Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 25 maja 2017
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Praca i (nie)możliwości
To nie jest najlepsza
książka Andrzeja Muszyńskiego. Nie chodzi tylko o to, że „Podkrzywdzie” bardzo
wysoko podniosło poprzeczkę i w momencie, kiedy otrzymuję po prostu dobrą
książkę, mogę być trochę zawiedziony. Wydaje mi się, gdy analizuję konstrukcję
nowej narracji, że autor doskonale odnajduje się w krótszych formach
prozatorskich, a klasyczna powieść (bo „Fajrant” nią jest) nieco mu się…
rozchodzi. Tak, lubiana przeze
mnie dygresyjność Muszyńskiego tutaj sprawia wrażenie niedopracowanej. Pojawia
się trochę chaosu, przypadkowych zlepków tego, co opisywane w teraźniejszości,
i wspomnień. Gdy autor penetruje czas przeszły i wydobywa stamtąd zarówno
lokalną topografię, jak i pamięć o ludziach, znana doskonale fraza cieszy
jednak oko i dlatego „Fajrant” się broni.
W opowieści o perypetiach
młodych mieszkańców Miasteczka, którzy powracają po latach pracy w Anglii, czai
się pewna przewidywalność i odrobina zwyczajnej nudy. „Podkrzywdzie” było
dowodem, że Muszyński dużo barwniej i sugestywniej portretuje pejzaż niż człowieka,
ale przecież „Miedza” też zachwycała, to także były opowiadania o ludziach w
ferworze codzienności. Coś tu się wydarzyło niedobrego, ale nie odbiera to
przyjemności lektury. „Fajrant”
bowiem to – śmiem twierdzić – jedna z ważniejszych polskich powieści o tym,
czym jest praca dla współczesnego Polaka. Przekleństwem organizującym
przewidywalne i przykre życie, ale i odskocznią od niego. Sferą, w której
kłębią się marzenia oraz plany boleśnie skonfrontowane z możliwościami. Ci,
dla których praca jest treścią życia, nie są u Muszyńskiego przegrani, lecz w
pewien sposób okaleczeni. Haruje się całymi dniami, przez całe życie. Jeden z
bohaterów stwierdza, że dobrze, iż Bóg wymyślił noce, bo człowiek zasuwałby
cały czas. Etos pracy czy jej degrengolada? Ironizowanie czy przejmująca
narracja o tym, jak jest naprawdę i jak bardzo to boli? Czyta się „Fajrant” z
dużą uwagą, albowiem portretuje to, na temat czego polscy literaci zwykle
utyskują. Praca staje się tu głównym bohaterem. Jej nadmiar i jej brak.
Porządkuje i rozsadza rzeczywistość. Jest źródłem równowagi i chaosu. Dwa
skrajne oblicza i dużo uważnej analizy tego, co pomiędzy nimi. Tak, to jednak
dobra książka. I inna, i nowa. Pełna nostalgii, ale też niemocy. Czuła w
stosunku do czegoś, co nigdy nie zostało opisane w czuły sposób.
W narratorze powracającym z
przyjaciółmi po sześciu latach ciężkiej pracy trudno jest znaleźć motywację, by
zmianę otoczenia przekuć na zmiany dokonane w samym sobie. Gorzko i ironicznie
stwierdza: „(…) trzydzieści parę lat na karku, mogę zmartwychwstać, ale nie
mogę już niczego zmieniać”. Czy aby na pewno? Powrót do Polski z
oszczędnościami, które mimo wszystko nie imponują, jest dla bohaterów powrotem
do świata w pewnym wymiarze i kształcie niezmiennego. To, co stałe, to matka i
jej znak krzyża. Domy bohaterów, w których wychowywali swoje marzenia, a potem
usiłowali je zrealizować, choć w Anglii było trudno. Powrót jest u Muszyńskiego konfrontacją. Z idealizmem czasu przeszłego,
ale i z jego przekleństwem – nieprzypadkowo wszyscy troje znaleźli się w obcym
kraju, nieprzypadkowo opuścili Miasteczko bez sentymentu. Ale jednak wracają.
Dlaczego? To największa zagadka, choć jednocześnie można odczytać motywacje
zachowania powracających z dużą dokładnością, analizując to, czym się potem
zajmują. A chcą być panami sytuacji i ludźmi wreszcie mogącymi samodzielnie
działać, realizować się. W pracy oczywiście. Różne są próby rozkręcania swego
interesu. Portal dla młodych piłkarzy ma być odpowiedzią na wspomnienia, w
których młodzi nie mieli szans ani możliwości futbolowego rozwoju. Kiedy
pierwszy pomysł nie wypala, pojawiają się kolejne. Wyprawy do Czech czy Birmy –
tam, by złapać potrzebny dystans. Praca fizyczna będąca ukojeniem niespokojnego
wnętrza. Wszelkie formy zatrudniania i galeria kuriozalnych kontrahentów. Jest
chwilami bardzo dowcipnie, a chwilami nadzwyczaj dramatycznie. Drogi przyjaciół
na chwilę się rozchodzą, ale ostatecznie łączy ich jedno – chęć
samostanowienia, którego nigdy tak naprawdę nie zaznali.
Miasteczko przyciąga do
siebie i zmusza do wspomnień. Retrospekcje narratora to jedne z najlepszych
fragmentów książki. Analiza tego, co nadal swoje i akceptowane, oraz
konfrontacja z obcością. Nie da się żyć
tak, jak żyli rodzice. W katolickiej, patriotycznej, małomiasteczkowej pokorze.
W nieoczekiwaniu niczego poza przewidywalnością każdego kolejnego dnia. To
przez ludzi takich jak oni wszystko, co nowe, długo musiało torować sobie drogę
do Miasteczka. Jedni na tym skorzystali, inny wypadli poza margines. Ci, co
dorobili się w Anglii, przyglądają się jednocześnie tym znajomkom, którzy nie
mieli odwagi i determinacji, by wyjechać. Ze zdziwieniem patrzą na wielu
ekscentrycznych rekinów polskiego biznesu. Nie wiedzą, gdzie jest ich miejsce –
od znajomków się zdystansowali, rekinami być nie chcą. Przynajmniej nie takimi,
którzy stawiają im warunki.
„Fajrant”
to opowieść o iluzjach wolności i o tym, czym jest ona naprawdę. O porządku
egzemplifikowanym przez pracę. Narzuconym jakby społecznie, po części też
kulturowo. Muszyński opowiada o absolwencie Międzywydziałowych
Studiów Humanistycznych z tendencjami ucieczkowymi. Unika dużych miast, bo w
nich odsłania się w tłumie. Próbuje dostosować się do świata ludzkiej mnogości,
ale jakoś mu się to nie udaje. Jego przyjaciele lepiej asymilują się z Polską i
polskością, od której odcięli się na sześć lat. Jemu jest trudniej. Smutniej.
Za dużo pamięta, za mało chce wyrwać życiu w przyszłości. To portret człowieka
zadumanego i rozdartego między przynajmniej dwiema przestrzeniami, w których
musi funkcjonować. Jeśli rozpatrywać konflikt wewnętrzny, znamienne i doskonałe
jest zakończenie powieści. Jeżeli „Fajrant” traktować przede wszystkim jako
dynamiczną opowieść o kłodach rzucanych pod nogi Polakom wchodzącym w
dorosłość, dokumentalny sznyt tej prozy pozwala odbierać książkę nawet jak
reportaż. Myślę jednak, że chodzi o całkowicie niesprecyzowane pojęcie „więcej”
– tego chcą bohaterowie od życia, ale tego również oczekują, analizując
dotychczasowe losy, status, poziom zadowolenia z tego, kim są.
To taka historia o ludzkiej
niegotowości na świadome bycie w świecie, który również portretowany jest jako
coś nieuformowanego, wiecznie poddawanego kolejnym zmianom. „Fajrant” to opowieść o lokalnym
patriotyzmie i globalnym poczuciu wyobcowania. O tym, że wciąż gdzieś podążamy,
by spełniło się choć jedno z naszych marzeń. Także o tym, że realizacja
marzenia niekoniecznie daje szczęście. W tym znaczeniu „Fajrant” jest
sugestywną opowieścią o ludzkim niepokoju. Nadmiernie może dygresyjną i
fragmentaryczną, ale powodowany tym chaos kompozycji może być również chaosem
świata, którego nie da się pojąć i uporządkować, pracując i zarabiając
pieniądze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz