2014-01-04

"Niewidzialny strażnik" Dolores Redondo

Wydawca: Czarna Owca

Data wydania: 7 listopada 2013

Liczba stron: 408

Tłumacz: Karolina Krzysztofik

Oprawa: miękka lakierowana

Cena det: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Tropiąc basajauna...

Zły jestem na tę książkę, bo mną manipulowała. Trudno mi jednoznacznie orzec, czy bardziej irytowała wieloma pretensjonalnymi rozwiązaniami ocierającymi się o rzekomy mistycyzm, czy naprawdę przestraszyła, bo z motywu zasnutego mgłą gęstego lasu, zabitych nagich nastolatek i tajemnic prowincjonalnego miasteczka można dziś jedynie zrobić szmirę imitującą Twin Peaks, a Dolores Redondo naprawdę wykorzystała powyższe z głową i zręcznie. "Niewidzialny strażnik" to kawał dobrej prozy obyczajowej o traumie dzieciństwa i toksycznych relacji w rodzinie - hiszpańska pisarka udowadnia, że wciąż można z tego zrobić soczystą opowieść, która potrafi porwać. Dość zręcznie skonstruowany kryminał, chociaż intryga przygasa, blaknie, po chwili znowu napięcie doskonale wzrasta, by chyba mimo wszystko rozczarować w zakończeniu. Fatalna opowieść o baskijskich duchach, zjawach, strażnikach lasu, czarownicach, wiedźmach i innych efemerycznych lafiryndach. Bo mając wzbogacać historię z dreszczykiem, odniesienia do rodzimej sfery wierzeń nie tyle całą opowieść Redondo trywializują, co - paradoksalnie - każą zastanawiać się nad sensem mieszania realizmu i fantastyki, zamiast skłonić do docenienia zręczności w ich połączeniu.

Amaia Salazar swoje rodzinne Elizondo opuściła przed laty i bez żalu. Pożegnała się z miejscem, w którym jako dziewczynka doznała bólu, upokorzeń i gdzie wydarzyło się coś tak strasznego, że wciąż - mimo upływu czasu - Amaia nie jest w stanie spokojnie spać w nocy. Powrót do Elizondo wiąże się z podjęciem tropu psychopatycznego mordercy. W okolicznych lasach giną nastolatki. Zwłoki są roznegliżowane, upozowane, ktoś jakby podkreślał wstyd rodzącej się nazbyt wcześnie kobiecości młodych ofiar. Nieopodal zwłok zwykle znajdują się buty - ustawione porządnie, zapraszające do danse macabre ze śladami po kimś, kto łatwo nie da się złapać. Kim jest zabójca? Wyjątkowo zaburzonym emocjonalnie człowiekiem czy basajaunem, strażnikiem lasu? Kiedy łono jednej z zabitych szarpane było przez zwierzęta, a wokół innych zwłok znajduje się zwierzęca sierść, łatwiej wierzyć w to, iż za aktami przemocy stoi włochaty stwór, a nie człowiek z krwi i kości zdolny do niezwykłych poświęceń, by w specyficzny sposób eksponować swoje ofiary.

Amaia Salazar ponoć nieprzypadkowo zostaje przydzielona do tego śledztwa. Słynie z bystrości, lotnego umysłu, z niezwykłego instynktu tropiciela, jaki szybko wpada na to, kim jest przestępca. Tymczasem od momentu przejęcia dochodzenia  w Elizondo coś bohaterkę mocno blokuje w działaniach. Śledztwo prawie że zamiera, a Salazar pogrąża się w mrocznych wspomnieniach, obcując z miejscami i ludźmi, jakie przed laty już wyparła z pamięci. Amaia ma dwie siostry. Stanowczą, zdecydowaną, przedsiębiorczą i cyniczną Florę oraz wycofaną, życiowo zagubioną Ros. Obie pozostały w Elizondo, podczas gdy Amaia uciekła. Tak, ucieczka to chyba właściwe słowo. Dolores Redondo udowodni, iż powodów tego kroku było niemało. Każe swojej dzielnej policjantce zmierzyć się z demonami, z jakimi nie potrafi ona walczyć. Z duchami przeszłości, jakie tkwią w niej samej i wydają się dużo bardziej groźne niż zło czające się w lesie, gdzie znaleziono zabite dziewczyny...

Tu już wdziera się mistycyzm, fantazjowanie, mitotwórcza rola baskijskich wierzeń i szafowanie symboliką kart tarota. Kiedy Redondo próbuje uwiarygodnić dramat Amai za pomocą mało związanych ze zdrowym rozsądkiem środków, rujnuje napięcie i wiarygodność całej obyczajowej historii, jaka przejmuje do szpiku kości tylko wówczas, kiedy zwraca się uwagę na realizm i grozę - tego, co było i konsekwencji tragicznych przeżyć z dzieciństwa. Hiszpańska pisarka usiłuje powiązać przeszłość Amai z tokiem prowadzonego przez nią śledztwa. Kilka zlepów jest nad wyraz czytelnych i zręcznie zmontowanych. Całościowo jednak rozjeżdża się to wszystko i każe na "Niewidzialnego strażnika" patrzeć jak na powieść kilku gatunków i kilku konwencji, którym nie jest po drodze, choć Redondo stara się udowodnić coś wręcz przeciwnego.

Racjonalizm w tej książce wygrywa i tylko dzięki zdrowemu rozsądkowi oraz logicznemu myśleniu fabuła zamyka się zmyślnie i sprytnie, ale Dolores Redondo stara się nam nazbyt natrętnie przemycić przekonanie o tym, że odejście od wiary to słabość, a nie siła i że w dzisiejszym świecie, w dobie technologii właśnie wiary brakuje najbardziej. Takie przekonanie wyraża wiekowa ciotka Amai, która opiekowała się nią, a teraz jest najbardziej chyba bliską jej osobą, bo nie można tego powiedzieć ani o papierowej postaci męża bohaterki, ani o jej siostrze Ros rozpływającej się na kartach powieści tak, jak topi się we własnych łzach. Wiara ma stanowić siłę i paradoksalnie dawać pewność. Uwierzyć znaczy u Redondo zyskać coś, czego nie zaoferuje współczesny świat pod żadną możliwą postacią. Nieprzypadkowo zatem wciąż rozważany jest dylemat tego, czy basajaun istnieje czy jest wymysłem; licytują się ci, co go rzekomo widzieli i ci, dla których jest jedynie folklorystyczną ciekawostką.

Myślę, że to zanurzona w lokalnym kolorycie historia, którą być może rodacy Dolores Redondo docenią bardziej i bardziej się w niej odnajdą niż ktoś, kto przez dłuższy czas zastanawia się nie nad tym, czy basajaun istnieje, ale nad tym, gdzie autorka umieściła środek ciężkości, co ma naszą uwagę przykuć najbardziej i jakimi środkami ma to być osiągnięte. Po przeczytaniu "Niewidzialnego strażnika" z wieloma formalnymi pytaniami o to, czym jest ta powieść, błąkam się niczym wielka włochata zjawa w lesie otulonym mgłą... Książka jest zapowiedzią cyklu powieści. Oby w kolejnych autorka zdecydowała - realizm czy mityczne bajki...

2 komentarze:

słowoczytane pisze...

A ja powiem tak: sama zagadka kryminalna podobała mi się bardzo, na co bez wątpienia wpłynął klimat miejsca, gdzie rozgrywały się wydarzenia. Rozczarowało mnie rozwiązanie, żałuję, że wygrał jednak racjonalizm. Mieszane uczucia mam natomiast do głównej bohaterki, która chwilami przeogromnie mnie irytowała. W dodatku, nie wiem, czy podzielasz moje zdanie, gdyby tak całość skrócić o jakieś 100 stron, nie byłaby tak irytująco przegadana...

Pozdrawiam! :)

Unknown pisze...

Bardzo ciekawy wpis, tak samo jak cały blog - z pewnością będę tu wracać:)