2018-01-31

„Odnaleziony po latach” Agnieszka Szygenda

Wydawca: Edipresse Książki

Data wydania: 31 stycznia 2017

Liczba stron: 184

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Poszukiwania sensu

Z ciekawością przyglądam się dokonaniom Agnieszki Szygendy. To bardzo ciekawa autorka, która dotychczas decydowała się – albo musiała decydować – na niszowych wydawców, w związku z tym nie została bardziej dostrzeżona, a miała nam do powiedzenia kilka interesujących historii. Używam czasu przeszłego, albowiem najnowsza powieść Szygendy mocno rozczarowuje. Po dość wyrafinowanej i intrygującej narracji „Kupię rękę” i po kolejnej książce, już nieco mniej zaskakującej „Cienkiej granicy przyzwoitości”, otrzymujemy właściwie zaczyn powieści, jakiś jej pospiesznie nakreślony szkic. Zżymałem się nieco, gdy druga powieść autorki nie była wolna od dłużyzn, a po lekturze „Odnalezionego po latach” pojawia się niedosyt, że to już wszystko, tylko tyle, że nie jest to ani pogłębione, ani uwiarygodnione. Że to taka książka napisana trochę na kolanie. Ma potencjał, ale tonie w kliszach i truizmach. Nie tyle nie opowiada niczego oryginalnego, ile przede wszystkim zamyka nakreślane problemy w bardzo przewidywalnych ramach.

Tym razem Szygenda zdecydowała, że jej bohater będzie anonimowy. Cechami dystynktywnymi, które mają go indywidualizować, są sytuacja zawodowa i rodzinna oraz specyficznie ujmowana i dość ironicznie portretowana przez autorkę męskość. Mężczyzna z najnowszej powieści zbliża się do pięćdziesiątki. Swoje urzędnicze życie podporządkował kostycznym schematom, które ułatwiały przetrwanie każdego kolejnego dnia. W ciągu jednego miesiąca rozpada się całe jego dotychczasowe życie. Czy aby na pewno możemy mówić o rozpadzie, skoro bohater przytłoczony trudnymi do zniesienia okolicznościami uświadamia sobie, że nigdy nie żył naprawdę? Odchodzący w stronę matki syn daje kilka czytelnych sygnałów. Być może nie odnalazł się w pobliżu ojca, bo ten nie spełnił jego oczekiwań. Utracona praca to dodatkowy powód rozgoryczenia. Zwłaszcza gdy poświęciło się jej całe życie zawodowe, a okazała się niewdzięczną kochanką. Szygenda do tej triady nieszczęść dokłada jeszcze problemy zdrowotne. One chyba najmocniej wpłyną na to, w jakim zawieszeniu znajdzie się jej bohater. Otrzymujemy klasyczną sytuację wyjściową setek powieści – mężczyzna w średnim wieku rewidujący swoje dotychczasowe dokonania i uświadamiający sobie z goryczą, że „bezpieczne ramy codzienności” były tylko formą przetrwania, półżycia, tkwienia w uwarunkowaniach oraz zależnościach. Z tego punktu wyjścia trzeba ruszyć dalej. Przyjrzeć się sobie na nowo. Być może po raz pierwszy nawiązać dialog ze sobą. Odkryć swoje pragnienia i potrzeby.

Banalność problematyki, niestety, się pogłębia. Mężczyzna postanawia odmienić los, zmieniając miejsce zamieszkania, nawyki, a nawet decydując się na używanie – groteskowo to śmieszne – zwrotów uznanych dotychczas za niewłaściwe. W nowym miejscu odkrywa pewną wojenną tajemnicę. Szygenda nie proponuje nam w narracji o okrucieństwach drugiej wojny światowej jakiejś oryginalnej nuty czy przesłania. Mam wrażenie, że ta wojna pojawia się w powieści, bo nawiązywanie do niej jest niezwykle popularne. Sama przeszłość obcych ludzi, do których zbliża się bohater „Odnalezionego po latach”, pozwala mu coraz dokładniej porządkować własne życie. Udaje mu się uzyskać harmonię, a przede wszystkim zrozumieć, co jeszcze musi zrobić, co może, a na co ma zwyczajną ochotę i nigdy nie realizował tak prostych pragnień. Dramaturgia biografii tych, których istnienie po latach odkrywa, idzie w parze z niwelowaniem jego dramatu egzystencjalnego. Stąd też dwie tonacje w tej powieści – jedna idąca ku wyżynom teatralnego trochę dramatyzmu, druga obrazująca emocjonalną flautę i to, w jaki sposób można się do niej zbliżyć.

Wspomniałem już o kategorii męskości, którą Agnieszka Szygenda przedstawia w ciekawy i dwuznaczny sposób. Jej mężczyzna jest mężczyzną niedocenionym i niedopieszczonym. Męskość warunkują klasyczne relacje rodzinne oraz sposób, w jaki bohater jest postrzegany przez otoczenie. To taka męskość ograbiona z wyjątkowości, bycia tą pierwszą i najważniejszą, udręczona brakiem pożądania płci przeciwnej i poszanowania ze strony innych. Rozpada się uznawanie siebie za sprawcę i inicjatora wszelkich zdarzeń. Rzeczywistość staje się chaosem, w którym można ukryć się za samotnością czy masturbacją. Bohater książki musi odrodzić się niczym Feniks z popiołów, bo wszystkie dotychczasowe kategorie porządkujące jego świat rozpadają się w mniejszym lub większym stopniu. Agnieszka Szygenda portretuje człowieka, który zadaje pytania o celowość doświadczonych porażek, ale przede wszystkim mężczyznę usiłującego nadać sens życiu bez zobowiązań, rozpoznawalnych form, bez powinności i odgrywanych zgodnie z oczekiwaniami ról. Mógłby to być początek pogłębionej psychologicznie opowieści, która z dość wtórnego statusu życiowego bohatera byłaby w stanie wykrzesać intrygującą psychodramę. Autorka „Kupię rękę” zamyka swoją powieść równie szybko i kompulsywnie, jak ją zaczyna. Problem polega też na tym, że tekstu to drobiazgowa analiza stanu bylejakości, która niekoniecznie przykuje uwagę. Na tyle, by skoncentrować ją na znalezisku w piwnicy i podążaniu śladem tajemniczych postaci związanych z wydarzeniami wojennymi.

„Odnaleziony po latach” to powieść o odsuwaniu od siebie prawdy i poszukiwaniu jakiejś innej. Takiego substytutu, który pozwoli zapomnieć o znakach zapytania oraz niepewności własnego życia. To także historia przemiany, za którą stoją empatia i uważność obserwacji innych. Nieprzypadkowo bohater spędza najbardziej atrakcyjną część swego życia w towarzystwie zupełnie mu obcych ludzi, do których na co dzień konwenanse i ograniczenia nie pozwoliłyby mu się zbliżyć. Modelowe katharsis, jakiego będziemy świadkiem, uwypukla wielokrotnie, że jest to rzecz skreślona naprędce i dająca nadzieję na coś więcej. Znajdziemy w niej elementy zaskoczenia, ale mimo wszystko pojawi się ryzyko tonięcia w słowach, gestach, zdarzeniach i przesłaniach, które po prostu nie czynią ciekawej literatury. Dlatego ta narracja Agnieszki Szygendy zagubiła gdzieś dwuznaczności i drapieżność poprzednich książek. Może to nowy kierunek rozwoju autorki. Szkoda tylko, że egzemplifikowany przez prozatorską próbkę możliwości, nie nową powieść.

1 komentarz:

Gosia B pisze...

Czytałam "Kupię rękę" i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona nietypową fabułą. O innych książkach autorki nie słyszałam.