Wydawca: Wydawnictwo
Editio
Data wydania: 23 czerwca 2020
Liczba stron: 684
Przekład: Piotr Cieślak
Oprawa: zintegrowana
Cena det.: 59 zł
Tytuł recenzji: Pamięć okrucieństwa
Imponująca wieloaspektowością
i mnogością odniesień do tekstów źródłowych książka Heather Ann Thompson jest mocnym głosem
w toczących się często dyskusjach o patologiach systemów penitencjarnych. Adres
opisywanej historii jest bardzo konkretny, amerykański. Opowiadając o krzywdzie
będącej pokłosiem chaosu, furii i dyletanctwa, za które nikt w zasadzie nie przeprosił,
Thompson chce zwrócić uwagę na to, jak funkcjonowały i do dzisiaj funkcjonują
zakłady karne w USA. Jedno ze zdań z tej publikacji, które wyraźnie zapada
w pamięć, to komentarz do sytuacji amerykańskich placówek: „Większość więzień
stanowych to przeludnione, rozsypujące się relikty dawno odrzuconych teorii
resocjalizacyjnych”. Autorka opowie o pewnej mrocznej twierdzy zlokalizowanej
obok spokojnego miasteczka, w której tkwili w ciasnocie więźniowie poddani
specjalnemu rygorowi – wielokrotnie tacy, którzy za swoje mniej groźne
przestępstwa w ogóle nie powinni się tam znaleźć. Thompson opisze relikty
teorii resocjalizacyjnych, zwracając uwagę na najgorsze ludzkie atawizmy i
instynkty. Bo Attica, w której wybuchł bunt, jak wiele amerykańskich więzień,
była miejscem strukturalnej przemocy podsycanej rasizmem i status quo opartym
na jakiejś karykaturze resocjalizacji.
Fakty przedstawiane przez
Thompson są następujące: najpierw bunt w więzieniu Auburn, który dał początek
fermentowi w Attice. Potem samo przejęcie zakładu karnego przez więźniów, które
nastąpiło 13 września 1971 roku. Pięć dramatycznych dni, podczas których ważyły
się losy buntowników. Filmowane odbicie zakładu – okrutne i brutalne. Śmierć
wielu więźniów oraz strażników wziętych za zakładników. Torturowanie tych
więźniów, którzy po odbiciu mieli po prostu wrócić do cel. Dramat rozgrywający
się potem przez dekady – dochodzenie sprawiedliwości przez wszystkich okrutnie
skrzywdzonych w więzieniu i tych, którzy ich cierpienie musieli wpisać w swoje
dalsze życie. Zakłamania, absurdy, groteskowość procesów. Stan Nowy Jork, który
nigdy nie przeprosił za krwawą masakrę. Ale to są same fakty. Thompson chce je
zaprezentować z wrażliwością historyczki, która gotowa jest na analizę każdego
niuansu, zachowując jednocześnie w narracji takt oraz empatię. Fragmenty tej
książki czyta się jak przejmującą powieść sensacyjną. Tyle tylko że nie mamy do
czynienia z fikcją literacką. „Krwawy bunt” jest opowieścią o dzikim
okrucieństwie, któremu nikt nie chciał się przyglądać, bo wstyd było przyznać,
że jest ludzkie. Również historią tego, w jaki sposób system wykorzystuje
przewagę nad krzywdą obywatela. Jak niszczący jednostkę może być proces
dochodzenia sprawiedliwości. Ale przede wszystkim o tym, że amerykańskie
więzienia odbierają wiele elementarnych praw, które są również prawami
osadzonych. W relacjach z opisywanych wydarzeń używało się określenia
„zwierzęta” na więźniów, którzy zdecydowali się na bunt. Mam wrażenie, że to
amerykański system prawny – z bardzo lokalnym adresem – jest tu
bezkompromisowym i drapieżnym zwierzęciem, które rusza na łowy…
Autorka każdy z dziesięciu
rozdziałów rozpoczyna biogramem ludzi ważnych z punktu widzenia tego, co najistotniejsze
w danej partii tekstu. Moją uwagę przykuły przede wszystkim trzy postacie, bo
cały czas myślałem o tym, w jak skomplikowanej moralnie i egzystencjalnie
sytuacji się znaleźli. To Russell Oswald, komisarz do spraw więziennictwa. To
on miał być pośrednikiem w konsultacjach między więźniami a systemem. Był
lekceważony, traktowano go z niechęcią. A jednak wkroczył na plac więzienny, na
którym demonstrowali osadzeni, zapewniając każdemu mediatorowi swobodne wejście
do więzienia i wyjście z niego. W sercu buntu coraz silniej wierzył w moc negocjacji.
I wierzył do końca. A potem był świadkiem przerażających aktów przemocy
podsycanych przez nienawiść, także rasową. Oswald jest tragicznym przegranym,
ale też człowiekiem wzbudzającym ambiwalentne uczucia. Oskarżany o
pobłażliwość, potem prześladowany. Wciąż z poczuciem niespełnienia i goryczy.
Odsunięty jakby w cień. Dużo odważniejszy wydaje się John Edland, patolog
mający odwagę kwestionować fałszywe deklaracje na temat tego, kto i jakie
śmiertelne rany odniósł podczas szturmu. Gdy amerykańska opinia publiczna
ujrzała obraz zdemonizowanych więźniów, wobec których należało zastosować
zbrojną akcję, Edland świadom wszelkich konsekwencji ujawnia prawdę o
przyczynach zgonów, dając dowody na to, że podczas odbijania więzienia
dochodziło po prostu do zbrodni. Trzecia wyróżniająca się postać to Malcolm
Bell, prawnik w służbie prokuratury, który bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że
oskarżenia publiczne oparte są na przekłamaniach. Człowiek ryzykujący
stanowisko, by ujawnić skalę zakłamania i manipulacji.
Bo dni po odbiciu więzienia
były ich pełne. Thompson najpierw metodycznie godzina po godzinie oddaje dramat
więźniów coraz bardziej spodziewających się ataku z zewnątrz, a potem
prezentuje fakty, które już niekoniecznie interesowały Amerykanów. Jaką
okrutną zemstę wymyślili strażnicy dla zbuntowanych? Jak tuszowano to, że do
akcji zbrojnej wkroczyli pełni zniecierpliwienia, frustracji i nienawiści
funkcjonariusze bez emblematów identyfikacyjnych, którzy w chmurze toksycznego
dymu strzelali do więźniów między innymi amunicją wykorzystywaną do polowań na
jelenie? Jak w ogóle można było wydać zgodę na tak chaotyczną i pełną
przemocy akcję wobec ludzi, którzy w swojej demokracji przegranych umożliwili
warunki pokojowego dialogu i sami pokojowo protestowali?
„Krwawy bunt” to opowieść o
tym, że cierpienia i nienawiść mają personalia. Że bez względu na chęć
zatuszowania nieprawidłowości doprowadzających do śmierci fakty na zawsze
pozostaną boleśnie czytelne. Thompson prowadzi narrację, sięgając już do XXI
wieku. Okazuje się, że kilka dekad na odszkodowania czekali maltretowani po
odbiciu Attiki więźniowie, jak również rodziny pokrzywdzonych pracowników
zakładu karnego. Zwraca uwagę na to, w jak wielkim konflikcie znalazły się na
lata sprawiedliwość i zacietrzewienie, by bronić morderczego przedsięwzięcia.
Takiego, któremu słuszność przyznawał sam Richard Nixon. Z drugiej strony
autorka bardzo podmiotowo traktuje swoich bohaterów – oni w przeciwieństwie do
bezdusznego systemu mają emocje, uczucia, są osadzeni w ludzkich kontekstach
pewnych działań oraz ich konsekwencji.
Attica to symbol bezwzględnego
okrucieństwa, ale również miejsce, w którym prawa człowieka zostały zastąpione
siłą i nienawiścią, a rasizm po raz kolejny pokazał swoje destrukcyjne dla
amerykańskiego społeczeństwa oblicze. Heather Ann Thompson bardzo
chce pokazać, jak wiele różnych wątpliwości wiąże się ze sprawą buntu z 13
września 1971 roku, ale nie chce tej mnogości jedynie eksponować. „Krwawy bunt”
to bardzo rzetelna analiza faktów i inteligentnie konstruowane tezy. Wciąż mimo
wszystko sprawa buntu w Attice wywołuje wiele kontrowersji. Sporo też zostało
ukryte w mrocznym cieniu. Nieprzypadkowo stan Nowy Jork nie chciał, by opinia
publiczna wiedziała wszystko. Być może wówczas musiałby za to wszystko
zwyczajnie przeprosić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz