Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 19 września 2013
Liczba stron: 261
Oprawa: miękka
Cena det: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Dramat milczenia, dramat oddalonych…
Złośliwi mogą pomyśleć, że
Wydawnictwo Literackie, promując debiutantkę piszącą o dysfunkcyjnej rodzinie,
chce mieć swoją Zośkę Papużankę. Tymczasem okazuje się, iż proza dotykająca
rodzinnych traum staje się coraz popularniejsza, bo praktycznie każdy może się
w niej choć trochę przejrzeć. Co więcej – takie pisanie zawsze pozostanie
aktualne. Katarzyna Maicher postawiła na język w zupełnie inny sposób niż
autorka "Szopki". Jej „Persymonę” charakteryzuje poetycka delikatność, która
musi wyrazić jakże chropowatą materię życia w oczekiwaniu na słowa i gesty,
jakie nigdy nie będą mieć miejsca. O ile bohaterowie Papużanki głośno
krzyczeli, o tyle kameralny dramat rozpadu relacji między mężem, żoną a ich córką
tkwi u Maicher przede wszystkim w milczeniu. O nim trudno napisać, trudniej je
wyrazić. Tymczasem groza wydaje się większa, gdy krzywdzący się nawzajem robią
to w ciszy. Tak, to kolejna książka o
rodzinie, której nie wyszło. Kolejny debiut o sprawach, jakie bolą na zawsze.
I takie książki – nieważne, czy napisane przez debiutantów czy też
utytułowanych pisarzy – są dla nas wszystkich formą zbiorowej terapii.
Przeglądając się w lustrach, jakie podstawiły rodzinom Papużanka i Maicher,
możemy zrozumieć i zaakceptować to, co dręczy. Widzimy po prostu, że zdarzyło
się to już komuś i że można to wyrazić często po to, by dramatyczny rozdział z
przeszłości po prostu zamknąć…
Wrocławskie Karłowice.
Majestatyczny poniemiecki dom z ogrodem. Enklawa, w której rozgrywa się niemy
dramat. On, ona i dziecko, które
wszystkiemu się przygląda. Nie potrafi zrozumieć, nie jest w stanie opowiedzieć
się po żadnej ze stron; po latach próbuje rekonstruować to, jak żyli, jak się
zachowywali i pytać o tajemnice, bo przecież córka nie jest w stanie do dziś
odpowiedzieć na pytanie, co się stało, że żyli tak, a nie inaczej. Jego
widać na obrazie „Wędrowiec nad morzem mgieł” Caspara Davida Friedricha. Jest
odwrócony, nie widzimy twarzy; nie
możemy poznać, jakie emocje w sobie nosi. Ona spogląda na nas z płótna Dante
Gabriela Rossettiego, jest jego „Prozerpiną”, na którą przez moment padło
światło. To nie jedyna malarska próba interpretacji rodzinnego dramatu
opisanego przez Katarzynę Maicher. Tych dwoje żyło obok siebie. „Ojciec lubił świeże powietrze, wysokie
góry, przestrzeń. Matka wędrowała w podziemnym świecie. Czasami spotykali się
na wspólnym brzegu – na ścieżce ogrodowej, przy stole. Każdego ranka wyruszali
w przeciwne strony”. Zagubiona córka nie jest w stanie zdecydować, w którą
stronę się udać i które z nich zawrócić, by spojrzało na to drugie i przestało
milczeć. A może dochodzi do wniosku, iż nie jest to możliwe i jedyne, co można
zrobić, to opisać momenty spotkań na wspólnym brzegu?
Malarka i psychiatra. Ona
próbowała namalować swój świat tymi wszystkimi żywymi barwami, które on jej
odbierał, skazując na życie w mroku, gdzie jak współczesna Penelopa wiecznie
czekała na tego, co dobijał do portu, by szybko z niego uciec. On tymczasem
przeprowadzał z nią seanse hipnotyczne, starał się za wszelką cenę przejść do
porządku dziennego nad jej załamaniem psychicznym; wiecznie nieobecny duchowo i
wycofany, serwował jej dawkę obcości i abnegacji większą niż najmocniejsze
pigułki, jakie przepisywał pacjentom. Pomiędzy nimi córka. Dorastająca do
własnej kobiecości. Coraz bardziej oddalająca się od ojca i jego opresyjnej
męskości. Zbliżona z matką, z czasem i jej już nie rozumie. Kiedy odkryjemy, że
w opowieściach córki zagnieździ się gdzieś druga narracja, zrozumiemy ledwie
zarys skomplikowanych relacji, w których role matki i córki w życiu tonącego w
samotności potwora mocno się zacierają…
To
wzruszająca opowieść o odłączeniu. O trzech samotnych bytach, które znajdują
się obok siebie, ale nigdy siebie nie przeniknęły. To
dramat stawania się osobną wyspą i historia zniszczenia archipelagu trzech,
które mogły być jednością, a stały się dla siebie przekleństwem. Bohaterka
„Persymony” stara się na wiele różnych sposobów zdefiniować proces wzajemnego odłączania
się rodziców i określić moment, w którym i ją oddzielili od siebie, zamknięci w
klatkach własnych emocji, przeżyć, myśli i rojeń. Stąd też bierze się
milczenie, tak wszechobecne i tak opresyjne dla dorastającej córki. Chwilami
nie słychać już niczego poza oddechami. Oddechy rodziców są jak oddech domu
odciętego od gości, który kryje w sobie mrok, a sąsiadujący z nim ogród
potęguje wrażenie zagubienia się w przestrzeni, gdzie nikt już z nikim nie
rozmawia.
To matka nauczyła córkę
interpretowania symboli wokół siebie. Może to ślad po niej, że dorastające
dziecko chce dzięki temu, co widzi, zrozumieć wszystko, czego zobaczyć się nie
da, bo tkwi w myślach tych, co nie chcą się już myślami wymieniać. Bohaterka Maicher rozpaczliwie poszukuje
dowodu na to, iż stan pustki, milczenia i trwania obok siebie w obojętności ma
gdzieś swój początek i że ten początek można zrozumieć. Sama wkracza w
dorosłe życie z bagażem w postaci neurotycznej matki, która przemalowała
portret małżonka i wznoszącego się gdzieś ponad codzienność mężczyzny
teoretycznie będącego jej ojcem. Czy te bagaże nie są za ciężkie? Który ślad
boli po latach bardziej? Tej, co szukała piękna wokół, bo nie widziała go w
relacji z mężczyzną, czy też tego, który urasta do rangi mitycznego wręcz surowego
oprawcy? Dlaczego tak ważne jest, by zrozumieć przyczynę obojętności, jaka
wdarła się do ich domu i zniszczyła wszystko w milczeniu? Czy to w ogóle
możliwe?
Katarzyna Maicher świadomie
i z wyobraźnią posługuje się językiem. To proza dość nostalgiczna,
niejednoznaczna i łatwa do sklasyfikowania jako patetyczna i pretensjonalna.
Czy aby na pewno? Autorka „Persymony”
kładzie nacisk na słowo w jego wieloznaczności. Na wiele różnych sposobów
opowie o tym, czym jest tęsknota, samotność, pustka i ból. Zamknie to w
ścianach poniemieckiego domu, w którym kiedyś były uczucia, a pozostał palący
ślad ich braku. Na zawsze.
Maicher zadaje pytanie, które wielu stawia już od wieków. „Jakie są granice okrucieństwa i jak wiele potrafimy znieść od
bliskich?”. Niezwykłe jest to, w jaki sposób przedstawione jest
okrucieństwo. Delikatnie, subtelnie i odważnie, bo nowatorsko. „Persymona” to
próba diagnozy rozpadu więzi między kiedyś bliskimi ludźmi, ale także
poruszająco egzystencjalna opowieść o budowaniu własnej tożsamości powstałej w
opozycji do czasu, który się rozpadł tak, jak relacje tych, co mieli sobie w
życiu pomagać, nie ranić się.
W tym dojrzałym literacko
debiucie dostrzeżemy dramatyczne często próby opisywania uczuć i wydarzeń oraz
szukania wzajemnych związków między nimi. „Persymona” będzie opisywać ciężar
niezasłużonej odpowiedzialności za siebie tej, która może bezradnie patrzyć na
to, jak świat jej najbliższy staje się coraz bardziej obcy. Katarzyna Maicher z
dużą dozą subtelności opowiada okrucieństwie. Niewyrażonym i nienazwanym
wprost, ale bolesnym już na zawsze. Właśnie dlatego, że niewyjaśnionym.
PATRONAT MEDIALNY
6 komentarzy:
Czytam właśnie "Szopkę" i jestem zachwycony! Tak jak napisałeś w omówieniu, nie wiadomo czasem, czy śmiać się czy płakać. A po "Persymonę" na pewno sięgnę! Bardzo jestem ciekaw tej wizji rodziny,której nie wyszło. Może też dlatego, by przyjrzeć się swojej...
Bardzo ciekawie o niej piszesz. Poszukam jej ochoczo:)
Pierwszy raz słyszę o tej książce, ale już zdążyła wzbudzić we mnie zainteresowanie i chęć sięgnięcia po nią. Takie książki, wydaje mi się, są potrzebne... w końcu dotykają nas różne problemy.
Przeczytałam i "Szopkę", i "Persymonę". Pierwsza - błyskotliwa językowo, napisana ze swadą i dużym dystansem do postaci, przeżyć i emocji. To czyni ją bardziej strawną, pojawia się tu nawet humor - możemy pośmiać się z osób rodzinnego dramatu, które stają się karykaturalne. Ale myliłby się ten, kto odczytałby powieść jako świetną lekturę do poduszki. To mocna rzecz, wyzwalająca w czytelniku silne emocje.
Zwielokrotnienie tych odczuć znajdziemy w "Persymonie" Nie ma tu jednak zbawczego dystansu, nie znajdziemy cienia humoru. Wszystko jest śmiertelnie poważne a po lekturze czujemy się przenicowani emocjonalnie - jak po ciężkiej i niekoniecznie skutecznej psychoterapii.
Polecam lekturę obu powieści. Na pewno nie będziecie się nudzić!
Cieszę się, że zainteresowałem, że czytacie! Pozdrawiam wszystkich.
Jestem bardzo, bardzo w tyle, bo choć "Szopkę" mam w planach, to jeszcze się za nią nie zabrałam, ba, nawet nie posiadam jej 'na stanie'. "Persymona" brzmi równie zachęcająco :)
Prześlij komentarz