2012-10-22

"Rantis" Aida Amer

Gdzieś w Palestynie, koło Ramallah, wzniesione na dwóch wzgórzach było sobie małe sunnickie miasteczko Rantis. Nie byłoby w nim niczego wyjątkowego, gdyby nie wizyjna odyseja pióra Aidy Amer, dzięki któremu to miejsce zostaje ocalone od zapomnienia. Co więcej  – ożywa na nowo wielością barw, głosów, ludzkich marzeń i pragnień. Rzadko kto z tak wielkim pietyzmem i dbałością o szczegóły wytacza piórem wojnę upływowi czasu. Amer robi to doskonale. Opisuje czas, którego już nie ma i ludzi, którzy istnieją w bliżej niesprecyzowanej przestrzeni bez czasu.

„Rantis” to plastyczna, przejmująca i wiarygodna narracja o mieście, którego czar nie jest do opisania, ale autorka może zaczarować innych tym, co niewysłowione. To rodzinna saga, historia miejsc i zdarzeń, lekko w tonacji realizmu magicznego, ale w gruncie rzeczy zwracająca uwagę na szczegóły; mocno osadzona w rzeczywistości doświadczanej przez konflikty Palestyny. Ta książka to opowieść o wzruszeniach, inicjacjach, lękach, rozpaczy i znikaniu, które można zatrzymać w słowach. Symboliczna opowieść o tych, którzy żyją własnym rytmem, ale w gruncie rzeczy jest to jakiś rytm uniwersalny; tak toczy się prawdziwe życie. Gdzie? Między słowami, gestami i między tym, co niewypowiedziane. Bo to również historia o mocy milczenia i o tym, że słowa ratują od zapomnienia świat, ale nie mogą uratować tych, co zamilkli i nas do swego świata nie dopuszczają.

Aida Amer snuje opowieści niczym jedna z bohaterek jej książki, Miriam. Dziewczyna uwodzi całe Rantis swymi niezwykłymi historiami, dzięki którym to, co przeżywają jej słuchacze, nabiera nowego, innego sensu. Miriam to mistrzyni słowa mówionego i mistrzyni kamuflażu. Jest w Rantis bardzo widoczna, ale jej postać nie jest wyraźna. Tajemnicze odejście Miriam z tego świata to nie jedyne, o jakim przeczytamy. Tyle tylko, że to właśnie ona wprowadza nas w klimat Rantis takiego, jakim chciała go opisać Amer. Bardzo przecież konkretnie opisanego, a z drugiej strony przyjemnie wieloznacznego. W Rantis życie toczy się rytmem, w którym znajdziemy harmonię między szczęściem i rozpaczą. Rantis zostanie także mocno doświadczone przez historię i zniszczone jako azyl, bo przecież nic nie trwa wiecznie. Trwać zatem może w opowieściach – takich, jakie snuje Miriam. Wkraczając do palestyńskiej osady wielu historii i biografii, ocieramy się o bolesną przeszłość i próbujemy zrozumieć, co tak naprawdę się stało, że Rantis przestało istnieć. Widzimy też, ile pisarskiej siły Aida Amer wkłada w to, by wydobyć miasteczko z niebytu.

Biografie poszczególnych członków rodu Amer kreślone są lekko i ulotnie, a przecież to historie, w których ci ludzie przeżywają głównie dramaty, z jakimi nie zawsze są w stanie sobie poradzić. Kobiety wiedzą, że nabierają znaczenia dopiero przy mężczyznach. Mężczyźni są dużo bardziej tajemniczy, skryci w sobie. Podział ról społecznych jest wyraźny, ale nie ma już tej granicy w opisach cierpień mieszkańców Rantis. Chociaż żyją w swoim małym raju na ziemi, ich życie rajskie nie jest. Jest za to życiem specyficznych przypadłości. Wael wypowiada wojnę światu swoim milczeniem. Hafez to człowiek czynu i mężczyzna wieloznaczny. Jego brat Khaled to cierpiętnik, którego los doświadcza na nowo coraz okrutniej. Szanowany weteran wojenny Jusuf Odi nie jest do końca tym, za kogo się podaje. Rania, żona Hafeza, wciąż daje życie i za każdym razem odbiera jego cząstkę samej sobie. Ślepy filozof Hassan wydostał się z więzienia, ale symbolicznie nadal w nim tkwi. Wyzwolona Bahija opuszcza Rantis, lecz jej odwaga to głównie umiejętność odcinania się od korzeni. Ci wszyscy ludzie, każdy z osobna i wszyscy razem, zapisują na kartach książki Aidy Amer specyficzny testament. Są postaciami z krwi i kości, a przecież w gruncie rzeczy żyjącymi metaforami, które za każdym razem inaczej nazywają to, co ogólnie określa się mianem życia.

Autorka „Rantis” ukazuje bardzo żywą i istotną więź rodzinną. Jej bohaterowie są dużą rodziną, która wiele przeżywa tylko jako całość. Charakterologiczna mozaika w gruncie rzeczy pokazuje nam, jak wygląda los grupy skazanej na odejście w niepamięć. Amer siłą swojej opowieści ożywia ponownie tych, o których zapomnieli inni. Ożywia Rantis, pokazując siłę miasteczka. Choć ta proza wymyka się jakimkolwiek próbom zestawienia z tym, co już napisano i wydano, lektura dziwnie często przywoływała w mojej pamięci „Kraj, gdzie nigdy się nie umiera” Orneli Vorpsi. Prowincjonalna Palestyna jest jak Albania w tamtej opowieści – to miejsce życia wiecznego, gdzie śmierć jest dopiero początkiem. Początkiem opowieści, która nabiera kształtu, opowiadając losy tych, którzy sami już o sobie nie opowiedzą.

„Rantis” to także historia tożsamości. Sama autorka próbuje przejrzeć się w tym, co pamięta, co usłyszała czy zapisała. Jej opowieść ma charakter wyznania. Amer wydaje się mówić o tym, że wiele nie wie, wielu kwestii nie rozumie. Można jednak zrozumieć przeszłość, jeżeli napisze się o niej tak, jakby była wiecznie żywą teraźniejszością. Czas i jego upływ w prozie Amer z jednej strony mają znaczenie, z drugiej są tylko dodatkiem do zapisania na wieczność tego, co poddało się czasowi z jego okrucieństwem. Mądra, subtelna i wielowątkowa historia miejsca i tego, jak bardzo dane miejsce można umiłować.

Wydawnictwo AMEA, 2012

4 komentarze:

Zobacz Więcej pisze...

Osobiście przeczytałem jednym tchem. Zazwyczaj nie biorę się za takie pozycje, jednak po dwóch rekomendacjach znajomych zdecydowałem się na tą książkę. Wspaniała recenzja, pozdrawiam!

Sylwia (nieperfekcyjnie.pl) pisze...

Mam tę książkę na swojej półce i niebawem wezmę się za czytanie. Zapowiada się fantastycznie, zatem mam nadzieję, że nie zawiodę się. :)

Natasha pisze...

Właśnie jestem w trakcie czytania i od początku wiedziałam, ze ciezko bedzie mi ujac w recenzji piekno tej ksiazki.. ale po przeczytaniu Twojej bardzo dobrej recenzji załamałam sie:D Co bym nie napisala, bedzie sie chowało przy Twoich słowach :)

Jarosław Czechowicz pisze...

Natasho, każda publiczna opinia o tej książce jest ważna, więc zachęcam do wyrażenia swojej i dziękuję za miłe słowa :)