Wydawca: Znak
Data wydania: 17 lutego 2014
Liczba stron: 480
Oprawa: twarda
Cena det: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Wyjść poza śmierć...
"Ty,
synu, umrzesz, a twoje ohydne dzieła gorszyć będą jeszcze pokolenia!".
Tak grzmi z ambony ksiądz po tym, jak okazuje się, że młody Zdzisław Beksiński tworzy
erotyczne obrazki, co nie przystoi młodemu człowiekowi z prowincjonalnego
Sanoka, w którym wciąż mają na ciebie oko "słoneczniki" i gdzie
udusić się można przyziemnością, od jakiej zarówno Beksiński ojciec jak i
Beksiński syn uciekali - każdy na swój własny sposób. Obu już nie ma. Obaj nie
żyją. Kim byli naprawdę?
Magdalena
Grzebałkowska podjęła się zadania niebywale trudnego, pisząc książkę, w której
sportretuje dwie najbliższe sobie, a najbardziej oddalone od siebie osoby,
zachowując przy tym obiektywizm i relacjonując ich losy w taki sposób, by nie
sugerować niczego, choć przecież ten mroczny reportaż czytany naprawdę uważnie
składa się z wielu sugestii, tropów i tez. Pytanie zasadnicze,
jakie możemy sobie zadać, to nie pytanie o to, gdzie w tej książce jest prawda
o życiu Beksińskich, ale w jaki sposób kształtowała się ich okrutna bliskość w
oddaleniu. Autorka chce znaleźć odpowiedzi na pytania, dlaczego byli tacy jak
na okładce - odwróceni do siebie, z minami pewnych siebie, wydający się silni,
bliscy sobie i odpychający się nawzajem. To książka o trudnej miłości, której
nie ma jak okazać i o silnej potrzebie eskapizmu, jaki przybiera różne formy. Książka o złym świecie, nadwrażliwych
mężczyznach, o ich niespełnieniu (choć każdy realizował się przecież zawodowo)
i o tym, w jaki sposób będąc do siebie tak podobnymi, wciąż żyli osobno.
Siłą tej publikacji jest obiektywizm - niemożliwe jest zachowanie go przy
czytaniu wszystkich tych wstrząsających historii. Chcę wyrazić, co w
"Beksińskich" jest naprawdę głębokiego i co czyni tę publikację ważną,
niezwykle ważną. Nie będzie to łatwe, bo jest tego wiele, a o tej książce nie
powinno się pisać, sugerując cokolwiek. Trzeba ją przeczytać świadomie i
przeżyć po swojemu. Będzie boleśnie, ale bolesne jest życie w każdym jego
wymiarze i Zdzisław z Tomaszem pokazali jak i na ile z tą boleścią życia można
walczyć.
Matka Zdzisława Beksińskiego
powiedziała mu, iż żyje, bo zaszła w ciążę przypadkowo. Surowo wychowywany w
mnożącym jego kompleksy Sanoku, coraz bardziej oddalał się od tego, co realne;
żył wśród lęków i zmór potęgowanych faktem, iż jego prowincja była miejscem,
które stygmatyzowało, a potem nagle chciało wkraść się w łaski, otrzymując
ostatecznie w spadku jego twórczość, z jakiej nigdy nie chciał się tłumaczyć,
ale w której było dużo już z niespokojnego dzieciństwa u boku rodziców. Kiedy
Zdzisław Beksiński sam stanie się ojcem, też można nazwać to przypadkiem. Jego
małżeństwo z Zofią Stankiewicz - kobietą, która tkwiła przy nim przylepiona,
bezwolną i z uwielbieniem wpatrzoną w męża - było związkiem, na którym
otoczenie wywierało presję potomka. Bo przecież trzeba mieć. Beksiński nie
znosi dzieci, kobiet w ciąży i
macierzyństwa. Wmawia się mu, że kiedy weźmie na ręce swoją małą pociechę,
wszystko mu się odmieni. Nie odmienia się. Nie każdy musi pokochać swoje
dziecko z chwilą przyjścia na świat, to nie atawizm. Zofia zajmowała się
wrzeszczącym pulpetem, Zdzisław oddawał się pracy twórczej. Radość z syna była
wielka. Kiedy dorastał, jednocześnie oddalając się od ojca. Miłość pojawiła się stopniowo. Widać, że
wzajemna, choć nieopisywalnie trudna. Jest też miłość do Zofii, którą mąż
wielbił i adorował, podczas gdy ona zgadzała się na wszystko, co wymyślił,
potem też - wraz ze Zdzisławem - na wszelkie sposoby uchylała nieba Tomkowi.
Niestety, nie udało jej się to uchylenie, bo Tomek zamiast w niebiańskim raju
musiał egzystować w świecie fikcji i tylko tam mógł znaleźć chwilę wytchnienia
od piekła na ziemi.
"Odchodzę
do świata fikcji, bo tylko tam było mi dobrze". Te
słowa kieruje do ojca Tomasz Beksiński w swym liście pożegnalnym po udanej
wreszcie próbie samobójstwa. Obsesyjnie skupiony na sobie, nadwrażliwy i
makabrycznie ekscentryczny - już od wczesnej młodości próbował rozstawać się z
życiem, a raz przygotował nawet mroczny performance w postaci własnych klepsydr
rozwieszanych na ulicach Sanoka. Ojciec mówił mu, że został już prenatalnie
zafiksowany. Nie jest łatwo dziecku,
któremu tata nie okazuje bliskości. Tomek w dzieciństwie rozpaczliwie go
naśladuje, by być blisko mimo wszystko. Mimo faktu, iż ojciec nigdy go nie
przytuli. Ani nie uderzy. Będzie obok, wrośnięty w świat przeżyć
niedostępny Tomkowi. W drugą stronę będzie podobnie. Obaj w skomplikowanej
relacji emocjonalnej, którą trudno było opisywać za ich życia i trudno także
robić to teraz.
Zdzisław Beksiński opisuje
koszmarny sen, w którym jego syn wpada do przerębla, po czym płynie z prądem
wody pod lodem, a ojciec nie jest w stanie go uratować. Tak określa ich wzajemną relację - Tomasz wiecznie był pod jakimś
lodem, spod którego nie można było go wydobyć. Nienawidził świata i ludzi, ale
w znacznej mierze siebie. Czy genetycznie przekazał mu swą traumę ojciec?
Jemu wystarczyło malowanie, Tomasz błąkał się po świecie, kompulsywnie
czepiając czegoś, co go w tym świecie zatrzyma. Nie zatrzymała muzyka, nie
zatrzymali bliscy. Tomasz Beksiński odszedł na własne życzenie sześć lat przed
tym, jak jego niezdolny do okazania miłości ojciec został brutalnie
zamordowany...
Grzebałkowska rozmawiała z
wieloma ludźmi i były to niesamowicie trudne rozmowy. Ich zapis to właściwie
fragmentaryczne powroty do czegoś z przeszłości, co nigdy nie było dla nikogo
jasne. Różne punkty widzenia. Emocje
podczas spotkań. Wielu rozmówców odmawiających współpracy. Morderca Zdzisława
Beksińskiego proponujący opowieść prawdy za określoną sumę pieniędzy... Składanie
w całość dwóch dramatycznych historii jednocześnie, niezwykła determinacja i
takt w przepytywaniu wszystkich, którzy pozwolą choć fragment mrocznej
przeszłości zrozumieć. Obok rozmów autorki zapisy z dziennika fonicznego,
później z wideodziennika. Uzupełnienie po tym, co niedopowiedziane. Wyimki ze
świata, do którego nie możemy się dostać.
Magdalena Grzebałkowska sięgnęła o wiele głębiej niż reporter; chciała zajrzeć
do wnętrza Beksińskich w taki sposób, by doszukać się tam tego, o czym nie
powiedziano. Nie czyni z dramatu ojca i syna historii na sprzedaż, bo
takich traum rodzinnych jest wiele, a tutaj mamy do czynienia z bohaterami po
prostu znanymi. Sugeruje nieznośne fatum, jakie ciążyło na Beksińskich i
wskazuje, co zżerało ich od środka. Tuż obok znajduje się trzecia osoba dramatu
- żona i matka, to ona może powiedziałaby najwięcej. W "Beksińskich"
chodzi o pewne uniwersalne prawdy. O ukazanie przyczyn toksycznych relacji i o
próby wejścia w hermetycznie zamknięte dla innych światy przeżyć ludzi tak samo
wrażliwych, co samotnych.
To też opowieść o tym, jak trudno jest brać w
życiu odpowiedzialność za kogokolwiek i jak zaskakująco często na tę
odpowiedzialność nie jesteśmy gotowi, bo nie możemy być odpowiedzialni nawet za
siebie; za swoje lęki, neurozy, za rodzące się gdzieś głęboko w środku
przekonanie o niesprawiedliwości, jaka kazała nam żyć w takim, a nie innym
świecie. O wielu skomplikowanych emocjonalnych szantażach oraz o ich
konsekwencjach. Beksińscy swoje tajemnice zabrali do grobu. Grzebałkowska
analizuje pozostawione ślady. Poza życie jednak nie wychodzi, a to przecież
książka także o śmierci i umieraniu w każdym możliwym aspekcie...
7 komentarzy:
Ogromnie cenię obydwie osobowości.. ogromnie im współczuję...smutne to życie.. smutne relacje..ciężkie, mroczne..
To książka na którą czekam od momentu jak tylko zobaczyłam w zapowiedziach....
zasadzam się na te książkę ale i trochę się jej boję. Chyba jednak ciekawość przezwycięży lęk ;)Najpierw jednak muszę na własne oczy zobaczyć jak to jest napisane, czy nie zbyt rzewnym stylem.
Zaczęłam czytać i oderwać się trudno...
Bardzo obawiałem się do jakich wniosków dojdzie Grzebałkowska pisząc o Beksińskich, tym bardziej, że jej wcześniejsze dzieło dotyczyło księdza Twardowskiego (ciekawe czym się kierowała w doborze osób, którymi się zajmuje?).
Obawiałem się, że wszystko wpisze w jeden schemat: brak miłości.
Pamiętajmy jednak, że człowiek wybitny, odstaje od rzeczywistości, ogółu, każdy artysta jest w pewien sposób szalony, niekontrolowany i dziwny, być może trudny i niezrozumiały dla otoczenia. Tacy byli Beksińscy...
Właśnie czytam. Atmosfera jest tam gęsta już od pierwszych stron i nie sposób się oderwać.
Historia rodziny Beksińskich to przygnębiający reportaż napisany w świetnym stylu. Trudno się od niego oderwać, zwłaszcza od części poświęconej relacjach w rodzinie. Przyznaję, że mniej uważniej czytałam fragmenty dotyczące wystaw, walki o wyjście z biedy i handlowania obrazami. Dla mnie, prawdziwa saga o Beksińskich dotyczyła toksycznego trójkąta pełnego źle pojętej i źle wyrażanej miłości.
Mimo, że od skończenia książki minęło już wiele dni, nie mogę przestać o niej myśleć. Jak głęboko nieszczęśliwy musi być człowiek, jak uwierać go musi świat, by tyle razy próbować się z niego ewakuować? Ile krzywdy może wyrządzić brak czułości? I jak kochać dziecko, by go nie skrzywdzić. Kto zawinił? I czy w ogóle można powiedzieć, że ktoś tu zawinił.
Żałuję, że dopiero teraz odkryłam tę książkę...Co to za historia! Emocjonująca, poważna, prawdziwa..Brawa dla autorki za obiektywne przedstawienie.
Prześlij komentarz