Wydawca: Wydawnictwo
w Podwórku
Data wydania: 7 grudnia 2019
Liczba stron: 192
Przekład: Krzysztof Jarosz
Oprawa: miękka z obwolutą
Cena det.: 36 zł
Tytuł recenzji: Smutek i okrucieństwo
Lektura „Ewy ze swych
zgliszcz” pozwala lepiej zrozumieć „Zielone sari” – wcześniej wydaną w Polsce,
ale późniejszą w dorobku Anandy Devi powieść. Obraz kobiet sprzeciwiających się
męskiej dominacji i męskiemu zawłaszczaniu w „Zielonym sari” zestawiony został
z fizyczną słabością mężczyzny. Tutaj mamy do czynienia z instynktownym
gniewem. Potężną siłą, której istotę książka będzie wyjaśniać od samego wstępu:
sugestywnej sceny wędrówki utykającej kobiety idącej w noc i zapowiadającej, że
nic jej już nie zatrzyma. Devi zachwyca w „Ewie ze swych zgliszcz”
nietuzinkową narracją. Sytuuje się ona gdzieś między brutalną dosadnością a
perfekcją poetyckich metafor. Taka jest też cała historia – rozpięta między
codziennością dzielnicy biedy a niedotykalnym dla tej biedy i wykluczenia
światem przeżyć emocjonalnych, w których dominują rozpacz oraz rozczarowanie,
bo niedostatek zrównuje wszystkich, nie ma konkretnego adresu, jest
jednocześnie fundamentem życia, w jakim nie ma miejsca na poczucie własnej
godności.
Ewa jest osobna. Wyrasta ze
środowiska, w którym deficyty określają wszystkich tak samo, ale jej
egzystencjalny smutek wydaje się bardziej przejmujący. Ewa nie ma do
zaoferowania niczego poza swoim ciałem. Traktuje je jak walutę. Daje je
wykorzystywać. Ale to nie ona jest tą wykorzystywaną, bo żaden brutalnie
domagający się bliskości ciała mężczyzna nigdy nie będzie bliski jej duszy. Ewa
funkcjonuje niejako obok rzeczywistości, która chce ją doświadczyć bezradnością
przeniesioną z domu rodzinnego. Nie chce być bezradna. Znajduje sposób na
samostanowienie. Jest jednak rozpaczliwie samotna i pozostawiona samej sobie, w
piekle rozważań o tym, czego od życia nigdy nie uzyska. Eskapizm Ewy jest tu
celowo wyolbrzymiony. Ananda Devi operuje specyficznym rodzajem dramatyzmu. Jej
bohaterka to nastolatka, w której życiu skumulowały się okrutne zbiegi
okoliczności. Dysfunkcyjna rodzina, brak perspektyw, poczucie odrzucenia, ale i
jednoczesny opór przed byciem częścią społeczności beznadziei. Kiedy autorka
pisze, że Ewa jest „unoszona przez nic”, czuje się już bardzo dobrze, o jak
wielu obliczach nicości i nihilizmu będzie opowiadać ta skromna powieść.
Historia o tym, o czym mówi jeden z bohaterów – niepokojąco cienkiej linii
dzielącej ludzki smutek od ludzkiego okrucieństwa.
Sadiq adoruje Ewę mimo jej
niedostępności i widocznego zewsząd smutku. Ten młody chłopak ma w sercu dwie
pasje – czułość do poezji oraz dziewczyny, która męskość postrzega jedynie jako
wroga na prywatnej wojnie. Sad musi zmierzyć się z tym, że jest częścią grupy
wykluczonych społecznie, a ta grupa nie akceptuje jego ukochanej. Nieliczne
chwile, w których Ewa pozwala mu być blisko siebie, dają mu namiastkę
szczęścia, jakie mogliby stworzyć, gdyby urodzili się w innym czasie i innych
okolicznościach. Tymczasem oboje cierpią i żadne z nich nie jest w stanie
zbliżyć się do tego drugiego. Ananda Devi sugestywnie portretuje młodzieńczą
intensywność przeżywania. Bohaterowie spalają się zarówno w poczuciu smutku i
życiowej klęski, jak i w ogniu miłości, być może jedynego prawdziwie dobrego
uczucia, jakie można zaoferować w świecie, skąd wydobywa się jedynie gorycz.
Zastanawiam się nad tym, czy
„Ewa ze swych zgliszcz” to powieść, w której bardziej istotne są lokalne,
maurytyjskie obrazy i przesłania, czy też należy rozpatrywać ją w znaczeniu
uniwersalnym, jeśli patrzy się na kobiecą krzywdę, niesprawiedliwość społeczną,
potrzebę akceptacji i brak poczucia stabilności. Bo to także powieść o kobiecej
solidarności, za którą będzie stać kolejny dramat, i rozprawa z tym, że płeć ma
znaczenie, niesie w sobie więcej możliwości, może być opresyjna dla tej
drugiej, ale przede wszystkim ma więcej praw, więcej może, każdą podłość jest w
stanie zamaskować i uczynić elementem własnej moralności.
Devi – tak jak w „Zielonym
sari” – pokazuje mimo wszystko, że życie to możliwości (postać prawniczki
broniącej jednego z bohaterów). W bezkompromisowy sposób sugeruje, że decyzje i
działania jej zagubionych bohaterów to kwestia jakiegoś wyboru. Każe
zastanawiać się nad tym, co stoi właśnie za tym, że wybieramy dramatycznie.
Pochodzenie? Sytuacja materialna? Konstrukcja psychiczna? A może przede
wszystkim odpowiedzialność za trudną materię życia, za którą nie powinniśmy
brać odpowiedzialności. Ciekawa jest tu konstrukcja wykluczenia i hermetycznego
odcięcia od tego, co może tworzyć świat możliwości. Sama wyspa, na której żyją
bohaterowie, jest obszarem zamkniętym. Fikcyjne osiedle Troumaron to dodatkowo
zamknięta na tej wyspie przestrzeń. Podziały nie stworzyły się nagle, zostały
podyktowane okolicznościami. Są tacy, którym udało się uciec do dalekiej Europy,
i wiadomo, że stamtąd nie wrócą. Są też ci, którzy nie mają dokąd uciec. Tak
jak Ewa żyjąca z przemocowym ojcem i uległą mu matką, pośród pożądliwych
spojrzeń mężczyzn traktujących ją przedmiotowo, w dzielnicy i kraju bez szans
na zmianę. U boku kogoś, kto jest bliski, ale ta bliskość może zostać odebrana.
To wstrząsająca powieść o
desperacji, smutku i pustce, ale ujawniają się w niej także atawizmy, które
pozwalają na przetrwanie, jednak z drugiej strony kryje się w nich coś bardzo
fatalnego. Z kręgu smutku nie może wydostać się okrucieństwo i dzieje się też
odwrotnie. Ananda Devi portretuje świat, w którym wszystko jest
ułomne, rozpada się lub zapada (jak mieszkania bohaterów). Chce jednocześnie
pokazać, że walczy się o godność bez względu na stopień zwątpienia. Ewa to
siedemnastolatka, w której nie ma życia. Jest jednak ogromna siła, by
przeciwstawić się obojętności otoczenia, ale ona wystarcza tylko na pojedyncze
bunty. I na czyn, który będzie jeszcze bardziej mrocznym pokłosiem mrocznej
tragedii w życiu Ewy.
Czy ludzka tożsamość
kształtuje się na pogardzie? Czy uporczywie doświadczane zło może stać się siłą
do życia? Jakie czynniki sprawiają, że zachowujemy się jak życiowi
uciekinierzy, a jakie powodują w nas instynktowny gniew i uwalniają odwagę? Czy
sportretowana w ciemnych barwach rajska wyspa, która daje się wykorzystywać
turystom, nie jest cieniem Ewy decydującej się na to, by oddać ciało i
zapomnieć o duszy? Myślę, że ta książka jest równie przejmująca co „Zielone
sari”. Wspaniałe tłumaczenie idzie w parze z komentarzem do powieści, który
wyjaśnia lokalne kody i tropy w „Ewie ze swych zgliszcz”. Całość robi
naprawdę duże wrażenie, opowiadając metaforami o tym, czego nie widać albo co
ujawnia się dopiero w mrocznym czynie, brudnej myśli, złym zbiegu okoliczności,
niewłaściwym wyborze. Wizyjna i polifoniczna opowieść o maurytyjskiej
rozpaczy. Wielka pięknem swoich zdań i siłą oddziaływania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz