2012-02-09

"Zanim spłonę" Gaute Heivoll

To niewątpliwie sztuka napisać powieść rozliczeniową, smutną, melancholijną i mocno chwytającą za serce, nie popadając w nadmierną egzaltację czy patos doprowadzany do granic śmieszności. Udało się to norweskiemu pisarzowi, autorowi przejmującego wyznania „Zanim spłonę”. Gaute Heivoll opowiada bowiem dwie historie – jedna tyczy jego własnego życia, nie zawsze trafnych życiowych wyborów; to historia człowieka, który powraca do krainy dzieciństwa, bowiem tylko tam czuje się spełniony, pewny siebie. Druga opowieść niejako wypływa z pierwszej, a może tylko znacząco się z nią łączy. Heivoll opowiada bowiem o młodym piromanie, który w 1978 roku wywołał (i ugasił) serię pożarów w rodzinnej miejscowości autora książki, Finslandzie. Która z tych historii jest ważniejsza? Która ciekawsza? Jak spoglądać na ich niesamowitą symbiozę powodującą, że czytamy książkę ważną, potrzebną i mądrą? „Zanim spłonę” zmusza do kilku refleksji. Jedną, najważniejszą chyba, jest myśl o tym, jak bardzo życie może być odmienne od tego, co sobie w nim zaplanujemy i z jakim trudem konfrontujemy się z tym, iż bardzo rzadko los układa się po naszej myśli.

Pobyt we włoskiej Mantui powoduje, że któregoś dnia Heivoll musi zmierzyć się z widmami swej przeszłości, które upominają się, by znowu ożyć. Wtedy też postanawia, że poważnie zajmie się zapomnianą sprawą sprzed lat. Sprawą podpaleń, które wywoływały w mieszkańcach Finsland strach i panikę w roku, kiedy autor przyszedł na świat. Sylwetka tego, który podpala – na początku budynki gospodarcze, potem domostwa – zarysowana jest bardzo specyficznie. Dag jest synem komendanta straży pożarnej w Finsland. To nie jedyny paradoks w tej opowieści. Daga nie poznajemy w pełni. Jego życie zarysowane jest jako tajemnicze i mroczne. Coś ważnego, coś trudnego i nie do opisania wydarzyło się, kiedy chłopak stacjonował w jednostce wojskowej przy radzieckiej granicy. Coś dzieje się z nim po powrocie, gdy nie może znaleźć sobie miejsca w domu, stroni od ludzi i coraz mocniej zamyka się w świecie tylko sobie znanych przeżyć.


Syn Almy i Ingemanna miał wyrosnąć na wzorowego obywatela, ukochanego chłopca pełnego marzeń i ambicji. Tymczasem wyrasta na outsidera, którego coraz trudniej zrozumieć. Ucieka w głąb siebie. Heivoll w mistrzowski sposób opisuje rozpadające się relacje syna z rodzicami. Oddaje dramat odpychanej matki i ojca, który udaje, iż wyobcowanie Daga nie robi na nim wrażenia. W pewnym momencie Dag poczuje się naprawdę potrzebny i ważny. Tyle tylko, że będzie to początek staczania się po równi pochyłej w kierunku ognistego piekła, w którym można już tylko zbierać szczątki i popiół…


Tymczasem poznajemy autora książki jako młodego człowieka, który ucieka ze wsi do Oslo, gdzie zamierza rozwijać się intelektualnie, zostać prawnikiem, potem ustatkować się. Tymczasem nie tylko wspomnienia powodują, iż czuje bezustanny niepokój i na co dzień z trudem może odpowiedzieć na pytanie o to, kim jest. Zarzuca sobie, iż opuścił przed laty Finsland zupełnie niepotrzebnie. „Nie powinienem był nigdy pozostawiać tego wszystkiego, co w głębi duszy tak kocham. Należało tu zostać i żyć innym, drugim życiem”. Opuścił wioskę fizycznie, ale przecież nadal ma ją w sercu. Co zmusza go do tego, by wciąż powracać tam, gdzie się narodził? Jego biografia – jak biografia Daga – to ciąg trudnych konfrontacji ze zmiennością życia, która burzy misternie zaplanowane kolejne miesiące czy lata. Heivoll pisząc o sobie, pisze przede wszystkim o poczuciu straty. Rozumianej wieloaspektowo. W tym najbardziej dosłownym sensie mamy tutaj próbę mierzenia się ze stratą ojca, który umiera na jego oczach. Ojciec chwilami jest centralną postacią rozważań. Także tych na temat piromana, którego relacje z mężczyzną, jaki dał mu życie, są równie skomplikowane co te, o jakich próbuje napisać Heivoll.


Co jeszcze łączy nieszczęśliwego podpalacza z pełnym melancholijnej zadumy egzystencjalnej twórcą, dla którego pisanie jest formą terapii? Kogo widzimy, patrząc na samego siebie w lustrze? Kogoś, kogo znamy? Kogoś, kogo rozumiemy? Dag zdaje się być jakimś specyficznym odbiciem Heivolla, a Heivoll uosabia cechy Daga. Jak w takim razie rozumieć znaczenie podkładanego ognia? Jak bardzo spektakularną i ognistą symboliką można się posłużyć, by opowiedzieć o samotności i wykluczeniu?


„Zanim spłonę” to opowieść o wzruszeniach, które początkowo traktowane są jak słabość, by potem stać się oczyszczeniem. Książka o męskich łzach, których nie ma się co wstydzić. O wszystkim tym, czego się nie przeżyło, nie powiedziało, nie napisało. O tym, że można wewnętrznie płonąć, a światu jawić się jako ktoś jakby zlodowaciały emocjonalnie. Gaute Heivoll opowiada o dwóch mężczyznach w samym sobie oraz o innym mężczyźnie, który miał dwa oblicza. Wyrazista rzecz, intrygująca i bardzo mocno zapadająca w pamięć.


tłum. Maria Gołębiewska - Bijak
Wydawnictwo Świat Książki, 2011

Brak komentarzy: