2017-08-10

„Ludzie z Placu Słońca” Aleksandra Lipczak

Wydawca: Dowody na Istnienie

Data wydania: 4 maja 2017

Liczba stron: 256

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39 zł

Tytuł recenzji: Chaos opowieści

Aleksandra Lipczak chyba pozazdrościła Izie Klementowskiej jej świetnej „Samotności Portugalczyka” i postanowiła zebrać swoje reportaże z Hiszpanii w jeden zbiór, dając nam jednocześnie drugą książkę – o większym sąsiedzie Portugalii, którą tak czule przedstawiała Klementowska. Mamy więc opisany Półwysep Iberyjski i oba dokumenty unikają obrazowania dwóch krajów przez pryzmat tego, co stereotypowe i oczywiste nawet dla tych, którzy nie widzieli Portugalii i Hiszpanii. Problem „Ludzi z Placu Słońca” polega jednak na tym, że książka stanowi dość niefrasobliwe połączenie mniejszych form, które mamy odczytać jako spójną całość. Nic nie jest u Lipczak spójne i daleko jej do literatury faktu z tezą, którą proponuje Klementowska, obrazując Portugalię. Ludzie z Placu Słońca” to takie trochę reporterskie szkice, w których autorka próbuje bawić się formą. Opowie o wielu kwestiach i tylko punktowo je przybliży. To, o czym pisze Lipczak, mogłoby być zaczynem rozbudowanych tekstów, które same w sobie mogłyby stanowić osobne reportaże. Hiszpania i ślady Franco, z którego panowaniem nadal nie ma zasadniczego rozrachunku w społeczeństwie? Katalonia ze swoimi dążeniami niepodległościowymi, ekspresywnością, różnorodnością i dynamizmem? Przemiana hiszpańskich kobiet, które miały służyć mężom i czynić ich życie lekkim, a potem śmiało odrzuciły wszystko, co czyniło je nieszczęśliwymi, i zaczęły stanowić o sobie? Tu już moglibyśmy mieć trzy książki. Jest jedna. Złożona z opowieści nieco z przypadku. Nie bez reporterskiego nerwu, bo autorce nie można odmówić uważności i empatii. Jednak bez jakiegokolwiek pomysłu na całość, która jako całość ma tytuł, została nam oddana do rąk z sympatyczną okładką i ma być jako całość oceniona. Ja tego nie kupiłem.

Zanim zasygnalizuję, co mi się w pisaniu Lipczak o Hiszpanii bardzo podoba, wypunktuję słabości „Ludzi z Placu Słońca”. Przede wszystkim ta przypadkowość, lakoniczność, rwanie narracji i pozostawianie czytelnika w pustce. Tak, wiem, że to ostatnie jest jednym z popularniejszych chwytów reportażystów, ale powinny iść za tym zdziwienie i zaduma, u Łuczak pozostaje tylko pustka. Autorka porozmawia z Antoniem Moliną i trochę z tej rozmowy nam przedstawi. Wrzuci kilkanaście krzykliwych nagłówków z „El Pais”, które będą jej się tematycznie łączyć z rozważaniami o bezrobociu. Zrobi apetyt na istotne teksty, już na wstępie wspominając o sentymentalnym powrocie do Barcelony, gdzie mieszkała. Na tym apetycie zakończy, bo nic w tej książce szczególnie nie zaiskrzy. Odnosi się wrażenie, że Aleksandra Lipczak miota się po Hiszpanii, by wydobywać jakieś interesujące tematy, a potem albo je porzuca, albo też nieumiejętnie rozgrywa przed czytającym. Pojedzie nawet do Melilli, by przedstawić obraz europejskiego pogranicza. Po co? Z rozważań tam jej towarzyszących nie wynika nic, czego nie wiedzielibyśmy o takich miejscach, gdzie Europa styka się z lądami, z których przybywają imigranci.

Jest też bardzo ciekawy temat, który został ewidentnie zepsuty. Pedro Almodóvar i jego twórczość jako perspektywa obrazowania hiszpańskich przemian obyczajowych. Lipczak nawiązuje do jego pierwszego filmu, by zobrazować nihilizm i bunt ogarniające Hiszpanię choćby wówczas, gdy – jak ładnie to pisze autorka – „Madryt wyszedł z szafy”. Pozostawia rozpoznawalnego i kontrowersyjnego twórcę, mknąc ku kolejnym zagadnieniom. Na szczęście temat świetnie wykorzystała Anna Sikorska w swojej publikacji naukowej „Hiszpania w filmach Pedra Almodóvara”, w której analiza filmów szła w parze z obrazowaniem skomplikowanych przemian w polityce i społeczeństwie. Sprawa zatem zagospodarowana, można odpuścić Lipczak, choć trudno wybaczyć banalizowanie i spłaszczanie innych poruszanych kwestii.

„Ludzie z Placu Słońca” to jednak rzecz, która przykuwa uwagę tym, iż autorka stara się konsekwentnie ukazywać problemy polityczne, społeczne i socjalne przez pryzmat prostych ludzi i ich indywidualnych historii. Tak rozmawia, że wydobywa to, co najcenniejsze – autentyczne wzruszenia i chęć pełnego otwarcia w mówieniu o tym, co boli. Będą to głównie problemy związane z kryzysem, z boomem mieszkaniowym i późniejszymi problemami osiedli widm, ale także z polityką kraju wobec najuboższych. Tych, których – w uproszczeniu – współczesne państwo chce pozbyć się w miarę bezboleśnie. Tymczasem hiszpańska ulica na kartach tej książki krzyczy. Tytułowy reportaż z zaangażowaniem oddaje pewien model obywatelskiego nieposłuszeństwa i widać, że autorka zawsze jest po stronie tego maluczkiego, pokrzywdzonego, nieświadomego i manipulowanego w sieci układów. Lipczak nie obserwuje dynamicznych przemian tylko w mieście. Odwiedza na przykład prowincję zyskującą koniunkturę… tym, że zaczęto w niej udzielać ślubów parom homoseksualnym. Nie można zaprzeczyć, że „Ludzie z Placu Słońca” to reportaże zaangażowane. Aleksandra Lipczak usiłuje pokazać, co specyficznego i co zaskakującego jest w hiszpańskim społeczeństwie, które po trzech dekadach terroru Franco usiłuje stać się liberalne w zbyt szybkim tempie. A tego tempa nie wytrzymują i gospodarka, i obyczajowość, i polityka, i w końcu sami Hiszpanie lekko skonfundowani tym, że przez chwilę nie mają pojęcia, w którą stronę podążają i jaka będzie ich przyszłość.

Zbiór krótkich form reporterskich ma ukazać Hiszpanię w bardzo różnorodny sposób. Jest to zresztą jeden z najbardziej różnorodnych pod każdym względem krajów Europy. Lipczak punktuje sprawy ważne dla rozwoju państwa w drugiej połowie dwudziestego wieku i istotne w procesie gubienia się w wewnętrznych problemach, których przysporzył początek kolejnego stulecia. Opowiadając o hiszpańskiej wyjątkowości, autorka stara się różnorodność przedstawić także w formie swoich narracji. Wszystko jednak tonie w dość sporym chaosie i mimo niewątpliwych walorów poznawczych wywołuje odczucie, że rzecz została złożona w sposób mało przemyślany, a punktowane problemy nie są ukazywane w wystarczająco różnorodnych kontekstach. Stąd też zawód i przeświadczenie, że Lipczak zapewne dużo tej Hiszpanii zaznała i zrozumiała, ale niekoniecznie potrafi o tym opowiedzieć. Albo też opowiada zupełnie nieprzekonująco.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Witam, chyba Pan jej nie lubi......
Grzegorz