książki.
Chciałoby się, aby „Ciemność i partnerzy” nie była powieścią aż tak dosadną i
tak chwilami jednoznaczną w wymowie. Sam pomysł oraz potencjał powieści mogłyby
zbudować rzecz o wielu, naprawdę wielu wątpliwościach czy dwuznacznościach.
Autor jakby zapominał o tym, co sugeruje w miejscu mocnych zestawień i
przejmujących kontrastów. Że jest tam jeszcze jakaś dodatkowa, ważna przestrzeń
interpretacji. Że nie należy tylko ją pokazywać, ale w jakiś sposób odnieść się
do tego, co stoi między czytelnymi porównaniami. Szarość między nimi i
niejednoznaczną przestrzeń ukazał chyba tylko w biografii głównego bohatera,
choć napisał książkę o historii i społeczności, w zasadzie powieść
panoramiczną.
A tak mamy trochę wykład,
trochę czarno-białe ukazanie tego, kim człowiek jest i kim może się stać, ale
przede wszystkim wizerunek wojny, która jest okrutnym chaosem wyzwalającym
dzikość. Mąż Judyty wspomina w jednej z rozmów z Vincentasem, że „wyobraźnia
potrzebuje wyzwań”. Odniosłem wrażenie, iż Sigitas Parulskis w taki
sposób myślał o wyobraźni czytelniczej. Brakowało mi jednak ostatecznego
zdecydowania się, czy to historia jednostki, społeczeństwa, czy opowieść o
okrutnych okolicznościach. Sporo tu ciekawych wątków i tropów. Za dużo jednak
jednowymiarowych scen i przesłań, które wyzwaniami dla wyobraźni nie są. Na
pewno odważna i wyrazista książka, ale trochę atakująca. Wolałbym w niej
sugerowanie, nie narzucanie. Wolałbym skupianie się na szarościach między
czernią a bielą, wkraczanie w obszar niedopowiedzeń dużo bardziej strasznych w
swej wymowie niż pokazanie, że jeden człowiek może zabić i w następnej chwili
wykazywać się czułością. Choć poruszająca, jest to jednak narracja, która w
ogólnym wymiarze pozostawia niedosyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz