Wydawca: Czarne
Data wydania: 7 listopada 2013
Liczba stron: 200
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Między życiem a literaturą
Takie książki jak
„Zaćmienie” zmuszają do refleksji nad tym, gdzie w literaturze przebiega
granica między absurdem, komizmem, ironią a śmiertelną powagą. Myśli się o tym,
bo Agnieszka Wolny-Hamkało najwidoczniej postanowiła te granice zatrzeć. Co
więcej, opowiedzieć swoją historię w taki sposób, żeby zwieść i tych, co widzą
w niej wyraźne igraszki z rzeczywistymi ludźmi, których autorka zna, i tych
także, którzy szukają na kartkach „Zaćmienia” wyjaśnienia wszystkich dziwnych,
ekscentrycznych, nieprawdopodobnych zdarzeń. Bo w świecie iluzji mówi się o prawdzie, a każda prawda ma więcej niż
jedną definicję. Poza tym otrzymujemy przede wszystkim efekt doskonałej zabawy
z różnymi konwencjami pisania, by o tym pisaniu całkiem na serio powiedzieć
parę strasznych rzeczy.
Strasznie jest już od samego
początku, kiedy poznajemy Ewę Skalską, byłą policjantkę, która obecnie jako
agentka Świętej Trójcy Wydawniczej, braci Casado, przemierza ulice Gdańska, by
odnaleźć historię do wykorzystania i opisania. Obserwujemy targ – produkty,
sprzedających. Wszystko w konwencji „multikulti”; sprzeda się to, co
oryginalnie zapakowane i sprzeda ten, co wygląda ekscentrycznie. Nieważne jest,
czy wygląd ma coś znaczyć, z czymś się łączyć, a może łączyć się w
katastroficznym tyglu bylejakości. I taka może być literatura, którą się
wydaje. Jest w niej dosłownie wszystko, ale to wywar, który jest niesmaczny.
Ewa podjęła się roli tej, która do gotowania owego wywaru znacząco się przykłada.
Ma odszukiwać takie historie, które sprzeda się z zyskiem. Wyraźne, choć
naznaczone zwykle traumą, szaleństwem jakimś, dziwactwem niezgłębionym i
frustracją, bólem, czasami wstydem. W
świecie wydawniczego multikulti Ewa ma szukać historii „(…) wystarczająco bezbożnych, żeby kogoś zająć, wystarczająco
strasznych i fascynujących, żeby czytelnik nie mógł bez nich żyć”.
Spotykając dziwnych, sennych, smutnych rozmówców, odbiera im cząstkę życia, by
przekuć to na story do sprzedania i wdzierać się wciąż gdzieś między życie a
literaturę. Tam, dokąd nawet pisarze nie są w stanie się wedrzeć.
Bohaterka „Zaćmienia”
wchodzi w intymne relacje z mężczyznami. Kategoria męskości u Wolny-Hamkało
jest bardzo niejednoznaczna, bo więcej skrytych tajemnic w portretowanych
bohaterach niż jakiejkolwiek rzetelnej wiedzy o ich życiu i o tym, dlaczego
stali się tacy, jacy są. Jest Włodek, rzeźbiarz w bursztynie, zamykający weń
całe ludzkie życie, którego mikropanoramę pokazuje Ewie, opowiadając o dramacie
traconych przez żonę dzieci. Jest Radek, redaktor telewizyjny, samotnik i
piroman, który nie zna swego miejsca. Jest antropolog Paweł, który opowie o
pewnej siedemnastowiecznej grze i zabierze Ewę do Jawornika, gdzie być może
wydawca otrzyma świetny materiał na wampir story. Jest także Tofik, znany
pisarz, ekscentryczny seksista, który kusi, bo jest bezpośredni, namiętny,
wulgarny i nieprzyzwoicie skupiony na sobie. Mamy kilka innych męskich postaci;
dziwaków, frustratów, ekscentryków, opowiadaczy skupionych na sobie i kuszących
Ewę tym, co w ich opowieściach niejednoznaczne. Wszyscy mężczyźni otwierają się przy Skalskiej niczym zbłąkane koty
pragnące miłości i odrobiny zainteresowania. Pojawiają się znikąd i są
efemeryczni w tym sensie, że istnieją – poza Tofikiem – tylko wtedy, kiedy
świadomość Ewy podąża za tym, co opowiadają. Dokąd podąża ona sama? Ku
zaćmieniu. To rzeczywiste ma mieć miejsce za dwa tygodnie i wywołuje
apokaliptyczną atmosferę oczekiwania. Ewa podąża w głąb opowieści innych, ale
zakotwiczona jest przede wszystkim w świecie, w którym dramatem jest fakt, iż –
jak stwierdza - „wszyscy jesteśmy
unieruchomieni w kalekich tożsamościach”.
Tożsamość Ewy nie jest
przekonująca. Od razu widać, że to pewien literacki konstrukt; narzędzie
poznawania świata nierzeczywistego, który o tę rzeczywistość ociera się w
wieloznaczny sposób. Autorka wydaje się drwić z jasnego i klarownego sposobu
opowiadania prawdy o człowieku poprzez to, co przeżył i czego doznał. Spisuje
życiowe historie niespełnienia, a jej osobiste niespełnienie kryje się gdzieś
między stwierdzeniem, iż przedwcześnie osiwiała a sygnalizowaniem miłości
niespełnionej, której źródło znalazło szczęście w ikonie, nie żywej kobiecie. Ewa Skalska w swej nowej roli staje się
medium między życiem a literaturą. Udowadnia związki jednego i drugiego,
kwestionując je subtelnie za pomocą ironii, specyficznego humoru i
dwuznaczności. Kobieta, która nie jest z krwi i kości, chce tę krew i te
kości pokazać w literaturze. Bo każda opowieść w czymś jest osadzona. Każdą
można sprzedać, jeśli będzie tylko wystarczająco ekscentryczna. A taka historia
nocy spędzonej w towarzystwie Arnolda Szchwarzeneggera, który wyznaje, że jest
poetą lirycznym i Żydem, to już ekstrakt doskonały do tego, by położyć go na
wydawniczej tacy do schrupania.
Podoba
mi się w „Zaćmieniu” to, że ta książka nigdzie się nie spieszy. Podążamy
śladami Ewy bez specjalnego planu, celu, bez świadomości przemierzanej drogi.
Jesteśmy w kilku polskich miastach, ruch jest odczuwalny od początku do końca.
To jednak taki ruch do wewnątrz; zakończenie zmienia pewnie sposób patrzenia na
to, w czym uczestniczyliśmy, ale jednocześnie nigdzie nie jesteśmy zaciągani na
siłę. Nawet wtedy, kiedy zanurzamy się w smutne opowieści, w absurdalne
narracje, w zaskakująco wieloznaczne historie bez początku i bez końca. Agnieszka Wolny-Hamkało oprowadza nas po
świecie, który ledwie zarysowała; to są takie kontury do wypełnienia – przez
wyobraźnię przede wszystkim. „Zaćmienie” jest książką, która igra sobie
sama ze sobą. Próbuje ogarnąć wszechobecny chaos, w którym ma się kryć treść.
Poznawane historie to jednocześnie próby zgłębienia świata w jego trudnym do
opisania wymiarze. Śmiesznie jest, tragicznie chwilami, komediowo i
sardonicznie odrobinę; to jest świat opowieści, w którym łapiemy między nimi
oddech tylko po to, by pomyśleć o tym, co czytamy – literatura to czy
przemyślana gra?
To książka o mocy języka
i o jego niemocy, kiedy nie sposób wyrazić się naprawdę. O grach słownych,
semantyce niejednoznaczności i o byciu gdzieś pomiędzy – tego, co jest fikcją a
fikcją, dzięki której próbujemy nazywać prawdę. Warto, bo tak lekko i tak
zastanawiająco zarazem niewielu dzisiaj pisze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz