Wydawca: Videograf
Data wydania: 10 listopada 2015
Liczba stron: 432
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Zaangażowanie i manipulacje
Thriller Stefana Dardy mocno
manipuluje czytelnikiem. Autor wyraźnie gra na emocjach, ukazując sytuację,
wobec grozy której wszyscy możemy przeżyć to samo. "Zabij mnie, tato" to historia pewnej małomiasteczkowej
rodziny, która traci dwójkę dzieci. Porwane niewinne dziewczynki wzbudzają
nieskrywane emocje i każdy czytający zada sobie pytanie o to, co sam by zrobił,
jak postąpił, gdyby to jego dzieci zostały oddane na łaskę lub niełaskę
psychopatycznego porywacza. Ta powieść broni się przede wszystkim w
retrospekcjach, bo tam zarysowuje dużo ciekawsze i bardziej niejednoznaczne
historie niż w opisywanej ze skrupulatnością kronikarza teraźniejszości, gdy
walczy się z czasem i początkowo niepewnym wrogiem. Wszystko jednak zarysowane
jest za bardzo wyraźnie. Problem Dardy polega na tym, że dopowiada za nas każdą
niejasność, nie zezwala na dręczące wątpliwości, sugeruje drogę interpretacji i
przede wszystkim narzuca swój punkt widzenia. Nie ma w tej książce elementu zaskoczenia. Jest sporo niepotrzebnych
scen, za dużo oczywistych przemyśleń, zbyt wiele sugestii i prowadzenie
czytelnika za rękę jak przez mgłę - oby tylko nie zinterpretował sobie po
swojemu danego zachowania lub wydarzenia. Z bolesnej i dotykającej
problematyki społecznej tworzy się dość wtórna opowieść o ludzkiej złości na
niewydolny system sprawiedliwości, szkic charakterologiczny populacji na
prowincji oraz wzruszająca historia o przyjaźni i wyrzutach sumienia. Te
ostatnie dręczą w dwóch pokoleniach. Poza wszystkim - sprawnie nakreślona
intryga kryminalna, gdzie jesteśmy informowani o wszystkim i na bieżąco
śledzimy sprawę, w której znikają wszelkie niedomówienia, a świat przedstawiony
operuje łatwymi do przewidzenia zwrotami akcji i przesłaniami.
Nie ma zatem u Dardy
koniecznego dla thrillera napięcia, które budują kwestie dyskusyjne,
dwuznaczne. Najbardziej kontrowersyjne wydaje się emocjonalne mierzenie ze
skutkami systemowych zaniedbań i poszukiwanie zemsty na kimś, kogo odziera się
z jakiejkolwiek tajemnicy, niszcząc tym samym ten specyficzny spiritus movens, dopowiadając za wiele,
rujnując element zaskoczenia, nieśmiało ujawniający się w zakończeniu. Byłaby to dobra powieść, bo jest
wielowątkowa i sygnalizuje przynajmniej kilka ważkich problemów
egzystencjalnych, jednak składa się z samych wyjaśnień, a nie z dwuznaczności,
swoją strukturą przypominając tym samym wykład z tezą. Szkoda, bo
konstrukcja fabularna mogłaby i zaskakiwać, i czynić czytającego
odpowiedzialnym za własny wybór, gdy bohaterowie nie mogą zdecydować się na
swoje wybory, uwikłani w skomplikowane zależności i zamknięci w dramatycznym
klinczu między emocjami i żalem a zdrowym rozsądkiem nakazującym umieścić
mnożące się dramaty w tak zwanej prozie życia, która zmusza do budowania
pozorów normalności w świecie tracącym swe kontury. Tym bardziej trudno o tę
normalność, gdy trzeba mierzyć się z niepewnością. To dramatyczna sytuacja
tych, którzy konfrontują się ze zniknięciem kogoś bliskiego i pustką, jaka w
nich pozostaje.
Można banalizować tematykę i
pokrótce stwierdzić, że to książka o złych ludziach, dla których wymiar
sprawiedliwości jest łaskawy, i o ludzkim cierpieniu nabierającym większego
znaczenia, gdy obserwowane jest z perspektywy kogoś bliskiego cierpiącemu. To
powieść mająca wzbudzić jawną wściekłość - na nieudolność prawa, na niejasną
definicję sprawiedliwości społecznej. Jest to również dość kameralna historia o
rodzinnym dramacie, w który uwikłany zostaje mężczyzna z chłopięcymi demonami
sprzed lat i jego córka biorąca na siebie odpowiedzialność za pozostawienie bez
opieki sióstr, które dostały się w ręce zwyrodnialca. Darda nadzwyczaj
czytelnie obrazuje dramaty swoich bohaterów, włączając do nich także uważnego
obserwatora, przyjaciela rodziny, mężczyznę po przejściach i podobnie jak
wskazana dwójka borykającego się z poczuciem odpowiedzialności za czyjeś życie.
Zdzisław Mokryna przybywa do
prowincjonalnego Rykowa, aby zacząć nowe życie. Pożegnał się ze służbą w
policji i ze wspomnieniami, które każą mu wciąż na nowo przypominać sobie pewne
bolesne zdarzenie. Stara się wieść życie kogoś nijakiego, bez właściwości. Chce
się wtopić w senny klimat miasteczka, w którym jest bezpiecznie i gdzie każdy
może odnaleźć namiastkę spokoju. Niespodziewanie szybko nawiązuje bliską
znajomość z Kamilem, właścicielem miejskiej pizzerii. Mężczyzn zbliża poczucie,
że w życiu doświadczają wciąż od nowa zdarzeń, dla których nie mogą znaleźć
racjonalnego wytłumaczenia i z którymi nie jest im dane spać spokojnie. Kamil
wspomina przyjaciela, którego życie skończyło się zbyt szybko być może z jego
winy. Mokryna ma na sumieniu policyjnego funkcjonariusza. Obaj żyją ze
stygmatem potępienia, ale to oni sami go na siebie nałożyli. Bliskość i
przyjaźń pomogą im przetrwać coś niewyobrażalnego. Kiedy znikają dwie córki
Kamila, rozpoczyna się rozpisany na kilka perspektyw koszmar. Za zniknięciem
stoi bowiem psychopatyczny zabójca, którego wymiar sprawiedliwości potraktował
z nadzwyczajną łagodnością...
Myślę, że to proza z silnym
zaangażowaniem społecznym. Bezlitośnie punktuje luki w polskim prawie, stawia
pod pręgierzem krótkowzrocznych polityków, deprecjonuje porządek państwa i
wskazuje jego słabości. Jedynym
skutecznym sposobem walki z psychopatą, który z dość prozaicznych, choć w
gruncie rzeczy niewiarygodnych powodów porywa dwie dziewczynki, okaże się droga
prywatnego tropienia. Mokryna będzie miał w sobie coś z mściciela, który
wymierzy sprawiedliwość za pogrążonego w rozpaczy Kamila. Jego poczynania
mają w sobie wszystko to, co sami robilibyśmy w takiej sytuacji albo z całą
pewnością byśmy akceptowali. Przeżycia czy przewidywania byłego policjanta nie
są dla nas niczym zaskakującym. Prywatna zemsta na mordercy jest nieco
teatralna, przewidywalna. Darda nie pozwala nam przemyśleć samodzielnie żadnej
z istotnych kwestii. Stara się jednocześnie zbudować wiarygodną psychologicznie
opowieść o ludziach niszczonych przez wyrzuty sumienia oraz o wszystkich tych,
którzy muszą skonfrontować się z brutalną śmiercią - na kilku możliwych
poziomach.
Czyta się to dość dobrze, choć bez większych
emocji. Zło jest wyraźnie złem, dobro jednoznacznie dobrem. Nie ma w tej
wielowątkowej powieści jakiejkolwiek rysy. Każdy zachowuje się przewidywalnie,
a tajemnice są nimi tylko przez chwilę. To dobry materiał do dyskusji o pozycji
jednostki w bezdusznym systemie prawa i o możliwościach obywatelskiej obrony
przez psychopatyczną jednostką. Sama książka jednak kurczowo trzyma się
przewidywalnych ludzkich reakcji i nazywa ich oczywiste emocje. Stefan Darda
nie dał możliwości ujrzenia jakiegoś naprawdę mrocznego dna całej tej historii,
choć niewątpliwie pisze o sprawach i przeżyciach jeżących włos na głowie. To
thriller, który w gruncie rzeczy nie straszy. Historia zbudowana tak, by można
się było w niej wyraźnie określić. Od samego początku do końca, niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz