Wydawca: Wydawnictwo
"Krytyki Politycznej"
Data wydania: 30 stycznia 2015
Liczba stron: 205
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Mglista anatomia wojny
W zalewie informacji oraz
komentarzy dotyczących dramatycznej sytuacji na Ukrainie brakuje nam
prawdziwych świadectw - nie tych tworzonych w spokoju domowego zacisza, z tezą odpowiadającą tym
mediom, które zdecydują się wywody opublikować. Oto książka młodego reportera,
który z dużą sumiennością opisał kilka miesięcy ukraińskiego konfliktu przez
pryzmat własnych doświadczeń, wysłuchanych rozmów, podglądanych zdarzeń i
niezrozumiałych dla niego sytuacji, dla których brak zrozumienia także tam,
gdzie wojna toczy się z największym zapałem. Paweł Pieniążek wie, o czym pisze
i jest mocno w to pisanie zaangażowany. Zrezygnował z promocji swojej książki,
by ponownie udać się do Donbasu. Być w
centrum wojennego konfliktu i umieć go nazywać - to niewątpliwie sztuka
podwójna i by jej sprostać, trzeba mieć także pewne predyspozycje. Tym bardziej że bierze się udział często w
bratobójczej masakrze. Walczą ze sobą ci, którzy do niedawna byli sobie w
stanie wiele wybaczać i równie wiele zrozumieć. Stali się dla siebie wrogami
tylko przez nazwanie.
W "Pozdrowieniach z
Noworosji" Pieniążek opisuje liczne absurdy tej wojny. Ukazuje konflikt
nawet z groteskowej strony. Bada mechanizmy wpływające na to, że działania
agresywne tak szybko się eskalują i ukazuje impulsy nasilające antagonizmy.
Zbyt wiele może komentuje i nazbyt często sugeruje wnioski jak choćby w
przypadku dopisku o tym, co wynika dla Ukrainy z faktu, iż na pewnym etapie nie
dopilnowała wschodniej granicy z Rosją. Być może dzieje się tak przede
wszystkim dlatego, że układ sił to ciągle jakaś zmienna. Walczący zmieniają
fronty, poglądy, zapatrywania, działają chaotycznie. Daleko nam do pełnego
zrozumienia tego, co się obecnie dzieje na Ukrainie, ale jedno jest pewne i to
akurat ważny komentarz Pieniążka, który warto przytoczyć: "Jeszcze żaden podział na Ukrainie nie wstrząsnął tak mocno
społeczeństwem jak obecny konflikt". Skutki tego wstrząsu mogą być nieprzewidywalne. Już teraz można zadać
sobie pytanie o to, czy regiony w ogniu wojny, które walczą o suwerenność, mają
jakąkolwiek koncepcję, jakikolwiek najmniejszy plan na to, co zrobić ze sobą po
wojnie. Przede wszystkim pojawia się pytanie o to, kto odbuduje zniszczone
tereny i co konstruktywnego ma w ich granicach zaistnieć, gdy - chce się
wierzyć - konflikt kiedyś się zakończy...
Tytułowa Noworosja to
pojęcie z XVIII wieku, które na długo zniknęło ze świadomości, by pojawić się
niespodziewanie właśnie teraz, razem z detonacjami na froncie. Geograficznie
Noworosję kreślić ma osiem ukraińskich obwodów. Jak wiemy, tylko dwa pogrążyły
się w regularnej wojnie. Paweł Pieniążek przygląda się temu, jak to się stało,
że pozostałe sześć unika konfliktu i pilnuje, by jakiekolwiek jego objawy dusić
w zarodku. To czasem jest tak, że ledwie kilkanaście kilometrów dzieli w jednym
kraju miejsce spokojne, miejsce normalnego życia od piekła, jakie gotują sobie
sami wszyscy ci, którzy na pewnym etapie swojej buntowniczej działalności
zagubili się wśród tez, teorii i priorytetów. Bo wojna w Donbasie to czas grozy i niedopowiedzeń. Mieszkańcy
ostrzeliwanych miast czasami gubią się w tym, kto im to robi - swoi czy
wrogowie. Regiony w ogniu zdają się nie mieć żadnego planu na przyszłość, bo o
przyszłości nie myślą także ich mieszkańcy. Pieniążek zwraca uwagę nie
tylko na agresję, apodyktyczność i żądzę niszczenia innych, ale także na coś,
co posiada równie silną destrukcyjną moc - na obojętność ludzką wobec
rozgrywających się zdarzeń.
Nie można mieć pretensji do
ludzi w Donbasie, że chcieliby ten konflikt widzieć gdzieś poza sobą. Nie można
mieć pretensji o proste pragnienia w obliczu wojny - spokojne życie, które
kiedyś się wiodło. A Donbas był długie lata na swój sposób spokojny, bo ludzie
tam przyzwyczajeni byli w swych postindustrialnych miastach i miasteczkach do
żywota zwyczajnego, bez większych pretensji, w podporządkowaniu rodem z
sowieckiego systemu. Teraz ci wszyscy ludzie muszą się za czymś opowiadać,
przyjmować jakieś stanowisko, obserwować nieustannie wrogów i zwolenników,
patrzeć na świat zmieniający swe polityczne i ideologiczne ramy nadzwyczaj
często. Tam, gdzie przebywa Pieniążek, racji jest tyle, ilu wypowiadających się
o nich. Jak opowiedzieć się za jedną z nich, która jest racją najważniejszą?
Bierność, zachowawczość i
nieufność to trzy cechy człowieka ze wschodu Ukrainy, które dla Pawła Pieniążka
są być może dowodami na to, iż zaogniony już konflikt można ciągnąć w
nieskończoność, bo cierpiąca ziemia i jej mieszkańcy podporządkują się każdemu
zarządzeniu, każdemu prawu. Czy tak jest do końca? Niewątpliwie mnoży się dużo
pytań, kiedy czytamy te gorące relacje, które zamykają się w październiku
ubiegłego roku, i prawdopodobnie tylko dzięki solidnej redakcji Kingi Dunin tak
szybko trafiają do nas w postaci gotowej, uporządkowanej książki. Pieniążek stara się przede wszystkim
ukazywać konsekwencje wojny. To, że doprowadziła ona do katastrofy
humanitarnej, potwornych zniszczeń i niewyobrażalnie wielkich okaleczeń -
fizycznych wśród tych, którzy przeżyli spotkanie z odłamkami pocisków, i
psychicznych pośród wszystkich słyszących nad głowami złowrogi świst. Do
niego można się już przyzwyczaić, co widać w poruszającym wstępie do książki.
Odnosi się wrażenie, że wojna została w pewien sposób usankcjonowana jako coś,
co się wydarzyło, dzieje i być może będzie dziać. To przekonanie pobrzmiewa
czasem w ustach rozmówców Pawła Pieniążka. Dla niego zbyt wiele i nazbyt często
jest po prostu niezrozumiałe.
"Pozdrowienia z
Noworosji" to wędrówka po mieście wygłodniałych, po polu zwłok pasażerów
zestrzelonego malezyjskiego boeinga, po ulicach opustoszałego Doniecka i po
śladach tych, którzy eskalują konflikt, mnożą sytuacje pełne napięcia i gubią
się w swych własnych działaniach, bo przecież na tym froncie nierzadko można
się pomylić co do definicji wroga czy zagrożenia. Paweł Pieniążek opowiada nam
swoją historię wojny na Ukrainie. Wojny, w której silnym orężem jest kwestia
języka, narodowości lub przekonania o własnej tożsamości, do której dorabia się
ideologię. Od każdego z nas zależy, jak tę historię przyjmiemy, jak przyswoimy
i jakie wyciągniemy wnioski. Chciałoby się, żeby książki takie jak ta po prostu
nie powstawały...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz