Wydawca: Korporacja
Ha!art
Data wydania: 20 lutego 2015
Liczba stron: 256
Oprawa: miękka
Cena det.: 29 zł
Tytuł recenzji: Polskość w drodze...
"Siódemka" jest
książką śmiertelnie poważną i nieprawdopodobnie zabawną, bo surrealizm wraz z
groteską żrą się w tyglu narracyjnym niczym najlepszy koktajl wysokoprocentowy.
Problem najnowszej książki Ziemowita Szczerka polega na jej nużącej wtórności.
Autor postanowił popastwić się nad... polskością. Zrobiło to przed nim całkiem
niedawno wielu innych, by wspomnieć tylko Krzysztofa Vargę, Piotra
Czerwińskiego, Janusza Rudnickiego czy Grzegorza Kozerę, który również
wykorzystał do swoich celów powieść drogi. Bohater
Szczerka przemierza trasę będącą czymś na kształt kręgosłupa Polski
współczesnej. Paranoicznego wariatkowa wyczekującego wojny z Rosją i
szczekającego wciąż agresywnie z namnożonych banerów, neonów, szyldów,
dobudówek i pomników. Z bruku nawet, bo i on jest tu stygmatem. Autor
zabiera nas w upiorną podróż trasą, która jest polską osią życia, jej ważną
perspektywą. Przemierzamy kilometry trasy, ale także lata historii, hula sobie
bowiem Szczerek nieźle i przenosi nas w czasie wedle własnych potrzeb i
uznania. A przecież jesteśmy tutaj, w tym kraju, na jego ważnej drodze; w tej
rzeczywistości, której kształtu znieść nie możemy i która może wydać się
jeszcze koszmarniejsza, gdy wypijemy sobie kolorowe eliksiry wiedźmina
zabranego przypadkiem na stopa.
Czytając o Polsce - tej
prawdziwej i tej wyobrażonej - odnosiłem podobne wrażenie, co w przypadku
lektury "Powiatowej rewolucji moralnej" Pawła Smoleńskiego. Bo tam
też miałem się dowiedzieć czegoś ważnego i być może odkrywczego, a pamiętam jedynie,
że czytałem niezłe reportaże o mało odkrywczej tematyce. U Szczerka także jest
dosyć nudno, choć przecież dzieją się rzeczy niestworzone. Chodzi mi o
tematykę, tylko o nią. Walczy ze sobą bohater podróży autora, walczy też on
sam, bo widzimy polskość z każdej możliwej perspektywy i żadna nie jest tą
właściwą. W nieznośnej dygresyjności nie
kryje się nic odkrywczego, bo tezy i diagnozy to jakieś koszmarne kalki wzięte
z różnych kontekstów i okraszone opowieścią z nieprzewidywalną fabułą na
granicy snu i jawy. Czym ta Polska jest i była? Czy zagubionym w sobie
Środkiem Niewiadomego, pomostem między dwiema kulturami, sarmackim rojeniem,
pijackim zwidem czy kłębowiskiem kompleksów, które poszukuje ujścia w
poszukiwaniu takich narodów gdzieś nieopodal, z których można sobie podrwić? A
może zlepkiem bylejakości, w którym kraj równa się idei i pewnego rodzaju
mentalności? Tej widocznej w miastach i miasteczkach, przy których nikt
pokonujący Siódemkę się nie zatrzymuje, a Szczerek każe bohaterowi robić w nich
przystanki niczym na drodze krzyżowej, która z każdym kolejnym zwrotem akcji
staje się coraz bardziej męcząca, bo zaskakujące pomysły się kończą, a w finale
to już można się tylko bać. Naprawdę.
Takie przemierzanie Polski,
które służy uwypukleniu tego, co uwiera, także całkiem niedawno miało miejsce w
naszej literaturze. "Przemyśl-Szczecin" Karola Maliszewskiego to rzecz o kolejowej odysei znacznie mniej
uczęszczaną trasą niż ta z Krakowa do Warszawy. Tam też pojawiła się galeria
postaci i były one dużo bardziej uwierające, bo przecież znajdowaliśmy się w
zamkniętej przestrzeni pociągu, bohater Szczerka zaś może się salwować ucieczką
- palić własne auto, kraść cudze, łapać się na podwózkę nyską pełną hipsterów
czy nawet przez chwilę pedałować na kradzionym rowerze. U Maliszewskiego
zaczęło się od mrocznych snów, a skończyło na egzorcyzmach. U Szczerka rozpoczynamy w pijanym Krakowie,
a kończymy w momencie, gdy wszystkie narodowe współczesne lęki zamieniają się w
okrutną rzeczywistość. I od niej nie ucieknie się już w eliksiry i wizje.
"Siódemka" staje się zatem nie tylko wtórna tematycznie, lecz również
formalnie, co powoduje, iż nie przykuwa uwagi czytelnika na tyle silnie, na ile
być może chciałby tego autor.
Ziemowit Szczerek napisał
powieść drogi o redaktorze karmiącym swoich czytelników konfabulacjami, który
sam wpada w wir niesłychanie niewiarygodnych zdarzeń. Dość dobrze możemy
rozpoznać, które są rzeczywiste, a które dzieją się w jego głowie.
Przechodzenie od smutnej codzienności do surrealistycznych wizji będących
równie smutnymi obrazami to manewr powtarzający się w "Siódemce".
Książce, w której bohater nie może uwolnić się od swoich cech narodowych, a
wiele z nich poddanych jest pod dyskusję, nie zawsze w formie konfrontacji
poglądów - a jest w fabule Szczerka z kim rozmawiać, choć niekoniecznie jest o
czym. Snujemy się po trasie zwolnionego
ruchu i nie wiemy, w którą stronę za chwilę odbijemy. Wszystko jest koszmarnych
kształtów i mrocznych proporcji. Jest dużo słów, które uwierają, oraz sporo
tez, nad którymi można zapłakać. Dzieje się bardzo wiele, bo zwroty akcji
są wręcz komiksowe i nudzić się pozornie nie można, a jednak ziewnie się raz
czy drugi, gdy przeczyta o tym, jaką to Polskę mamy wokół i w sobie, kto za nią
odpowiada i jak bardzo bezbronna jest wobec siebie. Wszystko, o czym
przeczytaliśmy, to truizmy i smutne konstatacje, dla których wielu nie
chciałoby poświęcać aż całej książki.
Kpina, ironia, czytelne
metafory i mnogość co najmniej niezwykłych postaci - to na pewno cechy, które
powodują, że "Siódemkę" się czyta i koniecznie chce się komuś
polecić, żeby sobie z nim o tej książce porozmawiać. Mnie zastanawia jedno, co
udowadnia Szczerek i wielu przed nim także. Ta nasza szara, mroczna,
zakompleksiona i niepewna siebie Polska ma też jasne strony, o których pisać
jest niewygodnie, bo narzekanie mamy we krwi i kolejna narracja o polskich
bolączkach tak czy owak zainteresuje niejednego. Na trasie numer 7 nie ma
naprawdę niczego w choć jednej pastelowej barwie. Jest dziewczyna, cudzoziemka,
Polka właściwie, ale taka nie do końca. Jest kilka pięknych zdań o niej. I nie
ma nic, naprawdę nic, co mogłoby tej opowieści o Polsce pomóc.
"Siódemka" dotyka problemów
dyskutowanych już na wszelkie możliwe sposoby, a nie wnosi tak naprawdę niczego
nowego. Chciałoby się, by po wypiciu jednego z tajemniczych eliksirów bohater
Szczerka zobaczył wokół siebie coś ładnego, kształtnego, wartościowego i
sympatycznego. Żeby o tym napisał, podrzucił
jakiś nowy trop, ciekawą i oryginalną tezę. Gra na emocjach i przywoływanie
opinii, którymi rozporządza się w tym kraju bez umiaru i bez celu - to zbyt
mocne nie jest, naprawdę. Nawet w opakowaniu z mnogości formalnych chwytów i
zagrywek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz