Wydawca: Czarne
Data wydania: 18 listopada 2015
Liczba stron: 328
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Żywa postapokalipsa
Książek o Ukrainie wydano
ostatnio niemało. Ważne są głosy samych pisarzy ukraińskich i tak właśnie
dowiedzieliśmy się od Tarasa Prochaśko, o czym nie napiszą w gazetach, a na
kartach powieści Dzwinki Matijasz zanurzaliśmy się w symbolicznym i subtelnym
traktacie o tym, jak trudno jest szukać Ukrainy w samym sobie. Poznaliśmy ważną
rozmowę Jurija Andruchowycza z Pawłem Smoleńskim i przeraziliśmy się trochę, a
może zastanowiliśmy głębiej nad ukraińską tożsamością w kilku wymiarach. Polskie
publikacje to czasami pisane na kolanie relacje z Majdanu, które wydawano, bo
czas był gorący, ale nie przynosiły nic ponad to, co już zdążyliśmy sami
zaobserwować. Takie mnożenie publikacji wciąż na ten sam temat. Tymczasem
"Tatuaż z tryzubem" się wyróżnia.
Dlaczego warto przeczytać
Szczerka i co więcej, uwierzyć mu? Autor
wędruje po Ukrainie bez pośpiechu. Nie pali mu się, by oddać gorący materiał i
dobrze go sprzedać. Przygląda się prowincjonalnemu obliczu kraju - gdzieś w
drodze między Truskawcem a Odessą, między Iwano-Frankiwskiem a Donieckiem. Bada
tę trudną do zbadania złożoność ukraińskiego gniewu i analizuje wewnętrzny
wulkan wciąż eskalujących uprzedzeń. Podąża tam, gdzie nikomu nie chciałoby
się zajrzeć. Kiedy trzeba, przeklnie siarczyście, kiedy indziej - pochyli się z
zadumą. Ważna są ulica, budynki, podsłuchane rozmowy i trudne pytania, bo w
"Tatuażu z tryzubem" Szczerek przede wszystkim Ukraińców pyta o to,
czym jest dla nich ich kraj, a nie sam mnoży tezy i domysły. To książka napisana
z miłością i niezwykłą czułością. Drżąca od ambiwalencji, bo przecież krytyka
wciąż miesza się z zachwytem. Jeśli tytuł traktować jak osobisty stygmat
autora, dowiemy się z tej książki bardzo dużo o tym, jak trwale wytatuowano
symbol, z którym nie wszędzie Ukrainie jest po drodze. To opowieści autentyczne
i przepełnione empatią. Zwracające uwagę na szarość codzienności i gdzieś poza
nią - w różnych kontekstach - szukające odpowiedzi na pytania, na które trudno
udzielić odpowiedzi Ukraińcom. Szczerek przekonuje, bo doskonale wie, po co
pojechał, i świetnie obrazuje momenty, w których nie ma pojęcia o tym, co robi
w danym miejscu. Dlatego warto poświęcić mu czas, bo ma naprawdę dużo ważnego
do powiedzenia. Bez zadęcia, bez uprzedzeń, wprost i zaskakująco szczerze.
Zaczyna się od oswajania
przestrzeni przemalowanej na żółto-niebiesko. Tak jakby litry farby miały
zatuszować tę niepewność i wieloznaczność kryjącą się w poradzieckich
budowlach, przybudówkach i karłach architektonicznych wzbudzających niepokój, ale
i pewien rodzaj czułości. Ziemowit
Szczerek sam wyznacza sobie azymut. Penetruje miejsca, w których zapisana jest
historia uprzedzeń i wzajemnej niechęci. Ogląda państwo, które wciąż się staje,
wciąż na nowo konstytuuje. Stale zjada własny ogon i tkwi w jakimś
masochistycznym marazmie, dzieląc się na nowo i groźnie pomrukując w stronę
myślących inaczej. Autor kreśli odważną i dość wyraźną myśl. "Ukraina nie była państwem, o które
walczono. Ukraina była produktem geopolitycznych okoliczności i - po prostu -
wydarzyła się. Tworzono ją i tworzy się nadal, pracując już na żywym,
niepodległym ciele". Będzie się starał pokazać wysiłki zmierzające do
tego, by państwo wydarzyło się naprawdę. Do tego, aby odnaleźć w nim tożsamość
narodową, bo na Ukrainie często się ją wybiera, zamiast w niej wzrastać.
Wędrówki po prowincji powiedzą więcej o trudnym charakterze państwowości, gdyż
ujawnią spotkania z ludźmi, których na żadnym etapie tworzenia ani
destabilizacji państwa nikt nie zapytał o zdanie. A Szczerek liczy się z tym,
co usłyszy. Nawet wówczas, gdy nie jest w stanie tego skomentować, bo głos
odbiera mu niemoc wynikła z buntu oraz bunt niemocy, rozżalenia i posądzania o
brak wspólnotowego poczucia odpowiedzialności za państwo.
O podziale Ukrainy na tę
zachodnią i wschodnią napisano już bardzo wiele, z różnych perspektyw. Autor "Siódemki" będzie się starał pokazać, dlaczego Hałyczynie nie jest po
drodze z Donieckiem. Interpretowane są liczne fakty, ale przede wszystkim mity.
Autor grzebie w niezwykłych historiach, przywołując czas miniony, by także
socjologicznie osadzić gnębiące go problemy w szerszym kontekście - dla samych
Ukraińców nieodgadnionym. Majdan pełnej kultury we Lwowie to nie groźne utyskiwania
na poczynania kijowskiego rządu, które w Donbasie idą w parze z agresją i
przeogromną dozą frustracji. Dlaczego zachód kraju leniwie popija kawę, a
wschód walczy o każdy kolejny dzień normalności, kryjąc się przed tym, co
wypluwają wyrzutnie Grad? Nie ma jasnych odpowiedzi, ale Szczerek stara się
poszukiwać możliwych odpowiedzi. Unika ognia wojny, jednak czuje jej oddech na
plecach. Na Majdan stara się spojrzeć z takiej perspektywy, z jakiej nie
spoglądał nań żaden zachodni dziennikarz. Czasem musi ukrywać, że jest
Polakiem, bo to niebezpieczne. Równie groźne są narastające uprzedzenia i
poczucie, że Ukraina krwawi na dwa możliwe sposoby - inaczej ta zachodnia,
inaczej wschodnia. "Tatuaż z
tryzubem" to także zbiór esejów o sankcjonowaniu lokalnych historii. O
takich opowieściach, które wchodzą gdzieś pod skórę, warunkują światopogląd,
każą spoglądać nie tyle krytycznie, ile z pewną dozą nieufności. Bo wielu
Ukraińców sobie nie ufa. Wielu pogodziło się z tym, że korupcja i różne układy
sił są nie do zniszczenia. Że ten kraj przed laty powstał na kruchym
fundamencie i teraz przychodzi za to zapłacić - także wojną, której sens
wytłumaczyć można na kilka różnych sposobów. Podobnie wielokrotnie można ujrzeć
w niej bezsens. Ziemowit Szczerek poszukuje tego, co prawdziwe i obiektywne.
Poszukuje w niebezpiecznych miejscach, ale i w takich przestrzeniach, których
nikt nie sfotografował, nie opisał.
Ukraina ma inne oblicze
w Odessie, inne we Lwowie. Inaczej spogląda się na wojenną pożogę w
Dniepropietrowsku, a inną optykę mają kijowianie. Co z tymi, którzy żyją pod
obstrzałem? Ta wojna wydaje się groteskowa i śmiertelnie poważna jednocześnie.
Tę dwuznaczność nakreślił już Paweł Pieniążek w "Pozdrowieniach z Noworosji", ale Ziemowit Szczerek dokłada do tego jeszcze zgorzknienie i
zagubienie. Nie tylko tych młodych żołnierzy zwolnionych z frontu, a wcześniej
zagonionych doń z najdalszych zakątków kraju. Autor stara się ukazać, jak funkcjonuje ukraińska rzeczywistość
postapokalipsy. Ile w niej żalu za tym, że coś minęło bezpowrotnie, a ile
mrocznego niepokoju o przyszłość. Wędrowanie Szczerka też naznaczone jest
niepewnością. Celu i metody badawczej, bo trudno cokolwiek jednoznacznego
powiedzieć o Ukrainie po Majdanie. "Tatuaż z tryzubem" to świetna
rzecz dla wszystkich tych, którzy wolą zadawać pytania niż utwierdzać się w
przekonaniach. Bije z tej książki żar zaangażowania i umiłowanie kraju, którego
kochanie jest dla części Ukraińców tak trudne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz