Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 16 czerwca 2021
Liczba stron: 432
Oprawa: miękka
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Śmierć publiczna
Bardzo byłem ciekaw tej książki, bo „Odmęt” wiele obiecywał – w sensie rozwoju głównych bohaterów, którzy zostali w pierwszej powieści zarysowani jakby z odrobiną nieśmiałości, choć dość wyraźną kreską. Nowa powieść Jacka Łukawskiego zupełnie inaczej buduje zagadkę kryminalną, ale najważniejsze jest konsekwentne odsłanianie wizerunków postaci, z którymi mogliśmy się już zaprzyjaźnić, jednak w taki sposób, by pozostawał jakiś niedosyt. Tak sobie myślę, że bardzo lubię u tego autora dużo wcześniej domyślać się, kim jest zabójca i jak w zarysie ogólnym może wyglądać finał wątku kryminalnego. Lubię dlatego, że to w żaden sposób nie odbiera przyjemności lektury i czyta się Łukawskiego z dużym zainteresowaniem, wiedząc, że mimo wszystko pozostawia coś ciekawego i nieodkrytego na sam koniec. „Podszept” powinni przeczytać wszyscy, którzy zmęczeni są już obecnością Warszawy w polskich kryminałach. Portretowane Kielce stają się miastem zagadek, a jednocześnie przestrzenią, którą naprawdę dobrze się widzi. W tym wszystkim charyzmatyczny ekscentryk, czyli prokurator Arkadiusz Painer, oraz dwójka policjantów, którym autor przeznaczył trudne zadanie odnalezienia się w życiu zawodowym po emocjonalnej klęsce, jakiej doświadczyli w życiu prywatnym.
W „Podszepcie” giną młodzi ludzie, którzy na oczach innych testują różne produkty. Tak zwani influencerzy. Ci, którzy od jakiegoś czasu zajmują się zawodowo kształtowaniem opinii publicznej i bardzo często są dość płytcy w tym, co robią, a mało kto zauważa, że król jest nagi i reklamowany produkt to efekt konkretnej współpracy komercyjnej. Na taką współpracę nastawieni są bohaterowie, którzy stracą u Łukawskiego życie. Jednakże ciekawsze od tego, czym się zajmowali przed kamerami, jest to, w jaki sposób zostaje odebrana ich śmierć. Bo okazuje się, że umierają także publicznie. Ktoś gotów jest zrobić wszystko, by takich makabrycznych transmisji było więcej.
Dariusz Kryński awansował, jest aspirantem, staje się odpowiedzialny za odnalezienie zabójcy, który rozpoczyna swój danse macabre od czerwonowłosej youtuberki połykającej na oczach swoich licznych fanów toksyczną substancję zamiast tego, co miała ze smakiem zareklamować. Kryński jest w skomplikowanej relacji z Dorotą Kowalską, z którą – jak wiemy z „Odmętu” – zbliżył się na tyle, że stało się to niebezpieczne. Każde z nich na swój własny sposób zareagowało na bliskość niemożliwą z różnych powodów. Dzisiaj zmuszeni są pracować razem w atmosferze napięcia i niedomówień. Iskrzy między tą parą, ciekawy jest również wizerunek potencjalnego zabójcy. Sprawa wydaje się bardzo skomplikowana, bo długo nie rozumiemy, jaki jest motyw oprawcy. Jacek Łukawski potrafi również mylić tropy, kierując naszą uwagę w stronę pewnej firmy, która pozornie nie ma nic wspólnego z aktywnymi młodymi influencerami. Albo stara się, by ta współpraca nie była tak widoczna.
O ile postać zabójcy ujawni nam się tu dosyć szybko i – jak wspomniałem – nie zrujnuje napięcia fabularnego, o tyle ciekawsze jest to, w jaki sposób autor konfrontuje nas z metodami dedukcji. Bardzo obszerne i wyjątkowo ciekawe sceny z domu Painera, w którym prokurator gości Kryńskiego i Kowalską, są świadectwem tego, że Łukawski bardzo inteligentnie przemyślał fabułę i koncentrował się na każdym szczególe. Mimo że wspomniana trójka tworzy czasami irracjonalne wizje tego, kim jest przestępca i jakie są jego motywacje, dbałość o detale tej książki ujawniają właśnie fragmenty debat o tym, na co nie ma czasu podczas codziennej pracy. Spotkania u Painera mają nie tyle służyć ustalaniu faktów, ile przede wszystkim być okazją do swobodnej wymiany myśli, a w niej ujawniają się specyficzne cechy i wrażliwość bohaterów.
Sam Painer stanowi przez pewien czas pozornie nieznaczące tło. Znamy już jego słabość do konkretnej marki papierosów oraz do motocykli. Właściwie nie dowiadujemy się więcej. A jednak kierujący się rozumem i rozważnie formułujący tezy człowiek niesie w sobie tajemnice, które w dużej mierze chyba przeniesie do kolejnej powieści cyklu. Nie spodziewamy się jednak tego, jaki będzie udział prokuratora w finałowych zdarzeniach. Łukawski jest wtedy brawurowy, a jego bohaterowie na adrenalinie prezentują się zupełnie inaczej – okazuje się, że mają w sobie takie pokłady niezwykłej determinacji, że „Podszept” nabiera dodatkowych kolorów, właśnie zmierzając do finału.
Wykorzystując motyw medialnych morderstw, autor zwraca uwagę na to, jak bardzo potrafimy odsłonić swoją prywatność w Internecie i jak niewiele refleksji nam w związku z tym towarzyszy. Młodziutka rozmówczyni Kryńskiego stanowczo zaprzecza, że groziła zabitej influencerce. Przyciśnięta wypowiada ważne zdanie: „Nie publicznie, tylko w Internecie”. Zaskakujące jest to, jak odbierana jest wirtualna przestrzeń i co w związku z tak wypaczonym jej odbiorem może mieć w niej miejsce. „Podszept” skieruje nas w mroczną stronę Internetu, tak zwany darknet, a tam skonfrontujemy się z całkowitym brakiem hamulców etycznych czy moralnych. Na co i w jakim kontekście chcemy patrzeć? Jak często zastanawiamy się nad tym, kto nas obserwuje, gdy mówimy do kamery i zakładamy, że po drugiej stronie są tylko życzliwi nam fani? Łukawski ciekawie łączy wątek cyberprzestrzeni z bezkompromisową walką o wpływy i pieniądze. Okazuje się, że właśnie bogacenie się będzie tutaj bardzo istotne. Ktoś uzna, że warto zrobić jeszcze jedną okrutną rzecz dla zysku. Ktoś popełni o jeden błąd za dużo, a dramat rozegra się nie w Internecie, lecz w realnym świecie. Tam, gdzie realnie zaboli.
Stróże prawa w „Podszepcie”
będą przez pewien czas bezradni, ale dzięki temu powieść nabiera intensywności,
bo odnieść można wrażenie, że we wspomnianym realnym świecie błądzimy tak jak
odbiorcy różnego rodzaju treści, do której przekonują ich inni. Do czego tak
naprawdę możemy się przekonać online? Nie ma tutaj aż takiej
brutalizacji jak w innych polskich thrillerach i kryminałach wykorzystujących
mroczne zagadki świata wirtualnego. Jacek Łukawski nie stawia na
spektakularne sceny, nie chce też zwracać uwagi czymś wyjątkowo
kontrowersyjnym. A jednak w ogólnym wymiarze jego najnowsza powieść jest
naprawdę przerażająca. Również dlatego, że śmierć czeka tutaj kogoś, kogo nigdy
nie typowalibyśmy do roli ofiary. Świetna kontynuacja i myślę, że bardzo
dobra zapowiedź tego, że autor chce nam powiedzieć jeszcze całkiem sporo, ale
nie przyzwyczaja do utartych już przez siebie schematów i pomysłów na fabułę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz