Myślę, że książka Magdy Parus doskonale rozsadza pseudoświąteczny nastrój, który powoduje, że już w listopadzie oglądamy kolorowe choineczki, brodatych Mikołajów, ćwierkające bałwanki i tym podobne koszmary. Parus napisała książkę o koszmarze świąt, o utrapieniach, przejmującym bólu i rozpadzie więzi międzyludzkich. Uderzyła w bardzo przekonujący ton, bo przecież dla znacznej większości przedświąteczny i świąteczny okres to źródło nieustającej opresji, każące zachowywać się względem siebie inaczej niż zwykle i silić się na serdeczność, jaką nie zawsze ma się ochotę okazać, a już na pewno nie na zawołanie „bo Wigilia”.
Poznajemy losy dwóch sióstr – Kamili i Leny. U jednej spędzamy święta wielkanocne, u drugiej Boże Narodzenie. Kamila jest osobą dominującą i ustawiającą świat oraz ludzi w tym świecie wedle ustalonego w głowie, kostycznego szablonu. Utyskuje w duchu na mało obrotnego męża, a tak naprawdę cieszy się, że Heniu w ciepłych kapciach bez większego protestu pozwala sobą kierować. Dla świętego spokoju na fanaberie matki godzi się też Adrian, dorosły syn Kamili, nazywany przez nią Adusiem. Kamila okazuje skrajną nieczułość, reagując na śmierć, jaka wydarzyła się w rodzinie siostry jej męża. Oto bowiem tragiczny w skutkach wypadek na motorze syna Renaty zmusza ją jedynie do refleksji o tym, że rozpieszczanie dziecka nie jest dobre i że jej Aduś nigdy nie skończy tak marnie. Kamila jest postacią smutną, przerażającą wręcz i odstręczającą już od pierwszych zdań. To, co dzieje się w jej głowie, to chore projekcje, z jakimi bardzo trudno pogodzić prawdziwe życie. Jej mężczyźni są więc gruboskórni i niewrażliwi tylko dlatego, że mają nieco inną koncepcję spędzania świąt wielkanocnych. Jeśli coś nie idzie po myśli Kamili, kobieta się złości. I tylko ta tłumiona złość oraz różne frustracje dominują w kobiecie podczas świąt.
Kamila zazdrości swojej siostrze Lenie, że trafiła na prawdziwego mężczyznę. Takiego, który zapewnia jej poczucie bezpieczeństwa i daje prawdziwy dom. Jednocześnie zazdrośnie krytykuje kobietę, która wynajmuje sprzątaczkę, a dzieci kieruje na obiady do stołówek. Lena nie jest prawdziwą kobietą, bo nie robi tego, co zakodowane jest w móżdżku Kamili. Kilka Wigilii spędzimy zatem w snobistycznym domu, w którym Lena i jej mąż Grzegorz stopniowo się od siebie oddalają z winy matki mężczyzny, o której Lena myśli z nieustającym wstrętem. Teściowa krytykuje wszystko, co Lena robi, z wychowaniem dzieci włącznie. Czy jednak normalne jest, by mała Kasia sprawdzała ilość, a nie jakość prezentów? Czy można sobie wyobrazić nalewanie alkoholu dzieciom, co czyni Grzegorz? Konflikty są przede wszystkim uwarunkowane różnicami pokoleniowymi – inaczej na świat patrzy Bronia, inaczej Lena, jeszcze inaczej jej "rozpuszczone" dziewczynki.
Dramat Leny rozgrywa się stopniowo przez kilka lat. Trudno powiedzieć, dlaczego jej mąż zbliża się coraz bardziej z matką i odrzuca żonę. Grzegorz staje się opryskliwy i złośliwy, stoi po stronie własnej matki, pozwala jej wprowadzić się do siebie i doprowadza do tego, że którejś z kolei Wigilii rodzina nie spędza już wspólnie, a następna doprowadza do tragedii.
Obie kobiety Magdy Parus starają się za wszelką cenę zachować rodzinną atmosferę podczas świąt. Zagryzają zęby, by nie powiedzieć czegoś niemiłego, niestosownego. Buzują w nich jednak negatywne emocje o skali tak ogromnej, że siostry stają się momentami chodzącymi bombami zegarowymi. Autorka przygląda się ich ułomnościom, zadając pytanie o to, dlaczego kobiety trwają w nieudanych związkach i jak bardzo są w stanie poświęcić własne szczęście na rzecz szczęścia swoich dzieci. „Rodzinnych ciepłych świąt” to gorzka opowieść o tym, iż nic i nikt nas nie zmienia, że każdy tak naprawdę jest dość samotny w konfrontacji z nastrojem, który nie pozwala o tej samotności myśleć. Książka Magdy Prus ukazuje mroczną stronę świąt i wieloaspektowe dramaty kobiet, usidlonych w swych życiowych rolach przede wszystkim na własne życzenie.
Czy jest kogo żałować i komu współczuć w tej przygnębiającej opowieści? Tak. Można wznieść się na wyżyny empatii i zrozumieć zarówno Kamilę, jak i Lenę, ale tak naprawdę chodzi w tej książce o to, by ujawnić toksyczne relacje między członkami rodziny, dla których antidotum ma być odświętnie ubrana choinka, śpiewanie kolęd, czy obżeranie się jedzeniem przed telewizorem. Magda Parus nie wnosi niczego nowego w postrzeganie świąt nie zawsze rodzinnych, ale sygnalizuje problemy, od których dzięki słodkim choineczkom, ćwierkającym bałwankom i maltretowanej przez stacje radiowe piosence „Last Christmas” mamy uciec. Dlaczego uciekać od bolączek życia, skoro życie głównie z nich się składa? Wesołych świąt – już w listopadzie życzę.
Wydawnictwo MUZA, 2011
Poznajemy losy dwóch sióstr – Kamili i Leny. U jednej spędzamy święta wielkanocne, u drugiej Boże Narodzenie. Kamila jest osobą dominującą i ustawiającą świat oraz ludzi w tym świecie wedle ustalonego w głowie, kostycznego szablonu. Utyskuje w duchu na mało obrotnego męża, a tak naprawdę cieszy się, że Heniu w ciepłych kapciach bez większego protestu pozwala sobą kierować. Dla świętego spokoju na fanaberie matki godzi się też Adrian, dorosły syn Kamili, nazywany przez nią Adusiem. Kamila okazuje skrajną nieczułość, reagując na śmierć, jaka wydarzyła się w rodzinie siostry jej męża. Oto bowiem tragiczny w skutkach wypadek na motorze syna Renaty zmusza ją jedynie do refleksji o tym, że rozpieszczanie dziecka nie jest dobre i że jej Aduś nigdy nie skończy tak marnie. Kamila jest postacią smutną, przerażającą wręcz i odstręczającą już od pierwszych zdań. To, co dzieje się w jej głowie, to chore projekcje, z jakimi bardzo trudno pogodzić prawdziwe życie. Jej mężczyźni są więc gruboskórni i niewrażliwi tylko dlatego, że mają nieco inną koncepcję spędzania świąt wielkanocnych. Jeśli coś nie idzie po myśli Kamili, kobieta się złości. I tylko ta tłumiona złość oraz różne frustracje dominują w kobiecie podczas świąt.
Kamila zazdrości swojej siostrze Lenie, że trafiła na prawdziwego mężczyznę. Takiego, który zapewnia jej poczucie bezpieczeństwa i daje prawdziwy dom. Jednocześnie zazdrośnie krytykuje kobietę, która wynajmuje sprzątaczkę, a dzieci kieruje na obiady do stołówek. Lena nie jest prawdziwą kobietą, bo nie robi tego, co zakodowane jest w móżdżku Kamili. Kilka Wigilii spędzimy zatem w snobistycznym domu, w którym Lena i jej mąż Grzegorz stopniowo się od siebie oddalają z winy matki mężczyzny, o której Lena myśli z nieustającym wstrętem. Teściowa krytykuje wszystko, co Lena robi, z wychowaniem dzieci włącznie. Czy jednak normalne jest, by mała Kasia sprawdzała ilość, a nie jakość prezentów? Czy można sobie wyobrazić nalewanie alkoholu dzieciom, co czyni Grzegorz? Konflikty są przede wszystkim uwarunkowane różnicami pokoleniowymi – inaczej na świat patrzy Bronia, inaczej Lena, jeszcze inaczej jej "rozpuszczone" dziewczynki.
Dramat Leny rozgrywa się stopniowo przez kilka lat. Trudno powiedzieć, dlaczego jej mąż zbliża się coraz bardziej z matką i odrzuca żonę. Grzegorz staje się opryskliwy i złośliwy, stoi po stronie własnej matki, pozwala jej wprowadzić się do siebie i doprowadza do tego, że którejś z kolei Wigilii rodzina nie spędza już wspólnie, a następna doprowadza do tragedii.
Obie kobiety Magdy Parus starają się za wszelką cenę zachować rodzinną atmosferę podczas świąt. Zagryzają zęby, by nie powiedzieć czegoś niemiłego, niestosownego. Buzują w nich jednak negatywne emocje o skali tak ogromnej, że siostry stają się momentami chodzącymi bombami zegarowymi. Autorka przygląda się ich ułomnościom, zadając pytanie o to, dlaczego kobiety trwają w nieudanych związkach i jak bardzo są w stanie poświęcić własne szczęście na rzecz szczęścia swoich dzieci. „Rodzinnych ciepłych świąt” to gorzka opowieść o tym, iż nic i nikt nas nie zmienia, że każdy tak naprawdę jest dość samotny w konfrontacji z nastrojem, który nie pozwala o tej samotności myśleć. Książka Magdy Prus ukazuje mroczną stronę świąt i wieloaspektowe dramaty kobiet, usidlonych w swych życiowych rolach przede wszystkim na własne życzenie.
Czy jest kogo żałować i komu współczuć w tej przygnębiającej opowieści? Tak. Można wznieść się na wyżyny empatii i zrozumieć zarówno Kamilę, jak i Lenę, ale tak naprawdę chodzi w tej książce o to, by ujawnić toksyczne relacje między członkami rodziny, dla których antidotum ma być odświętnie ubrana choinka, śpiewanie kolęd, czy obżeranie się jedzeniem przed telewizorem. Magda Parus nie wnosi niczego nowego w postrzeganie świąt nie zawsze rodzinnych, ale sygnalizuje problemy, od których dzięki słodkim choineczkom, ćwierkającym bałwankom i maltretowanej przez stacje radiowe piosence „Last Christmas” mamy uciec. Dlaczego uciekać od bolączek życia, skoro życie głównie z nich się składa? Wesołych świąt – już w listopadzie życzę.
Wydawnictwo MUZA, 2011
5 komentarzy:
Bardzo mnie zaciekawiła Twoja recenzja, więc książkę będę miała na uwadze.
Pozdrawiam serdecznie!
Wreszcie jakaś nieugłaskana historia z ugłaskanymi świętami w tle. Bo choć lubię okres bożonarodzeniowy, to jest on nader idealizowany przez świat, co nawet mnie-idealistce daje się mocno we znaki. Zwłaszcza, gdy ma się on opierać na sztuczności. Wtedy naturalnie przypomina mi się fragment z Zeszytów Ciorana "po co nosić maski, jak się już od dawna nie ma twarzy". Nie wiem tylko, jak przetrwać cały rok na skrajnym racjonalizmie. To chyba może zabić.
Jak zawsze na wysokim poziomie.
Pogodnych i dla Ciebie :)
Myślę, że książka by mi się spodobała. Może po części dlatego, iż nigdy nie lubiłam tych świąt, zawsze wolałam Wielkanoc... ;)
Pozdrawiam
Sol
http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
Prześlij komentarz