Wydawca: Amaltea
Data wydania: 16 kwietnia 2018
Liczba stron: 200
Przekład: Radosława
Janowska-Lascar
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Fantazje o uczuciach
Lucian
Dan Teodorovici doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że o
miłości napisano już wszystko. Postanowił zatem przyjrzeć się temu, w jaki
sposób jej poszukujemy, a także przeanalizować, co dzieje się z miłością „okrzepłą”,
taką uznaną za oczywistą i niezmuszającą już do tego, by walczyć lub odkrywać.
Portretuje ludzi gotowych poświęcić dla miłości wszystko, a także nieświadomych
tego, że właśnie jej doświadczają. Oblicza zakochania także są bardzo
różnorodne, łączy się z nimi sporo nieprzewidywalnych wydarzeń. Jedenaście opowiadań z męskimi narratorami –
co absolutnie nie zawęża perspektywy opisu – odkrywa przed nami wspomnienia,
niepokojący czas teraźniejszy, ale także skryte fantazje o tym, co nas może
czekać. Nas, którzy wciąż tak rozpaczliwie szukamy miłości. Nawet wówczas,
gdy jesteśmy pewni, że ją znaleźliśmy i oswoiliśmy, bo przecież chodzi o te „motylki
w brzuchu”, a może o to, że miłość zmusza, by wciąż zadawać o nią pytania i
nigdy nie być pewnym odpowiedzi.
Część bohaterów opowiadań jest
już w wieku, w którym – jak wspomina jeden z nich – nie robi się życiowych
planów, lecz przede wszystkim się je realizuje. Oni zdają się mieć pewność
tego, czym jest miłość, i mogą ją wskazać. Siedzi tuż obok albo jest blisko.
Patrzy z czułością i wszystko rozumie. Nie potrzebuje zapewnień, bo jest już
zdobyta i pewna wszystkiego. Czy tak jest rzeczywiście? Autor umiejętnie podkreśla iskrzenie w relacjach, kiedy zadawane są
pytania o uczucia albo te uczucia w jakiś sposób trzeba obnażyć. Najlepiej
widać te wieloznaczności miłosne w momentach, w których związek się rozpada, ale
nie jest powiedziane, że każdy ma iść w swoją stronę, bo ta wspólna
dotychczasowa okazuje się czymś dużo trwalszym niż można to było przewidzieć.
Świetnie pokazane jest to w „Nurkowaniu”, gdzie bohater dopiero pod wodą ujrzy
w pewnym stopniu swoją ukochaną naprawdę. Podobny problem – choć inaczej
przedstawiony – obrazuje opowiadanie „Noc w hotelu”. Mam wrażenie, że wówczas,
gdy rumuński pisarz przedstawia nam anatomię związku po jego rozpadzie,
uwypukla te najważniejsze jego kontury. Pokazuje, że odejść to nie zawsze
znaczy zapomnieć. Udowadnia, że dystans pozwala spojrzeć na miłość z innej
strony, ujrzeć jej siłę w zaskakującym świetle.
Są też opowiadania będące
wspomnieniami z dzieciństwa. Z czasu, w którym o miłości niczego się nie
wiedziało, a jednak dotknęła, zaznaczyła w sposób do zapamiętania na całe
życie. Czy będzie to nieszczęśliwa miłość ze „Szczudeł”, czy też uczucie
zakazane ze wszystkimi jego konsekwencjami, jak w „Wyprawie po gęsi”. Ciekawa
jest perspektywa chłopca, który koduje wspomnienia i analizuje je po latach. A
może do tej analizy zaprasza przede wszystkim czytelnika, albowiem Teodorovici
jest w tym zbiorze mistrzem dwuznaczności, specyficznej groteski, także
umiejętnie chwytającym bohaterów za słowa i nieprzypadkowo dynamizującym swoje
narracje w wartkich dialogach.
W
tej książce odnajdziemy bardzo wiele odniesień do muzyki. Dźwięczeć będą
popkulturowe hity, ale wraz z nimi ujawni się dodatkowy pokład wrażliwości
bohatera lub dwójki ludzi niemogących określić właściwego charakteru swoich
relacji. Świetnie widać to w „Wilczku”, w którym pobrzmiewa World
Party i Queen i gdzie bohaterowie podejmują się rozmowy na temat nurtujący
zazwyczaj wszystkie pary, ale zwykle objęty jakimś zaskakująco silnym tabu. W
opowiadaniach Teodoroviciego brzmi też Leonard Cohen, Glenn Gould czy Bob
Dylan. Ale te dźwięki i przytaczane słowa piosenek to tylko jedna z
proponowanych interpretacji tekstu. Ważne są polifoniczność, suspens oraz taka
czytelnicza obecność w rozterkach bohaterów, że z opowiadań wydobywają się
jeszcze inne, wyobrażone historie. I dlatego czyta się to z uwagą, lecz
jednocześnie z uśmiechem. Widzi się oblicza bezbronności wobec miłości, ale
obserwuje także obecność tych trzecich, którzy są problematyczni, lecz jednocześnie
pozwalają parze zadać sobie krępujące pytania albo ujrzeć łączące uczucie w
innym świetle.
„Inne historie miłosne” to również
opowieść o tym, że miłość przytrafia się także złym ludziom. Porywy serca
nieobce są byłym ubekom, wszak wszyscy jesteśmy spragnieni miłości, tylko w
różnych sytuacjach oraz kontekstach Rumuni postanowili jej zaprzeczać.
Teodorovici sygnalizuje mroczną rumuńską przeszłość, w której wychodziły na jaw
okrutne ludzkie instynkty, ale także prawdziwe uczucia. Wspomina o tym pierwsze
z opowiadań, ale także „Dokumenty” – pasjonujący obraz odkrywania tego, w jaki
sposób miłość może przełamać wszelkie bariery i zawładnąć ludźmi, którzy w
społeczeństwie nigdy nie mogliby wieść spokojnego życia pary. To miłość, która
się wydarzyła i pozostawiła po sobie ślad. Są też bohaterowie, którzy
wspominają ją bardzo subtelnie, ale wiemy, że myślą o uczuciu, którego już nie
ma i nigdy nie będzie. Przejmujące opowiadanie „Wiele kilometrów stąd”
pokazuje, co z nas zostaje, kiedy musimy się mierzyć z niezrozumiałym odejściem
i melancholijną samotnością.
Lucian
Dan Teodorovici potrafi być okrutny i wulgarny. Język niektórych bohaterów
pokazuje ich bezkompromisowość w działaniu oraz myśleniu i wówczas autor
zestawia z nią tak, a nie inaczej sportretowaną miłość. Gdzieś obok, ale w
silnym związku z tymi, którzy odpychają, sami są odpychający, wydają się nie
zasługiwać na subtelność uczucia. Takich zderzeń – różnego
rodzaju i w różnych kontekstach – rumuński pisarz proponuje nam bardzo wiele.
Cechą charakterystyczną „Innych historii miłosnych” jest różnorodność
perspektyw oraz opisów. Zdziwienie tym, jaki kształt ma miłość oswojona. Gniew
wobec jej utraty. Bezradność w momencie definiowania, czym ma być i co
przynosić. Wszystko w słodko-gorzkiej tonacji tych mężczyzn, którzy na różnym
etapie życia i z różnymi doświadczeniami zostali skonfrontowani z własnym
wnętrzem, swymi potrzebami i oczekiwaniami. Miłość jest synonimem braku,
odwagi, przygnębienia, rozczarowania, ale też specyficznej radości. I siły
życia. Teodorovici pokaże nam, że miłość niekoniecznie się odnajduje, ale
niezwykle fascynujące są jej wieczne poszukiwania.
PATRONAT MEDIALNY
2 komentarze:
A ja pochłaniam Doris Lessing, chociaż przez Pamiętnik przetrwania trudno się przebić :)
Nie od rzeczy byłoby wspomnieć, ze wszystkie te "opowiadania" spaja osoba narratora, co widać choćby w powracających wydarzeniach (śmierć narzeczonej, ale nie tylko) i bohaterach (żona, ale nie tylko). Wszystkie te teksty to w rzeczywistości ułożone niechronologicznie fragmenty jednej biografii. I zaryzykowałbym twierdzenie, że nie jest to wobec tego zbiór opowiadań, a - specyficzna, ale jednak - powieść.
Prześlij komentarz