Wydawca: MUZA
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: W drodze
Istniejące na rynku
wydawniczym pozycje o kobiecych fascynacjach innymi nietuzinkowymi kobietami
raczej udowadniają tezę, że bardzo dobrze ma się tutaj literatura non-fiction z osobistymi wycieczkami,
których ramy konwencja określa dosyć ściśle. Nie tylko twórczość Angeliki
Kuźniak tego dowodzi. Tymczasem Sylwia Zientek – nieprawdopodobnie wręcz
skoncentrowana na dramatycznym życiorysie Marii Komornickiej – usiłuje swym
fascynacjom nadać beletrystyczne ramy. Z dość kiepskim skutkiem. „Podróż w stronę czerwieni” to książka,
która niewiele oferuje. Na pierwszych ponad stu stronach właściwie zupełnie
nic. Bronią jej jedynie fragmenty oraz autorska czułość do tych wszystkich dwuznaczności,
na których rozpina się od lat naukowy – i nie tylko – dyskurs o Komornickiej.
Nie można wciąż dla niej znaleźć odpowiednich narzędzi opisu i wymyka się
wszelkiemu kategoryzowaniu, co Zientek – w rozterkach i pytaniach swojej
bohaterki – wyraźnie nam sygnalizuje.
Poza tym jednak buduje dwie
równolegle się toczące narracje. Nie znalazłem ani jednego momentu, w którym
powieść drogi o doświadczeniach życiowych stołecznych czterdziestolatek
połączyłaby się z historią kobiety napiętnowanej, skazanej na niebyt z męską
tożsamością, doskonale obrazującej wizerunek młodopolskiej artystki wyklętej i
również megalomanki, choć o tym raczej się nie mówi. Sylwia Zientek proponuje powieść o różnego rodzaju brakach życiowych –
o tych kompulsywnie rekompensowanych i o tych, które na zawsze pozostają w
tożsamości niepełnej jakby, nieświadomej, podążającej za bezpiecznymi wzorcami
i modami. Oferuje historię mało atrakcyjną z tego prostego względu, że zbyt
wiele w sobie mieszającą. Autorka, sięgając do biografii Komornickiej i
racząc nas wypisami z niej w dość szkolnym stylu, chce zdefiniować kobiecość w
różnych kontekstach i rolach. Chce napisać o tym, co w kobiecie ukryte,
przygaszone, co zaskakujące i co wyraźne. Operuje jednak truizmami i składa swą
opowieść na kształt przekazu krytykowanych mediów społecznościowych –
fragmentaryczność i chaos są odczuwalne od początku do końca. Poza momentami, w
których Zientek szczerze pisze o tym, co ją fascynuje w tajemnicach Komornickiej.
Poznajemy Ewę – wypaloną
pracownicę korporacji, niespełnioną w miłości żonę, matkę tęskniącą za
dziecięcymi kształtami swych powoli wchodzących w dorosłość dzieci. Ewa czuje
deficyt miłości i nie może jej tak naprawdę zdefiniować. Jej życie osadziło się
na przewidywalnych torach, nie ma w nim już śladu po jakiejkolwiek namiętności,
nie ma pasji i poczucia, że można jeszcze coś odkryć. Przede wszystkim w sobie.
Bohaterka Sylwii Zientek przez dłuższy czas niewiele ma nam do powiedzenia o
świecie, skupiając się na swoich potrzebach i utyskując, jak to wszystko źle
się w życiu potoczyło i że na pewno egzemplifikuje to fatum kobiecego
niespełnienia oraz zgorzknienia obecnego w jej rodzinie od dwóch pokoleń. Ewa
odkrywa pokrewieństwo dusz z Marią Komornicką, stawiając sobie coraz więcej
pytań o to, kim była Maria. Dostrzega, że tak jak młodopolska poetka nie czuje
się ze sobą. I ma wrażenie, że to początek intymnej więzi. Zgłębiania losów
kobiety, która poszukiwała wolności, tkwiąc latami w przeświadczeniu, iż jest
mężczyzną, odcinając się od wszystkiego, co na drodze twórczej zgotowało jej los
outsiderki.
Tymczasem wolność to dla Ewy
możliwość zrobienia sobie tatuażu, zakupu wibratora oraz pociągnięcie ust
czerwoną szminką. Kobieta czuje narastającą w sobie potrzebę podróży. Chce być
w ruchu, zbudować egzystencjalną kontrę do doświadczeń, które wywołały w niej
jedynie niepokój i frustracje. Zbliża się z Komornicką i decyduje na wyjazd.
Ułatwia jej to mąż, który wyjeżdża wcześniej. Relacje z nim przedstawione są
dość jednostronnie i niewiele wnosi uwiarygodnienie narracji czytanymi potem
fragmentami pamiętnika Pawła, z których żona najprawdopodobniej – wnosząc z jej
reakcji po lekturze – niewiele zrozumiała. A przecież „Podróż w stronę
czerwieni” to książka o empatycznym spojrzeniu na świat wielu niedostrzeganych
dotychczas możliwości. Przekroczenie
granicy czterdziestu lat jest podkreślane tak często i z taką natarczywością,
że odnosi się wrażenie, iż Zientek coś sugeruje nieco młodszym czytelniczkom.
Niebawem będą miały wszelkie prawo do tego, by odpłynąć i zrobić sobie dobrze w
wymiarze i kształcie, do których dotychczas wstydziły się przyznać.
Zupełnie nie rozumiem zabiegu polegającego na tym, że do chcącej zmian i
przemieszczania się Ewy autorka dodaje – całkowicie na siłę, co się czuje już
od samego początku – dwie przyjaciółki, które w planach mają coś innego niż
Ewa. Główna bohaterka chce znaleźć się w miejscach, po których bruku chodziła
kiedyś Komornicka. Jej koleżanki generalnie chcą się najeść i wyrwać kawałek
świeżego męskiego ciała. Dynamicznie rozprawiając o swojej niezależności,
wchodząc z każdą kolejną stroną w następny stereotyp, z jakim tylko pozornie
dyskutują.
Zientek prowadzi swe
bohaterki śladami Komornickiej, ale tylko Ewa tak naprawdę chce z tej podróży
wziąć coś więcej niż rozpaczliwy hedonizm chwili, za którym kryją się
kompleksy, niedobory, życiowa bezwola i maskująca wszystko niezależność. To
podróż wbrew mężczyznom, a jakby z nimi. Historia, w której pojawiają się
rozważania na temat nietrafności ludzkiego doboru w pary. Kobiety Zientek pozwalają sobie na szczere rozmowy o własnych
pragnieniach, ale niewiele mają do powiedzenia na temat tego, co te pragnienia
uwarunkowało i dlaczego stały się takie, jakie są właśnie teraz, w tym tak
mrocznym wieku po czterdziestce. Zasadniczo nic ich ze sobą nie łączy i we
trójkę niewiele mają czytającym do powiedzenia. Duch Marii Komornickiej obecny
jest jakby z boku. Dramatycznie egzaltowane dialogi tworzące scenariusz filmu,
nad jakim pracuje w podróży Ewa, udowadniają, że Zientek mimo wszystko niewiele
nowego ma do powiedzenia o kimś, o kogo można przede wszystkim pytać. Pytań
jest sporo, tez również. Dlaczego Komornicka nie popełniła samobójstwa? Czy
kochała Przesmyckiego? Jakie życiowe braki najbardziej jej doskwierały i z czym
zupełnie sobie nie poradziła? Opowiadając o Komornickiej, Zientek proponuje
narrację domysłów i w lekko manierycznym tonie domaga się od nas samych
rozmyślań, z porzuceniem dat i faktów życiorysu artystki. Poza tym otrzymujemy
opowieść o życiowych wariatkach, które chcą tak naprawdę tego samego, tylko
nazywają to nieco inaczej.
To trochę za mało, żeby
przykuć uwagę. Czyta się tę powieść w pewnym rozproszeniu. Sylwia Zientek
opowiada o tym, jak bardzo jesteśmy sterowalni przez mody i trendy i jak mocno
nas to wykoślawia wewnętrznie, gdy stajemy się karykaturami samych siebie. Czy
inspiracja życiorysem Marii Komornickiej mająca tworzyć mocny fundament tej
książki nie wynikła też z jakichś modowych trendów? Chcę wierzyć, że autorka
jest szczera. Bo pewnie jest, ale niewiele ma nam do powiedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz