Wierzbicki w swych rozważaniach nawiązuje do Fernanda Hayeka, Maurycego Mochnackiego czy Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Najwięcej miejsca - cytatów – poświęca jednak Jerzemu Łojkowi, piszącemu o tym, jak kształtowała się nasza niepodległość oraz czym w istocie była i jest. Była problematyczna, jest trudna do zdefiniowania. W XVIII i XIX wieku wciąż się ją oddawało i za nią walczyło. W tle znajdował się mroczny duch Targowicy, potem powstanie listopadowe i styczniowe. Ostatecznie w latach 1795 – 1918 dźwigano wciąż dzielnie na wątłych polskich barkach tę niepodległość trudną, męczącą, uciekającą jakby od nas. Także Mochnacki wspomina o specyficznym dźwiganiu się. Wciąż z niepodległością klęczeliśmy na kolanach, stale chcieliśmy się z nią podnieść. Jednak to nikła mniejszość społeczeństwa zasłużyła się tym, iż jesteśmy wreszcie krajem w pełni niepodległym. Dlaczego przyznajemy się do czegoś, co wywalczono za nas? Dlaczego też pewne osiągnięcia negujemy? I czy statystyczny Jan Kowalski, współczesny Polak w Unii Europejskiej, rozumie powody znalezienia się we wspólnocie i fakt, iż niczego Europie nie musimy oddawać, by zgodnie w niej z innymi krajami koegzystować?
Dzisiaj mamy do wyboru dwa modele patriotyzmu. „Jest bowiem patriotyzm – i patriotyzm. Pierwszy tradycyjny, siermiężny, obciachowy, reprezentowany przez ubogie staruszki ze wsi oraz małych miast – drugi trendy, luksusowy, wyznawany przez młodych, wykształconych, na poziomie. Ten pierwszy hołduje stereotypom, a także zapiekłej ksenofobii – ten drugi idzie z duchem czasu”. Czy aby na pewno została nam tylko taka alternatywa? Wierzbicki wskazuje wyraźne związki patriotyzmu z niepodległością i stara się wskazać, jak na siebie wzajemnie oddziałują. Czy patriotyzm to cecha nabyta? Czy dobrze rozumiemy, kim jest patriota? Czy do wspomnianych modeli nie można już niczego dodać, uzupełnić? Jesteśmy krajem na dorobku. Wierzbicki ostrzega, że nie rozumiemy, czym są filary współczesnej niepodległości. A to przecież finanse i gospodarka danego kraju, jego przedsiębiorczość i praca obywateli. Ta praca, która w Polsce nie jest gloryfikowana. Praca męczy i nuży, od nadmiaru pracy się ucieka. Tymczasem tylko dzięki niej rozwinięte kraje świata rozwijają się dalej, a ich niepodległość to nieustające staranie o to, żeby było lepiej. A w Polsce nigdy lepiej nie było, choć każdy tak bardzo tego chciał. Naprawdę chciał?
Polska niepodległość idzie w parze od wielu wieków ze specyficznym duchem poddawania się silniejszym. Nie lubimy im podskakiwać, ale nie lubimy też zależności od nich. W Unii Europejskiej zależności nie są niczym złym, bo tworzą coś konstruktywnego – dla kontynentu i poszczególnych jego państw. Polsce nie chce się być zależną, a jednocześnie pojawiają się głosy, że dobrze byłoby stać się niemieckim satelitą, czymś na kształt stanu lub landu europejskiego, bo to przecież wygodne i nie trzeba znowu walczyć o swoje. Naprawdę? Czy polskość to ma być wieczna walka, rozpychanie się łokciami i kładzenie uszu po sobie, kiedy widać, że obok stoi silniejszy? Skąd problem w zdefiniowaniu, czym jest niepodległość kraju, który chyba do końca nie potrafi być niepodległy?
Co nam zagraża we współczesnym świecie, w świecie wspólnej Europy? „(…) Krajowy konglomerat snobizmów, kompleksów, ignorancji, wielkopańskich roszczeń parweniusza, przechowywanych gdzieś głęboko w genach odruchów bicia czołem przed sąsiedzką potęgą i zapewne też apetytów na faktyczne czy też wyimaginowane korzyści związane z triumfem integracji”. Nihil novi – przecież to widać, słychać i często czuć. Wierzbicki porusza czułe struny i głównie stawia pytania, nie odpowiada. „Cholerna niepodległość” to kilka ważnych tez człowieka, dla którego pojęcia, o jakich pisze, są ważne i potrzebne. Myślę, że potrzebna jest w przestrzeni publicznej dyskusja nad tym esejem i chociaż nie do końca zgadzam się ze wszystkim, o czym pisze autor (nie jestem zwolennikiem udziału polskich żołnierzy w zagranicznych misjach), uważam, iż jest to mała książka o wielkich sprawach i że wciąż na temat niepodległości, którą się cieszymy, nie powiedziano ostatniego słowa. W powyższym omówieniu – jak w książce – dominują pytania. Które z nich są retoryczne, a na które wciąż nie znamy pełnej odpowiedzi?
Wydawnictwo Sic!, 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz