Wydawca: Świat
Książki
Data wydania: 2 czerwca 2016
Liczba stron: 416
Tłumacz: Grażyna Woźniak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Walka o siebie
Etykietowanie nie służy
książkom. W zasadzie nigdy. Zestawienie ciekawej powieści Alexandry Burt z "Dziewczyną z pociągu" zbudowano jedynie na paraleli labilności emocjonalnej głównej
bohaterki. O ile w przywoływanym bestsellerze, naprawdę kiepskiej powieści, ta
chwiejność i chaos są czymś co najmniej irytującym, o tyle Burt buduje na nich
naprawdę wiarygodną powieść o dramacie macierzyństwa, egzystencjalnej
samotności, o poczuciu wyobcowania i pozostawieniu samej ze sobą i wszystkimi
przykrymi zdarzeniami losu. Bo „Gdzie
jest Mia?” to opowieść o bezkompromisowej walce nie tyle o dobro własnego
dziecka, ile przede wszystkim o możność samostanowienia wraz z wyzbyciem się
demonów przeszłości. To historia straumatyzowanej kobiety, której jedyną
przychylną w życiu osobą staje się lekarz wydobywający ją z ciemnej otchłani
amnezji. Estelle będzie zmuszona do konfrontacji z tym wszystkim, co
niewygodne. Z tym, z czym borykała się przed urodzeniem córki, i całym
koszmarem po tym, gdy siedmiomiesięczna Mia zniknęła.
Macierzyństwo to temat
niezwykle wdzięczny i szeroko wykorzystywany w literaturze współczesnej każdej
szerokości geograficznej. Można je połączyć z Historią, nadając opowieści zarys
rzeczy, która rozlicza, definiuje i ukazuje panoramiczny obraz przemian
mrocznego okresu – tak uczynił Pavol Rankov w "Matkach". Można relacji matki z
córką nadać znaczenia symboliczne, poruszać się gdzieś w przestrzeni
niedomówienia, wabić dwuznacznościami i jednocześnie pokazywać trudność tej
relacji – to zobrazowała doskonale Ida Linde w zbiorze miniatur literackich "Poleciały w kosmos". Alexandra Burt stawia na
dramaturgię nagłego rozstania. Ginie dziecko, z którym matka właściwie
codziennie walczyła. O te chwile bez płaczu, o odrobinę spokoju i stabilizacji.
Estelle nie wywiązywała się z obowiązków matki wzorowo. Ciąża zaskoczyła ją,
wychowywanie dziecka stało się uciążliwe. Bohaterka przez cały czas walczy
o to, by Mia czuła się w jej towarzystwie bezpiecznie. Chce jej zapewnić
najlepsze warunki rozwoju. Tymczasem sama rozpada się wewnętrznie. Do jej umysłu
wdziera się chaos. Pojawiają się mroczne, groźne myśli. Myśli o ostatecznym
uciszeniu tego wiecznego płaczu. A może Mia jest chora? Może sygnalizuje matce
coś, czego ta nie jest w stanie właściwie odczytać? Każdy doradza Estelle, jak
ma postępować. Na czele z mężem, który od zawsze pouczał i strofował. Bohaterka
Burt coraz bardziej gubi się w sobie. Wydaje jej się, że coś zrobiła, coś
usłyszała – w rzeczywistości tak nie było. Coraz trudniejsze macierzyństwo wieńczy
tragiczny finał. Pewnego dnia matka zastaje puste łóżeczko. Co więcej –
zniknęły wszelkie ślady obecności dziecka w domu. Ktoś je porwał? Dlaczego
Estelle nie zgłasza zaginięcia na policję? Dlaczego nie informuje o tym ojca
dziecka? Czy sama zdaje sobie sprawę z tego, co zaszło, skoro z dziewczynką u
boku miała duże problemy, by porządkować rzeczywistość i zdawać sobie sprawę z
tego, co jest realne, a co tworzy jej wyobraźnia?
Spektakularny początek
powieści mocno przykuwa uwagę. Okazuje się, że Estelle miała wypadek w jakiejś
odległej okolicy, której nigdy nie odwiedzała. Wprowadzona w stan śpiączki
farmakologicznej traci pamięć o wydarzeniach sprzed wypadku. Pamięta jedynie,
że nie ma jej córki. Że Mia zniknęła, a ona nie była w stanie temu zapobiec ani
później odnaleźć jej na żaden z możliwych sposobów. Rozpoczyna się walka o to,
by przypomnieć sobie czas miniony, by właściwie postawić pytania o to, co się
stało, i by odnaleźć zaginione niemowlę. Alexandra
Burt wykorzystuje często eksploatowany literacko motyw amnezji po to, by nadać
zdarzeniom bardziej dramatyczne oblicze. Oto bowiem z mgły we wspomnieniach wyłaniać
się będą kolejne mroczne zdarzenia. Zaskakujące, czasami nieprawdopodobne, za
każdym razem jednak uwiarygodnione, bo Burt dba o detale i nie oddala nas od
prozy życia, prawdopodobieństwa opisywanych wydarzeń. Bohaterka będzie
zmuszona także do konfrontacji z własną przeszłością. Z trudną relacją z matką,
która nie poświęcała córce należytej uwagi. Z momentem nagłej śmierci rodziców,
który połączy Estelle z kimś, z kim nigdy nie chciałaby mieć nic wspólnego…
Burt świetnie buduje
początkową dramaturgię. Jest naturalistyczna w opisach – nie oszczędza
czytelników ani swej bohaterki. Estelle będzie zmuszona przejść gehennę. To,
czego do tej pory doświadczyła, będzie niczym w porównaniu z przerażającym
odsłanianiem kolejnych faktów. Poszlaki niezbicie wskazują na to, że zrobiła
Mii krzywdę. Sprawa staje się medialna, opinia publiczna wydaje wyrok. Estelle
pozostaje absolutnie sama. Właściwie tak jak przez całe swoje życie. Bo szansa
na odmianę, jaką miał być związek z Jackiem, była jedynie rojeniem o szczęściu,
gdy małżeństwo przypieczętowała ciąża, a jego rozpad stawał się jak najbardziej
realny już od momentu zniknięcia dziecka.
Alexandra Burt opowiada o
tym, jak wiele matka jest w stanie poświęcić dla dziecka. Ukazuje jednocześnie
trud codziennej opieki nad niemowlęciem i sugeruje, że ta codzienność może
przysparzać więcej przykrości niż radości. Autorka
doskonale manipuluje percepcją czytelnika. Od początku do samego prawie końca
nie możemy mieć pewności tego, co dzieje się rzeczywiście, a co jest urojeniem.
Estelle walczy z demonami w sobie, a policja szukająca Mii – z czasem. Jedna z
tych walk będzie wygrana. Burt nakreśla skomplikowaną sytuację kobiety,
która zdaje się nie panować nad sobą i na długo przed tragedią nie nazywa
poszczególnych elementów rzeczywistości ich właściwymi nazwami. „Gdzie jest
Mia?” to także pasjonująca wiwisekcja toksycznego związku. Estelle jest
podległa woli chłodnego racjonalisty, coraz bardziej zbuntowana wobec siatki
nakazów i zakazów, coraz bardziej wściekła w matni upomnień i sugestii.
Amerykańska autorka opowiada o ludzkim szaleństwie, ale także niezwykłej
determinacji. Ogrom przeżyć głównej bohaterki jest wprost nie do nazwania.
Szaleństwo idzie w parze z walką o resztki szacunku do samej siebie i o córkę,
której Estelle – mimo swoich licznych niedopatrzeń i błędów – nigdy nie chciała
skrzywdzić. Czy matka i córka się spotkają? Jakie jeszcze symboliczne znaczenie
może mieć rozłąka niemowlęcia z kobietą niekontrolującą swoich emocji? Burt
jest wiarygodna, stworzyła prozę pełną intensywności i przykuwająca uwagę na
tyle, że czyta się to wszystko świetnie, właściwie jednym tchem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz