Tego typu książki są akceptowane przez niewielką grupę ludzi. Rozważania dotyczące inności, zaburzeń psychicznych i problemów osobowościowych nadal spychane są gdzieś na życiowy margines, choć powoli wkracza do nas moda na prywatnych psychoterapeutów, którzy zmuszają do tego, by rozmawiać o tym, o czym rozmawiać na co dzień nie sposób.
Gdyby ktoś w niezobowiązującej rozmowie zapytał Krystiana Głuszko o to, co słychać, mógłby zamilknąć lub uciec, słysząc odpowiedź: psychozy, zaburzenia pamięci, halucynacje, omdlenia, męczące sny. Jeżeli ktoś uważa, że wymienione kwestie to po prostu chore rojenia, niech nie czyta dalej niniejszego omówienia i samej książki „Spektrum”. O jakim bowiem spektrum tu mowa? Tym autystycznym, bardzo szerokim, praktycznie niedefiniowalnym i przede wszystkim trudnym do wyleczenia. Kiedy przed laty oglądałem „Piękny umysł” z rewelacyjnym Russellem Crowe, nie spodziewałem się, że o piętnie autyzmu ktoś opowie inaczej, ciekawiej. Cieszę się, że „Spektrum” ujrzało światło dzienne. Cieszę się, że o problemach w tej książce opisanych, zacznie mówić opinia publiczna. Podziwiam odwagę autora, ale jednocześnie rozumiem, iż takie pisanie to dla niego – jak choćby dla Halszki Opfer, autorki dwóch książek wspomnieniowych o toksycznym dzieciństwie i dorosłości – forma publicznej terapii. Takiej, wobec której nie możemy pozostać obojętni, będąc jej świadkami.
Głuszko w opowieści fragmentarycznej, w rwanej narracji, w mało literackich frazach i trudnych do uporządkowania pojęciach, opowiada o spotkaniu z samym sobą po to, by przestrzec innych. Albo może czegoś innych nauczyć. Przede wszystkim tego, czym jest cierpienie. Nie to, które oglądamy codziennie na ekranach telewizorów, cierpienie pełne rozlewu krwi i spektakularnych wstrząsów. Takie, o którym się nie mówi, bo trudno ująć je w słowa. O piekle wewnątrz mózgu, o codziennych problemach z akceptacją siebie i każdego kolejnego dnia. O trudach nawiązywania jakichkolwiek relacji i o świadomości, iż cierpienie będzie wracać w różnym nasileniu do końca życia.
„Spektrum” to książka pisana emocjami, więc trudno nazwać ją prawdziwą literaturą. Mamy tutaj do czynienia z kalekimi zdaniami, zaburzoną chronologią. Ta narracja jest rwana i rządzi się tylko sobie znanymi prawami. Prawami człowieka w spektrum autyzmu, który odważył się na to, by o sobie opowiedzieć. Dowiadujemy się wiele, ale tak naprawdę nie za dużo. Przecież nie jest możliwe opisanie tego, co się odczuwa. Trudno wyrazić ból i cierpienie. Czy cierpienie Krystiana Głuszko ma uszlachetniać? Trudno orzec. Pewne jest natomiast to, iż jego opowieść pomoże wszystkim tym, którzy chcą być bliżej życiowych outsiderów i lepiej ich zrozumieć.
Poznajemy tylko epizody z życia autora. Te najważniejsze albo te, które wyraźnie – choć bez wyraźnego powodu – zapadły mu w pamięć. Próby samobójcze. Okaleczenia. Pobyty w szpitalach psychiatrycznych. Miejscach, w których wyleczyć się nie sposób. Można jedynie opóźniać rozwój choroby. „Cały ten szajs polega na tym: przyjąć – zaleczyć – wypuścić – czekać na powrót”. Czym zaleczyć? Okrutnymi elektrowstrząsami czy terapią śpiączki insulinowej? Czy szpitale psychiatryczne rzeczywiście są miejscem, w którym można odnaleźć samego siebie, stanąć na nogi, żyć normalnie (cokolwiek pod tym pojęciem rozumieć)? Przecież wszystko tak naprawdę zależy od samego chorego. Tak rozumują zdrowi, normalni. Przecież wystarczy wziąć się w garść, poskładać do kupy, wyjść życiu naprzeciw. Czy aby na pewno? Co pod tymi wyświechtanymi frazesami rozumiemy? Co rozumiemy z tego, co dzieje się w umyśle i ciele naszpikowanym antydepresantami i neuroleptykami, z którymi prowadzący lekarze grają w rosyjską ruletkę? Może pomoże, może nie. A jak nie, to wstrząsik. Większa dawka. Częstsze terapie. I gdyby to wyglądało naprawdę tak prosto, wielu ludzi takich jak Głuszko nie musiałoby przeżywać tego, o czym on sam pisze. Przepraszam, próbuje napisać. „Spektrum” to bowiem proza próby. Próby wyrażania siebie, ale i próby wyjścia światu naprzeciw. Temu normalnemu, gdzie nie trzeba bać się samego siebie…
Głuszko zwraca uwagę na to, jak niewiele w gruncie rzeczy dzieli zdrowych i tych, którzy cierpią wewnętrznie. „Tak wiele dzieli zaburzonych psychicznie od zdrowych, jednak jesteśmy bardzo blisko siebie… Mamy podobne nadzieje, tęsknoty, pragnienia i prośby w modlitwie”. Myślę, że jego opowieść to przede wszystkim miejsce spotkania tych, którzy chcą zrozumieć i tych, którzy nie rozumieją samych siebie. Dodatkowo to książka opowiadająca o tym, że cierpienie wewnętrzne ukazuje tak naprawdę, kim się jest. O tym, że z ulgą można opuścić własne ciało. O tym, że często dyskutujemy o skutkach, a nie rozumiemy przyczyn.
„Spektrum” to mroczne, ale i prawdziwe świadectwo egzystencjalnego bólu. Jego autor wspomina, że dużym błędem i słabością było w przeszłości zaufanie ludziom. Myślę, iż ta opowieść wypływa z wielkiego zaufania. Z wiary w to, że można pomóc nie tylko sobie, lecz innym. By zrozumieć to, czego pojąć się nie da.
Wydawnictwo Dobra Literatura, 2012
9 komentarzy:
Mam nadzieję, że uda mi się spotkać z tą opowieścią. Tak naprawdę, kto z nas czasem nie staje bezradny wobec samego siebie, bezsilny wobec tego co wokół?, komu nie mówiono "weź się w garść" (kto sobie tego nie próbował wmawiać?)?
Ilu z nas przestanie się bać, tylu zyska szansę na zwycięstwo własnego ja w sobie samym.
Zapisuję na liście lektur posesyjnych :)
Pozdrawiam!
Wybitny matematyk, John Nash, bohater "Pięknego umysłu", nie chorował na autyzm, lecz na schizofrenię paranoidalną. Pozdrawiam.
Bohater książki ma również zaburzenia współistniejące m.in. schizofrenię, tak ja John Nash.
Autyzm jest jednym z objawów schizofrenii. Przejawia się m. in. odwróceniem zainteresowania od świata zewnętrznego i przeniesieniem go na świat wewnętrzny, zniekształcony przez przeżycia psychotyczne.
O ile autyzm jest jednym z objawów schizofrenii, o tyle schizofrenią nie jest.
Autor recenzji wyraźnie napisał, że nie sądził, że po opisach perypetii Johna Nasha, o autyzmie można pisać tak przejmująco. Tyle że, podkreślam, John Nash nie był zdiagnozowanym autystykiem, a schizofrenikiem.
Jakie zburzenia ma bohater recenzowanej książki - nie wiem. Na ten temat nie wypowiadam się.
Zafascynowała mnie ta recenzja i na pewno sięgnę po książkę.
Być może dlatego, że jestem świadkiem od kilkunastu lat różnorodności tej okrutnej choroby, a być może przede wszystkim dlatego aby zrozumieć istotę schizofrenii. Wiem tylko, że nie zmienia ona życia samego chorującego, ale robi spustoszenie w umyśle osób mu bliskich, zwłaszcza wtedy, gdy ma się naście lat.
Jeszcze raz dziękuję Panu za trafną według mnie recenzję. postanowiłem prowadzić bloga. Mam nadzieję, że jest coś wart...
http://krystian-robert.blogspot.com/
Czytałam, recenzowałam, polecam tę książkę :) Ps. Panie Januszu, interesujący blog. Będę zaglądała :) Pozdrawiam serdecznie.
Szkoda, że autora nie ma już z nami. :(
Prześlij komentarz