2014-06-15

"Radiota, czyli skąd się biorą Niedźwiedzie" Marek Niedźwiecki

Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 21 maja 2014

Liczba stron: 312

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Kolejna spowiedź Niedźwiedzia

Marek Niedźwiecki nie może się zdecydować. Z jednej strony podkreśla, że ceni sobie anonimowość i tęskni za nią, z drugiej jednak - proponuje nam kolejną po "Nie wierzę w życie pozaradiowe" książkę, której wydanie do anonimowości na pewno go nie zbliży. "Radiota" to opowieść mająca być uzupełnieniem i poszerzeniem zwierzeń zawartych we wspomnianej wyżej publikacji, którą mieliśmy okazję poznać przed trzema laty. Tyle tylko, że pomijając obecność kwestii, w jakich autor się powtarza, niedosyt wzbudza przede wszystkim fakt, iż te osobiste przecież, spisane uważnie notatki o sobie i otaczającym świecie, są raczej pobieżnymi relacjami, bo Marek Niedźwiecki nie chce wchodzić głębiej. Dowiemy się więcej o jego pasjach, o karierze radiowej i o tym, że jest tym szczęściarzem, dla którego praca równa się życiu, dając spełnienie i satysfakcję. Czy "Radiota" jest jednak próbą prawdziwego otwarcia się czy też jej obecność na półkach księgarnianych wynika z faktu, że autor ma dość duże problemy z asertywnością, a po wydaniu pierwszej książki naciski z prośbami o następną były tak znaczące, że nie sposób było nie ulec? Pomimo kilku mieszanych odczuć cieszę się, że dane mi było przeczytać. To mądra i wartościowa książka. Niedźwiecki jest filozofem radosnego życia w spełnieniu. Warto poczytać, jak ono wygląda.

O radiu jest wiele, bo przecież życie jest dla Niedźwieckiego radiem. Dowiadujemy się, jak wyglądały początki przy sitku i poznajemy historię prezentera radia akademickiego, któremu w dość mrocznym historycznie czasie zaproponowano etat przy Myśliwieckiej, jaki rozświetlił wszelkie mroki wątpliwości co do tego, czy Niedźwiecki się nadaje. Był uformowany do radia chyba od urodzenia. Niezwykłe jest to, że już od dziecięcych lat wiedział, co go fascynuje, czemu się poświęcić i dodatkowo tak kierował swoim życiem, że może pochwalić się czymś, co jest naprawdę dość rzadkie. Zawodowe spełnienie marzeń. Praca absorbująca przez cały czas. Przyjemność z braku oddzielania grubą kreską czasu zawodowego od tego prywatnego. Niedźwiecki jest szczęściarzem. Z drugiej strony nazywa się normalniakiem i opisuje sytuacje, które chciały z niego zrobić medialną gwiazdę. Nie dał się. Teraz, kiedy skończył sześćdziesiąt lat, może sobie i nam podarować książkę, która jest biografią wybiórczą o tyle, że sam autor doskonale wie, o czym opowiedzieć, co zostawić dla siebie i jak zainteresować prostotą oraz szczerością, a udaje się to bardzo nielicznym bez względu na branżę.

Autor "Radioty" wspomina o tym, że dzisiaj, w czasach internetu i błyskawicznego przekazu informacji, na antenie nie mówi się słuchaczom tego wszystkiego, co przed laty dodatkowo przykuwało ich uwagę. Wszystko jest podane na tacy mediów informacyjnych w związku z tym dziś w radiu "(...) O rzeczach podstawowych, konkretnych nie ma sensu gadać". Myślę, że ta książka jest w dużej mierze stworzona z rzeczy podstawowych. Z rzeczy pierwszych, gdyby przywołać termin z twórczości Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. Niedźwiecki opowiada o miłości do Beatlesów i poezji Poświatowskiej, ale także o silnym związku emocjonalnym z daleką Australią oraz rodzinnym Szadkiem, do którego wciąż wraca. Fotografie z Antypodów dołączone do tekstu zdradzają specyficzną wrażliwość, bo choć - jak wspomniałem - zwierzenia Niedźwieckiego nie są zbyt dogłębne, widać w nich tę odmienność w postrzeganiu świata, przy którym autor potrafi się zwyczajnie i po ludzku zatrzymać. "Radiota" to też opowieść o rzeczach trudnych. O odejściu z "Trójki" i powrocie tam. O ekscentrycznych fanach i o takich, którzy mocno mogą utrudnić życie. O rzeczach ważnych niebywale, czyli o przywiązaniu do Polski i o tym, że można lubić swój kraj. Ta opowieść nie zawiera żadnego pikantnego szczegółu, żadnej ekscentrycznej nowiny; wszystko jest w niej podporządkowane prozie normalnego życia, z którego Niedźwiecki po prostu się cieszy. Tak się opowiada o tym, co naprawdę ważne i co można dzielić z innymi, trzymając jednak pewien dystans.

Ta publikacja nie jest żadnym poradnikiem, choć zawiera wiele wskazówek, jak żyć w zgodzie z własnym sumieniem. "Radiota" jest opowieścią, która wciąż iskrzy, chociaż opowiada o zwyczajnym życiu, tylko przez kilka przypadków wyniesionym na piedestał medialnej sławy. Myślę, że to nie jest zamknięta książka. Że może jeszcze coś zachce się autorowi dopisać. Osobiście nie mam nic przeciwko, bo wiem, że żadne ze słów nie kłamie i chyba żadne nie zostało napisane pod jakimkolwiek przymusem.

A co podoba mi się szczególnie? Dowiadujemy się, że Niedźwiedź - jak nazywają go bliscy - pracuje zawsze na 100%. Po żadnej audycji nie wychodzi na 100% zdrowy. Pasja i zaangażowanie składają się na markę, jaką swoim nazwiskiem wyrobił przez wiele lat pracy. Zadowolony z siebie perfekcjonista - to też rzadkie połączenie. Sporo jest w Niedźwieckim cech, o jakich wielu z nas marzy i takich, które mamy, ale nie potrafimy docenić. "Radiota" to nie tylko historia o zdrowym uzależnieniu od pracy. To przede wszystkim książka o normalności, dzięki której konsekwentnie osiąga się kolejne cele, nigdy nie zaniedbując tych pomniejszych i nigdy nie idąc po trupach, zawsze w zgodzie z sumieniem. Przyjemna lektura. Prawdziwa. Szczera i jednocześnie zdystansowana. Dla każdego, komu brakuje życiowej harmonii oraz nie może określić swoich rzeczy podstawowych. I choć warto byłoby zamiast wstępu poznać najpierw "Nie wierzę w życie pozaradiowe", ta publikacja jest oczywiście pewną zamkniętą całością. Czy ostatnim opublikowanym głosem autora? Kto wie, może zechce bardziej się odsłonić w przyszłości, choć na pewno robi to na radiowej antenie i stali słuchacze doskonale o tym wiedzą.

2 komentarze:

Katarzyna pisze...

Dziękuję za tę recenzję. Byłam ciekawa właśnie tej książki i bałam się, że może okazać się kiepska i "na siłę". Widać, że nie i cieszę się, że poznałam Pana zdanie i śmiało po nią teraz sięgnę.
Marek Niedźwiecki - klasa sama w sobie.

Anonimowy pisze...

W wywiadzie u Wojewódzkiego bodajże, mówił, że chciał bardzo napisać książkę o tej jego Australii - coś a a la podróżnicza, z fotkami itp.. ale jak zaczął pisać i przeplatać to swoimi osobistymi przemyśleniami czy uwagami to wydawca powiedział "słuchaj, o Australii napiszesz póżniej, teraz pisz o sobie, to ci lepiej wychodzi" - i tak właśnie poszło.. Właściwie to nie wiem po co, bo skoro chce zachować prywatność .. ale z drugiej strony jeśli lubi.. :)