Wydawca: Dowody
na Istnienie
Data wydania: 24 lutego 2017
Liczba stron: 314
Przekład: Małgorzata
Diederen-Woźniak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: Fakty i zmyślenia
Można przeczytać
wyczerpującą notatkę z Wikipedii opisującą katastrofę nad kameruńskim jeziorem
Nyos, która wydarzyła się 21 sierpnia 1986 roku, i nie poświęcać czasu książce
Franka Westermana. Można, ale nie powinno się tego robić. Bazując na narodowej tragedii Kamerunu, holenderski reportażysta
proponuje nam pasjonującą narrację o konfrontacji ludzkiego umysłu z traumą i o
istocie konfabulacji wkradających się tam, gdzie fakty nie mają mocy
przekonywania. „Martwa dolina” to historia ludzkiej skłonności do
wymyślania alternatywnych opowieści w miejsce bolesnych luk w umyśle, które nie
są wypełnione przez racjonalne dane. Westerman powraca do tragedii sprzed lat,
kiedy to ludzie i zwierzęta zginęli w sposób zatrważający i groźny – po cichu,
nagle, bez spektakularnych wydarzeń. Spod jeziora Nyos wydostały się trujące
opary, które udusiły mieszkańców terenów położonych niżej niż akwen. Śmierć
przyszła nagle i niespodziewanie. Równie nagle pojawiło się wiele teorii na
temat tego, co się naprawdę wydarzyło. Naukowe tłumaczenia określające
specyfikę wulkanicznej eksplozji pod powierzchnią wody nie zadowoliły
wszystkich. Co więcej – sami naukowcy byli podzieleni w swych hipotezach dotyczących
przyczyn nieszczęścia. Westerman pokazuje, co zaczęło się dziać w ludzkiej
świadomości w momencie, gdy fakty nie dały wystarczających wyjaśnień. Pojawiły
się teorie spiskowe o potajemnych próbach z bronią biologiczną czy zamachach. W
miejscu niedomówień ożyły jednak przede wszystkim opowieści, mity, legendy. O
ich anatomii oraz o tradycji opowieści ustnych autor opowiada w sposób
pasjonujący, mnożąc tropy i pytania retoryczne. W końcu okazuje się, że nie
jest najbardziej istotne to, co się wydarzyło w okolicy Nyos w 1986 roku, lecz
to, w jaki sposób to zdarzenie zaczęło żyć w ludzkiej świadomości.
Reportaż składa się z
trzech, dość nierównych moim zdaniem części. Na początku śledzimy poczynania
naukowców, którzy usiłują dziwactwo natury wkomponować w możliwe teorie
wyjaśniające wszystko tak, by oswoić ludzi ze złem, jakie nadeszło nagle i było
tak podstępne. Część druga – najsłabsza – dotyczy analizy tego, w jaki sposób
na tragedię spoglądali ludzie odpowiedzialni za kształt opinii publicznej,
wszelkiej maści pastorzy i przewodnicy wspólnot religijnych. Trzecia odsłona reportażu jest najbardziej
sugestywna, najlepiej napisana. Odnosi się do tego, co w umyśle tych, którzy
przeżyli, uczyniła ta zaskakująca i wielka tragedia. Do jakich wniosków ich
skłoniła. Co w miejsce niejasności i wykluczających się faktów zaproponowała
ludzka wyobraźnia. Obserwacja tego procesu i rozmowy z Kameruńczykami
ukazują niebywałą ludzką skłonność do zmyśleń, w które łatwo jest uwierzyć.
Ludzka bezradność wobec faktu objawia się tworzeniem alternatywnych historii
mających dać poczucie bezpieczeństwa, bo wreszcie zrozumiało się skomplikowany
problem. Westerman opowiada o tym, czym jest ludzka ciekawość doprowadzająca do
powstawania mitów. Obserwuje, jak powstawały legendy o martwej dolinie, i
przygląda się statusowi tragedii widzianej po latach. Właściwie to poświęca tej
sprawie więcej uwagi i empatii niż sam Kamerun, który 25 lat po zdarzeniu (reportaż
po raz pierwszy ukazał się w 2013 roku) zdaje się go nie pamiętać. A była to
narodowa trauma, cytowany naukowiec określa wydarzenie mianem kameruńskiej
Hiroszimy. Zbudowano na tym wiele legend o gniewnym jeziorze i opowiadano o
wielu siłach odpowiedzialnych za tragedię. W tych wszystkich opowieściach Frank
Westerman odnajduje się nadzwyczaj dobrze, bo jak sam przyznaje – reportaż ten
powstał przede wszystkim dlatego, że jego autor kocha wszelkiego rodzaju
opowieści.
Klątwa
bogów? Dzieło Szatana? Ingerencja tajemnych mocy? Spełnienie się przepowiedni o
tym, że jezioro, w którym tkwi udręczona dusza pewnego fona, będzie brało odwet
i zabijało? Fakty są nie tyle przerażające, ile w dużej mierze enigmatyczne.
Działa na wyobraźnię to, że pośród zwłok nie znaleziono śladów żadnej innej
ingerencji. Nikt niczego nie złupił, niczego nie zniszczył. Po prostu wszystkie
żyjące w feralnej dolinie oddychające istoty straciły życie. Cudem ocalali po
latach rekonstruują to, co się wydarzyło. Zderzenie ścierających się opinii
naukowców z tym, co opowiadają prości ludzie w Kamerunie, to znakomite
świadectwo tego, co kształtuje ludzką wyobraźnię i jak nauka potrafi rugować ze
świadomości tę skłonność do budowania zmyśleń. Bardziej pasjonują opowieści o
tym, co się myśli o tamtym zdarzeniu, niż świadectwa, dokumenty, ustalone
teorie i to, co zbudowało wspomnianą już na wstępie internetową notkę
encyklopedyczną.
Myślę,
że „Martwa dolina” to książka przede wszystkim o ludzkiej bezradności tuszowanej
tym, że zawsze chcemy wyrazić swój punkt widzenia na zawikłaną sprawę, jakoś
się w niej odnaleźć, przynależeć do niej. Kameruńskie
opowieści zderzone z teoriami naukowymi pokazują tę bezradność w sposób wysoce
sugestywny. Frank Westerman opowiada także o tym, w jaki sposób ludzka
świadomość przyjmuje niewyobrażalne i niezrozumiałe zło dotykające wszystkiego
i wszystkich. Nyos przeraża niektórych do dziś. Ścierający się w swych
poglądach naukowcy przestali już zajmować się sprawą, ale ciekawe jest to, w
jaki sposób można się jej przyglądać po upływie ćwierćwiecza. Interesujące są
przede wszystkim motywacje samego autora, bo mimo że jest to obiektywny
reportaż składający się z głosów innych, widać wyraźnie tę autorską ciekawość.
Skryte gdzieś w tekście pytania o to, jak wielką siłę miały kiedyś opowieści
ustne i jak ta siła została zdeprecjonowana przez zmieniające się czasy, kiedy
można dowiedzieć się o wszystkim natychmiast, a miejsca na fantazjowanie jest
coraz mniej.
Westerman wziął na warsztat
przede wszystkim bardzo ciekawą historię. To mroczne i tajemnicze wydarzenie
wciąż działa na wyobraźnię. W Kamerunie, gdzie zawsze widziano celowość śmierci
i porządkowano ją w codziennym życiu, tak nagłe i przedwczesne zgony nie
mieściły się w systemie wierzeń czy przekonań. Świetnie portretowana jest ludzka bezradność wobec tragedii, która
zdarza się nagle. I ta bezradność nie ma żadnego afrykańskiego adresu. Jest
czymś wspólnym. Na niej wyrastają opowieści i zmyślenia, ale także z bezradnością
w tle liczni naukowcy usiłują zwerbalizować teorie takich wydarzeń, które w
gruncie rzeczy wywołują przede wszystkim zdumienie. Czytając Franka Westermana,
warto zadawać sobie pytanie o to, w jaki sposób odbieramy rzeczywistość, wobec
której nagle rozsypuje się nasza siatka pojęć i skojarzeń. Jakie emocje się
wtedy pojawiają i jakie fantazje za tym idą. „Martwa dolina” to tak naprawdę
uniwersalna przypowieść o ludzkiej potrzebie porządkowania tego, czego nie jest
w stanie zrozumieć i uporządkować świadomość. Westerman nie chce wykazać się
bezradnością i biernością. Tworzy książkę będącą dowodem na to, że jedno
zdarzenie w odległym punkcie globu może naznaczyć na całe życie, wzbudzać
nieustanne pytania i wątpliwości. Przede wszystkim o to, jak działa ludzka
wyobraźnia i przed czym usiłuje nas ochronić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz