Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 20 października 2014
Liczba stron: 174
Tłumacz: Maja Lavergne,
Agnieszka Maciejowska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 34,99 zł
Tytuł recenzji: Inna perspektywa
Etgar Keret konsekwentnie
trzyma się krótkich form prozatorskich. Jego najnowszy zbiór tekstów - nie są
to bowiem opowiadania i nie ukazały się w Izraelu - to zwrot ku sobie samemu,
wzruszająca opowieść o rodzinie, miejscu do życia, o ustawicznym zagrożeniu i o
cudzie nowego istnienia, czyli o dorastającym synu, Lwie, któremu nie tyle
trzeba zapewnić opiekę, co przede wszystkim go chronić. Izrael w opowieściach z
tomu "Siedem dobrych lat" to nie jest kraj skryty w metaforze i
grotesce tak, jak to było w "Rurach". Keret opowiada o kilku rodzajach przynależności. Do swej przeszłości,
do swojego kraju, do własnych czterech ścian i do syna właśnie, który zmienia
jego optykę i każe spoglądać na trud bycia człowiekiem z jeszcze innej niż
dotychczas perspektywy. To trud w kraju, w którym samo istnienie niesie w
sobie groźbę nagłego końca, gdzie odpowiedzialny i zatroskany ojciec musi
tłumaczyć je na nowo i inaczej, bo dziecku oraz sobie. A wraz z dzieckiem
osadza się w życiu mocniej bez względu na to, jak bardzo ono jest efemeryczne i
ilu możliwości zagrożeń codziennie doświadcza.
To także zbiór opowieści
autotematycznych, z których jedno obrazuje moment, w jakim Keret postanowił
zostać pisarzem. Sam proces pisania to
czasami antidotum na zastaną rzeczywistość, a czasami sposób na nudę - stąd też
w zbiorze znajdą się teksty pisane w samolocie, gdzieś na kolanie, w poczekalni
świata wrażeń, do jakich jeszcze się nie dotarło. I są to teksty słabe, ale na
szczęście dominują w zbiorze te, w jakich autor naprawdę ma coś do powiedzenia.
O samym pisarstwie chociażby. O tym, że należy pokornie znosić stan
osadzenia gdzieś między opisywanym światem a techniką jego opisu. Że posiadanie
umiejętności wyrażania świata w prozie to nie powód do poczuwania się lepszym
lub bardziej świadomym tego, co wokół.
Etgar Keret na otoczenie
patrzy inaczej nie tylko dlatego, że bycie ojcem to spoglądanie wokół bardziej
baczne i zdecydowanie bardziej czujne. Wprowadzając w świat małego Lwa, Keret
opowiada o silnej więzi emocjonalnej z własnym ojcem, którego musi pożegnać
(poruszająca scena wchodzenia w ojcowskie buty) i o więzach rodzinnych w ogóle;
o bliskości z bratem, który błyskawicznie nauczył czytania przy pomocy gumy do
żucia i z siostrą, co metaforycznie umarła, uciekając w ortodoksyjny świat
życia w wiecznych granicach. A te Keret wraz ze swym synem zmuszony jest
przekraczać nieustannie. Choćby wtedy, kiedy uświadomi sobie, dlaczego Lew
uznaje się za kotka i jak silny związek tej przemiany można ujrzeć z izraelskim
życiem publicznym.
Jest dowcipnie, ale i
śmiertelnie poważnie. Nie można inaczej i nie tylko dlatego, że opowiada się o
umieraniu, o traumatycznej przeszłości rodziny ocalałej z Zagłady czy o
niwelowaniu dziecięcego lęku przy alarmie bombowym podczas zabawy w kanapkę z
pastramą. Keret w całej swojej
twórczości stara się przesuwać granice między tym, co śmieszne i tragiczne, i
nie inaczej jest w tym zbiorze, który otwiera przejmujący obraz porodu oraz
konsekwencji zamachu. Mamy jednocześnie piękno i okrucieństwo - w tym zagubionego
człowieka, który musi się w owym rozdźwięku odnaleźć. Teraz razem ze swym
potomkiem. Dzieckiem, o jakiego przyszłości nie można myśleć bez fantazji o
służbie wojskowej czy o świecie, w którym pokoju nie ma i który domaga się
wręcz regularnej wojny, bo ta podjazdowa w swej niepewności i
nieprzewidywalności jest w stanie zabić skuteczniej. Izrael Kereta to
miejsce, z którego wyrastają lęki i
niepokoje, ale także punkt początku wędrówki po świecie. Tym spokojniejszym
może, bardziej różnorodnym, niewątpliwie zapominającym o poczuciu zagrożenia. I
o tym, który jest daleko, ale jednocześnie niezwykle blisko, bo na przykład
Polska ze swymi absurdami współczesności staje się krajem, co rekompensuje
wojenną przeszłość rodzinną i daje Keretowi dom. Wyjątkowy dom.
Symbolika
domu jest wyraźna i wieloznaczna. Mamy we wspomnieniu
bajecznie wielkie mieszkanie, w którym nie ma podłóg, wyczarowanych potem
magicznie przez ojca autora. Jest dom żony i dziecka, wilgotne ściany i tynk na
twarzy śpiących. Zadbać o to w momencie, kiedy całkiem realne wydaje się
zagrożenie bronią atomową ze strony Iranu? Jest też specyficzna domowa
przestrzeń we wszystkich miejscach, w których Keret jest na chwilę. Zapadają one
w pamięć nawet mimo faktu, że nie ma czasu na ich oswojenie. Jest ostatecznie
dom małego Lwa. To wszystko wokół, ale też trudne do zdefiniowania
"wszystko" tam, gdzie Lew jeszcze nie dotarł, a gdzie niewątpliwie
się znajdzie. "Siedem dobrych
lat" to także opowieść o tym niezwykłym domu, który zawsze nosi się w
sobie i nigdy się go nie opuszcza, zapraszając jedynie kolejnych domowników.
Keret snuje rozważania o
tym, w jaki sposób można uciec od dyskomfortu związanego ze swym pochodzeniem i
miejscem zamieszkania. Opowiada o oswajaniu strachu i umiejętności życia z nim.
Pojawiają się także opowieści o tym, jak łatwo przekroczyć na jawie granicę
między uporządkowaną rzeczywistością a paranoją. W końcu w świecie po Auschwitz
nie zmieniło się wiele, skoro ślady antysemityzmu Keret widzi na każdym kroku.
Nawet wtedy, gdy są to tylko złudzenia - dyskomfort i złość narastają. A
męskość, ta wpajana Lwowi, polega także na tym, by rozumnie dać upust złości.
Stąd też ojciec i syn z sobie znanych powodów dają swym pięściom prawo do tego,
by w pewnych sytuacjach dać komuś obcemu w ryj.
"Siedem dobrych
lat" iskrzy od energii. Niebywałe, skąd można ją czerpać. To zbiór zupełnie inny od dotychczasowej
twórczości izraelskiego pisarza, ale przecież najbardziej osobisty, choć w
wielu tekstach nie wątki autobiograficzne są przecież najważniejsze. Te
teksty to wyraźne próby przełamywania lęków poczuciem humoru. Historie o braku
asertywności i o jej niezwykłym przypływie. Keret analizuje własne sny oraz
bacznie obserwuje świat wokół. Kryje swoje lęki, bo trzeba być dzielnym przed
synem. To czas, w którym zmiana w człowieku jest równie nieodwracalna co
moment, gdy w ramionach trzyma się nowe życie, jakie trzeba chronić. To
naprawdę niemały wysiłek uwierzyć w potęgę życia tam, gdzie jest ono w stanie
wiecznego zagrożenia. Keret jako ojciec
to być może inny, lepszy pisarz. A prawdopodobnie jest tak, że pisze dojrzale,
bo wie o czym i teraz, w przeciwieństwie do czasu napisania w wojsku pierwszego
opowiadania, wie także do kogo. Siedmiolatek to odbiorca domyślny i
przyszłościowy. Status ojca to powinność dokonania pewnych zmian we własnym
warsztacie pisarskim. Inspirujące mimo niepokoju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz