Wydawca: Sonia
Draga
Data wydania: 19 lutego 2020
Liczba stron: 288
Przekład: Ewa
Chmielewska-Tomczak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 38 zł
Tytuł recenzji: Miłość i zawłaszczanie
Ukocham cię na śmierć – mógłby
powiedzieć jeden z bohaterów powieści Ninni Schulman. Narracji, która nie tylko
jest kiepsko napisana. Ona nawet nie ma potencjału, który można byłoby docenić
mimo tego, że została fatalnie skomponowana. Schulman buduje napięcie bardzo
nieumiejętnie. Przez pół książki wieje nudą. Druga połowa to już rozwiązania
nie tyle schematyczne, ile przede wszystkim bardzo przewidywalne. Autorka nie
decyduje się na żaden zabieg, który uczyniłby „Tylko ty” powieścią atrakcyjną
dla czytelnika. Nie ma w niej żadnej dwuznaczności, brak elementu zaskoczenia,
nie ma kontrowersji czy zwrotu akcji, który wzbudzałby po prostu
zainteresowanie, budząc jakieś wątpliwości, wnosząc do tej historii powiew
czegoś oryginalnego. Ninni Schulman napisała o tym, jak miłość staje się
obsesją. Akcenty rozłożyła równomiernie, osoby dramatu sportretowała sumiennie
i w sposób oczywisty. Dodała dekoracje oraz zbiegi okoliczności, które nie
wymagają jakiejś bujnej wyobraźni. Przez to wszystko mamy książkę bez pomysłu.
Portretującą stadia zawłaszczania drugiego człowieka i psychopatologię
osobowości opisaną w podręcznikowy sposób.
Pål wykonuje nudną, pełną
rutyny pracę. Kiedyś był nauczycielem, miał w życiu cel, żonę u swego boku i
uporządkowane życie emocjonalne. Albo tak się tylko wydaje. Bohater, z
perspektywy budki przy stacji metra, dostrzega w tłumie kobietę, która bardzo
zwraca jego uwagę. Pål będzie gotowy zbliżyć się do niej za wszelką cenę.
Okazuje się, że to nie będzie takie trudne. Adorowana Iris nie od razu
zorientuje się, że jest w tarapatach. Opowieść o rodzącym się między tą
dwójką uczuciu jest wyjątkowo senna i pozbawiona jakiejkolwiek czytelniczej
atrakcyjności. Rewers portretowanego uczucia ma być już czymś dużo ciekawszym,
podnoszącym ciśnienie, przykuwającym uwagę do książki. Może to problem tego, że
Schulman od samego początku nie jest w stanie zaproponować nam poznania
bohaterów w jakikolwiek sposób interesujących. Interesujące są jednak dwie
narracje. Ta pierwszoosobowa ma nas zbliżać z Pålem i bardziej go odsłaniać.
Tymczasem okazuje się, że ta druga, zdystansowana do Iris, przyciąga uwagę dużo
bardziej. Być może dlatego, że autorka chce zmylić uwagę i czujność czytelnika.
Myśli się jak o szaleńcu niekoniecznie o tej osobie, która nosi w sobie pokłady
szaleństwa. A może tylko to, co kryją w sobie ludzie, dla których miłość to
inna definicja przynależności. „Tylko ty” opowie o tym, co się dzieje, kiedy
prawdziwe uczucie zamienia się w obsesję podporządkowania sobie kochanej osoby.
To, co trochę ratuje powieść,
to mroczne retrospekcje związane z przeszłością bohaterów, a także portretujące
ich rodziny. Rodzinne traumy są tutaj bagażami, które wciąż uwierają, bo wciąż
trzeba je ze sobą nieść, czując ich bolesny ciężar. Pål i Iris ruszyli w świat
z domów, które skryły jakieś mroczne tajemnice. Każde z nich zbudowało sobie
życie na niestabilnych fundamentach. Każde szaleńczo pragnęło kogoś kochać bez
zrozumienia tego, jaki rodzaj szacunku wymagany jest od miłości. Ninni
Schulman chce opowiedzieć swoją historię w taki sposób, żeby ocena postępowania
bohaterów nie była jednoznaczna. A z drugiej strony za szybko i w zbyt
oczywisty sposób pokazuje, co naprawdę ma miejsce na kartach tej powieści.
Ostatecznie pozostajemy z dramatem, którego ramy są bardzo schematyczne, i z
ludźmi postępującymi wedle bardzo prostych mechanizmów. Nie ma tu ani
jednej sceny, która wzbudziłaby większe zainteresowanie, a zmierzanie ku
finałowi – enigmatycznie zapowiedzianemu w pierwszej scenie – nie jest tak
wielką atrakcją czytelniczą, jaką zapowiadałby choćby wydawniczy opis tej
książki.
Schulman pokazuje, jak
manipuluje się człowiekiem w związku, ale także stara się sportretować
mechanizmy obronne psychopaty. Pozwalają mu one racjonalnie wytłumaczyć
wszystkie zagrażające zdrowiu lub życiu drugiej osoby poczynania. Nie ma w tym
niczego, co mogłoby się skryć w cieniu niedopowiedzenia. Co więcej, pojawiają
się rozwiązania bardzo ograne i niesamowicie wtórne. Jedno z bohaterów dba o
wizerunek na portalach społecznościowych, a drugie nie uczestniczy w tej formie
relacjonowania zdarzeń z życia. Jest trochę smętnej dydaktyki na ten temat i
jest oczywiste sugerowanie, że media społecznościowe mogą być bardzo groźne.
Schulman dodatkowo umieści swoich bohaterów na jakiś czas na odludziu, żeby
kameralny dramat rozgrywał się w oddalonym od cywilizacji domku. Poza tym
relacje między kochankami przełamane są w jednym konkretnym momencie. Autorka
najpierw mocno się stara, by uwiarygodnić ich uczucie, a potem w zasadzie w
jednym zdarzeniu wszystko to rozbija, by przejść do dramatycznej strony
relacji. Odniosłem wrażenie, że w „Tylko ty” albo coś dzieje się zbyt długo
i nuży, albo też rozgrywa się nazbyt szybko, bez wiarygodności. Także
psychologicznej, bo ta książka opowiada o klinicznym, podręcznikowym przypadku
zaborczej miłości, niczego więcej poza jej symptomy nie pokazując.
To również książka o tym, że
toksyczna relacja może być relacją, która niczego nie uczy. Wpadają sobie w
ramiona ludzie, za którymi są już pewne błędy i którzy powinni być wyczuleni na
to, kogo wybierają sobie na kolejnego życiowego towarzysza. O ile Pål jest
zdeterminowany, bo wyboru dokonuje niczym łowca, o tyle działania i sfera
emocji Iris są w zasadzie bardzo infantylne. Czasem wzbudzają śmiech, podobnie
jak pretensjonalne imiona bohaterów. Koleżanki Iris to Kelly i Olivia, a
dzieciak tej ostatniej ma na imię Sixteen. Gdyby nie kilka nazw własnych
związanych z topografią Sztokholmu, nie wiedzielibyśmy, że akcja dzieje się w
Szwecji. I wcale nie dlatego, że autorka świadomie chce pokazać, iż
portretowany dramat ma wydźwięk uniwersalny.
Dwie narracje mające się
prawdopodobnie uzupełniać tutaj mocno o siebie zgrzytają. Konstrukcja tej
książki skłania do pospiesznej lektury. Rozdziały są krótkie i rwane. Cała
historia toczy się dynamicznie, ale w momencie, w którym powinny się pojawić
jakieś ciekawe pytania o istotę zaborczej miłości, nie ma u Schulman niczego,
dzięki czemu ta książka byłaby jakaś, miała swój charakter.
Podobają mi się rozwiązania finałowe, ale poza tym jest to w dużej mierze
słabiutka powieść obyczajowa, która elementy thrillera przemyca jakby z kalek,
którymi są inne książki. Nie czuję, żeby ta książka wydobyła się z jakiegoś
twórczego procesu myślowego. Jest solidnie napisaną literaturą środka ze
smaczkami dla wielbicieli dreszczowców, ale chyba przede wszystkim dla mało
wymagającego czytelnika, bo istotę portretowanej zagadki odkryć można bardzo
wcześnie i bez żadnej ekscytacji. Spore rozczarowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz