Wydawca: Czarne
Data wydania: 11 stycznia 2017
Liczba stron: 480
Przekład: A. Pokojska, T. Bieroń
Oprawa: twarda
Cena det.: 49,90 zł
Tytuł recenzji: Walcząc o wolność
Liao Yiwu, znany polskiemu
czytelnikowi jako autor reportaży o Chinach, tym razem opowie swoją historię –
historię czterech lat pozbawienia wolności jako kary za opublikowanie poematu i
pracę nad filmem związanym z dramatycznymi wydarzeniami 1989 roku. Wówczas
Chiny miały możliwość skonfrontowania obywatelskiej potrzeby wyrażania swoich
pragnień z opresyjnym systemem inwigilującym życie na każdym możliwym poziomie.
Świat przyglądał się wydarzeniom z zapartym tchem, a obrazy z placu Tiananmen pozostały
żywe w pamięci na lata. Yiwu portretuje samego siebie w obliczu rewolucyjnych
przemian, sygnalizuje swoją osobistą przemianę, a potem opowiada o życiu za
kratkami.
Czytelna
symbolika życia jako więzienia funkcjonuje od początku do końca, ukazując nie
tylko formy opresji, ale także ludzkie boje z systemem infekującym umysły na
wiele sposobów. Rządzenie celami, w których przebywał autor,
bardzo przypomina rządy tego teoretycznie wolnego świata. Liao Yiwu zmuszony
jest do uczestnictwa w codzienności zezwierzęcenia, walce o posiłki, miejsce do
spania czy o prywatność załatwiania potrzeb fizjologicznych. Ale jego książka
jest przede wszystkim świadectwem nadania jakichkolwiek sensów życiu, w którym
sensowność odbierają nie tylko absurdalne zarzuty, doskonale skonstruowany
aparat więziennej przemocy czy korupcja na szczeblach wymiaru sprawiedliwości,
z powodu której jeden z bohaterów porównuje chińskie prawo do gumki od majtek – tak ono rozciąga się i
kurczy, za każdym razem uderzając w oskarżonego. „Za jeden wiersz” wpisuje się
w kanon więziennych literackich świadectw przetrwania. To też książka, której
nie pozwalano powstać, a potem się ukazać. Yiwu
tworzy świadectwo trudnej i niewymazywalnej pamięci. Pokazuje, jak wiele
stracił z powodu napisania poematu i wyrażenia niemocy, wściekłości oraz buntu.
W katalogu strat kryją się jednak siła i nadzieja. To opowieść o tym, co można
sobie wywalczyć dla siebie w świecie bez sensu, bez ładu i bez nadziei.
Chiński autor ukazuje także swe istnienie we wciąż obecnej atmosferze
zagrożenia życia. Jego współtowarzyszami niedoli są kolejni skazańcy, którzy
muszą mierzyć się z perspektywą rychłej śmierci. Yiwu nie pozwala sobie na
utratę wiary w lepszy los. Wydostanie się z więzienia w czasie, kiedy Chińczycy
chcą przede wszystkim zarabiać, bogacić się i zapominać. Dlatego ta publikacja
jest tak niezwykle ważna. Dlatego o samej pamięci opowiada w wyjątkowy i
wstrząsający sposób.
Poznając codzienne życie
autora sprzed uwięzienia, trudno nam uwierzyć, że poradzi sobie z czasem
zniewolenia. To życie w ciągłym ruchu, z pewnymi też tendencjami ucieczkowymi.
Yiwu nie przywiązuje się do miejsc, z trudem także buduje więź z żoną, wdając
się w romanse i wykazując hipokryzją, gdy karze swą kobietę za potajemną
znajomość z innym. Najmocniej jednak zarysowuje się naznaczenie śmiercią
siostry. Fei Fei zmarła nagle i w bezsensowny sposób. Jej odejście uczyniło
wielką wyrwę we wrażliwej świadomości brata i na zawsze naznaczyło pewnym
fatalizmem. Liao Yiwu dąży do tego, by wszystko, co robi i mówi, miało czytelny
sens oraz czemuś służyło. Tymczasem trafi do miejsca, w którym jałowa
egzystencja przygnębi nie tylko z powodu pozbawienia wolności. Jak już
wspomniałem – i co jest wielokrotnie zaznaczone – Chiny we wspomnieniach Yiwu
to przestrzeń, w której nikt nie może uciec od inwigilacji i poczucia, że jest
śledzony. W zamknięciu ośrodka przesłuchań, zatrzymań, a w końcu we właściwym
więzieniu autor zmuszony będzie zdefiniować na nowo pojęcie wolności. Powalczyć
o tę własną, osobistą. Niczego bowiem nie można odebrać człowiekowi, który
zachowuje wewnętrzną godność.
Sprawozdawczy
styl opowieści o kolejnych miesiącach i latach niewoli połączony jest z
błyskotliwymi spostrzeżeniami człowieka, który widzi dużo więcej niż codzienne
deficyty celi i który jest w stanie zapanować nad emocjami oraz instynktami
warunkującymi brutalność każdego kolejnego dnia. W
narracji z piekła pojawią się groteska i ironia. Mimo wszystko. Nową
tożsamością Yiwu staje się numer więzienny. Nowymi towarzyszami, z którymi
spędzi czas – różnej maści przestępcy, gwałciciele, mordercy, mężczyźni z nizin
społecznych albo wyalienowani szaleńcy. Pośród nich trzeba będzie najpierw
zbudować jakąś stabilną pozycję w grupie, a potem zintegrować się w niedoli, by
utrzymać tę czytelną opozycję więzień – strażnik i nie przestać wierzyć w to,
że zaciera się granica okrucieństwa i bestialstwa między jednym a drugim. Bo chińskie
więzienie jest doskonale zaplanowaną przestrzenią do tego, by zjednać w złych
instynktach tych, którzy są uwięzieni, i tych, którzy ich pilnują. Zarówno
strażnicy, jak i współtowarzysze z cel są przez autora portretowani w taki
sposób, by nadać im znamiona wyjątkowych jednostek. Yiwu wyraża wewnętrzny
sprzeciw wobec traktowania całej przestrzeni więziennej jako miejsca, w którym
frustracje, ból, złość i prawo pięści uczynią bolesny znak równości między
wszystkimi tworzącymi klimat miejsca.
A jest to miejsce podłe i
okrutne. Zwłaszcza dla tych, którzy czekają na wykonanie wyroków śmierci, a
jest ich naprawdę wielu. Pośród skrajności, między rezygnacją a agresją
wyrażającą bunt, kryją się rozmaite emocje i wyznania, których nie
spodziewalibyśmy się po ludziach odbywających kary więzienia. Narrator potrafi odnaleźć się pośród
mężczyzn, z którymi nic by go nie łączyło w codziennym życiu. Postrzega w nich
jednostki, które skrzywdzono i które atawistycznie usiłują oddać tę krzywdę,
zrzucić z siebie jarzmo przestępcy, udowodnić wszem wobec, że przestępczy jest
cały otaczający świat. Cele, w których przebywał Yiwu, to miejsca
naznaczone nie tylko przeczuciem śmierci. Jest w tych naturalistycznych opisach
mnóstwo różnego rodzaju przemocy – ta fizyczna czy seksualna prezentują się
tylko najbardziej czytelnie. „Za jeden wiersz” to świadectwo funkcjonowania w
świecie, w którym inaczej wyznacza się upływ czasu. Gdzie fragmenty snu trzeba
wydzierać na powierzchni szesnastu centymetrów kwadratowych i gdy można być
poddanym specyficznym torturom skodyfikowanym w coś na kształt więziennego
menu.
Czas w celach nie jest
czasem pustki. Liao Yiwu udowadnia swój heroizm walki o własną godność.
Studiuje chiński kodeks karny, by umieć wyjść obronną ręką z przesłuchań. Podejmuje
także rozpaczliwe próby autodestrukcji, by w krytycznych momentach zachować niezależność,
być wciąż mężczyzną definiowanym przez własne wybory, a nie więzienny numer. Zapiski Yiwu, czynione z perspektywy czasu,
a przecież tak dramatycznie dokładne, portretują środowisko więzienne nie tylko
jako zgoła opresyjne i chwilami niemożliwe do zniesienia. W celi można przecież
przeprowadzić parodię państwowej uroczystości pogrzebowej. Pośmiać się w
reglamentowanym czasie przy odbiorniku telewizyjnym i cieszyć ze słońca lub
powiewu świeżego powietrza. To przede wszystkim jednak opowieść o sile
przetrwania i o możliwościach, które można stworzyć w umyśle nieskażonym
przemocą, niedopasowanym do niej. Yiwu, gdy trzeba, podnosi rękę na współwięźnia.
Śmieje się z obrzydliwych żartów jak wszyscy, skupia na fizjologii, nie unika
konfrontacji z więziennymi samosądami. To, co w nim pozostaje niezmienne, to
niezgoda na zniewolenie. Wewnętrzna, konsekwentna, stała. Potem zastępują ją
żal i rozczarowanie, ale to być może temat na osobną książkę. „Za jeden wiersz”
to świadectwo konfrontacji z wyobrażeniami własnego końca i z końcem niewoli
naznaczonej przemocą. To także bolesna książka o tym, że ślad chińskiego
więzienia pozostaje z autorem na zawsze i nawet w Europie może wzbudzić
porażające wspomnienia. Nie da się uciec od chińskiego zniewolenia, jeśli nie
wypracuje się jakiejś wewnętrznej przestrzeni wolności. Liao Yiwu opowiada o
niej, ale także o ludziach, których opresyjny system zniszczył. O tych, o
których nikt nigdy nie napisze i nikt o nich nie wspomni. Bardzo sugestywna i
przejmująca książka.
3 komentarze:
Czytając rok temu PROWADZĄC UMARŁYCH byłem bardzo rozczarowany tak niskim poziomem pisarskim autora.
https://cyganblog.wordpress.com/2015/12/02/a-fe/?iframe=true&theme_preview=true
Kończyłem książkę siłą woli, czując się lekko oszukany przez 'wydawniczą maszynę marketingową'.
Zastanawia mnie tak pozytywna Pana recenzja jego nowej pozycji. Pomijając wartość przekazanego w ZA JEDEN WIERSZ świadectwa, czy książka jest rzeczywiście tak wartościowa? Czy można porównać ją z innymi dotyczącymi Chin (Tiziano Terzani) czy granicznych ludzkich doświadczeń (Swietłana Aleksijewicz)?
Nie znam cytowanej przez Pana książki. Ta to literatura faktu. Nie wiem, co rozumie Pan pod stwierdzeniem "poziom pisarski", ale walory literackie nieco inaczej ocenia się przy lit. pięknej i lit. faktu. Tak czy owak serdecznie polecam - i nie jestem żadną wydawniczą maszyną marketingową. :)
Co do wspomnianego „poziomu pisarskiego” - w zbiorze wywiadów wydanych pod tytułem PROWADZĄC UMARŁYCH autor zgromadził i spisał swoje rozmowy ze spotkanymi w swojej ojczyźnie osobami o różnym wieku, pozycji i wykształceniu. Ale zupełnie tego nie widać w tekście. Słowa i zwroty w ustach rozmówców mają się chwilami nijak do tego kim są, jakie mają doświadczenie życiowe. Przypomina to uczniowskie wprawki – nie prawdziwą rozmowę czy wywiad. Stąd moje rozczarowanie tytułem. I pytanie do Pana o porównanie tych dwóch książek.
Pisząc „wydawnicza maszyna marketingowa” miałem na myśli rozgłos jaki powstał wokół PROWADZĄC UMARŁYCH, na skutek którego ją kupiłem.
Dziękuję za odpowiedź i źródło dobrych zachęt do lektury :)
Prześlij komentarz