2018-06-18

„Ulga” Natalia Fiedorczuk


Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 23 maja 2018

Liczba stron: 272

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Upokorzenia

Niesamowicie pozytywne zaskoczenie! Po debiucie Natalii Fiedorczuk, który doczekał się wielu wyróżnień, a w którym nie odnalazłem ani niczego odkrywczego, ani też nowego, otrzymałem coś zupełnie innego. Książkę, po której lekturze trudno dojść do siebie. To jedna z tych pozycji, o jakich mogę nieelegancko powiedzieć, że mnie sponiewierały. I wcale nie chodzi o to, że Fiedorczuk buduje tym razem bardzo spójną i zamkniętą całość. Nie chodzi też o to, że ukazuje problemy zamężnych kobiet i matek w jakimś zaskakująco nowym świetle. Nie, chodzi o konstrukcję tej książki, jej sugestywny ładunek emocjonalny i może także o to, że autorka nie popełnia już błędu z „Jak pokochać centra handlowe”, czyli nie tłumaczy, co napisała i jak należy to rozumieć.

„Ulga” jest wyjątkowo gęstą, przejmującą i niebywale smutną narracją. Depresyjną nawet, bez możliwości znalezienia wyjścia z emocjonalnych impasów bohaterek. Natalia Fiedorczuk opowie o kobiecych rozczarowaniach, deficytach pragnień i oczekiwań, ale przede wszystkim o tym, czego unieść nie sposób, a kobiety jednak muszą to znieść, muszą zmierzyć się z tym intymnie, w samotności. Fronty walki o godność, poczucie zauważenia i docenienia to jedno. One tworzą czytelną i oczywistą strukturę fabularną tej powieści. Mnie natomiast zainteresowało wszystko to, co nie jest opowiedziane. Ta sfera emocji, której nie udaje się zwerbalizować. I – jak zawsze przy tak skonstruowanych narracjach – losy tych, których już nie ma, odeszły z żalem i frustracjami. To babka i matka głównej bohaterki. Pierwsza zniosła życie u boku opresyjnego mężczyzny, druga się od niego uwolniła. Pierwsza wiodła długą egzystencję naznaczoną wiecznie niespełnionymi pragnieniami i lękiem, druga podjęła ryzyko, a potem postanowiła poszukiwać tytułowej ulgi w środkach chemicznych, które zawsze przecież są równią pochyłą.

Karolina musi zmierzyć się z tymi dwoma odejściami. Pierwsze zaskakuje ją wówczas, gdy przebywa w Niemczech na stypendium i aktualnie mierzy się z pierwszą emocjonalną zawiłością w swoim życiu. Fascynujący ją Johan nie unosi ciężaru odpowiedzialności za bliskość. Jego deklaratywne „chciałbym cię znać” roztrzaskuje się na bruku emocjonalnej codzienności. Karolina nie jest zżyta emocjonalnie z babką, ale łączą ją silne więzy z matką. Także z jej wieczną biedą, rozgoryczeniem, ze złością i chęcią kontrolowania życia córki. Kiedy Weronika odchodzi, Karolina przejmuje część jej złości. Matka jak zawsze zrobiła coś, co spowodowało niepotrzebne zawirowanie w jej życiu. Córka jest zła z powodu kolejnej wyrwy emocjonalnej. Odejście jest trudne do przeżycia. Samodzielne trwanie w tyglu obowiązków żony i matki okazuje się jeszcze trudniejsze.

Natalia Fiedorczuk obrazuje dwie bohaterki, dla których małżeństwo staje się układem zależności i sferą pewnego rodzaju zadaniowości – ma być wykonane to, co konieczne. Obok tego – kilka warunków podległości, bo życie rodzinne ma się toczyć wyznaczonym rytmem. Wszystko, co robi lub czego podejmuje się mąż, musi być skonfrontowane z planowanym stylem życia żony. Dwie sąsiadki zagubione w sferze własnych emocji przeżywają wyjątkowe formy odrzucenia i wyobcowania. A może jednak Fiedorczuk opowiada o czymś zdarzającym się bardzo często, jednak słowami wyjątkowo zapadającymi w pamięć i obrazującymi dramaty kobiet z kilku perspektyw. Dlatego „Ulga” jest tak przejmująca. Nie chodzi przecież o to, że kobietom jest źle, ale głównie o to, dlaczego jest źle i co warunkuje to pełne poświęcenia i goryczy trwanie na stanowisku, które przecież wcześniej było określonym i wymarzonym celem.

Macierzyństwo jest tu równie trudne jak to opisane w debiucie autorki. Tym razem jednak kwestie związane z nim schodzą na drugi plan, choć nie sposób nie zauważyć kumulacji dramatyzmu, gdy Fiedorczuk opisuje kolejne utracone przez Karolinę ciąże. Dziecko pozostawia za sobą skansen przedmiotów, na których obraz zwróciła uwagę Justyna Sobolewska, udowadniając, że „Ulga” atakuje nas sugestywnymi scenami. Dla mnie najbardziej przejmująca była ta w szpitalu po poronieniu. Niebywale szokujący, a jednocześnie obraz upokorzenia zaprezentowany w bardzo prosty, nonszalancki wręcz sposób. Tak, kobiety w „Uldze” są upokarzane i nikt nie potrafi pokazać im drogi wydobycia się z kumulowanego wstydu, bezradności osoby skazanej na bycie kimś określonym, nadpisanym, społecznie ukształtowanym w normach, nakazach i zakazach. Same muszą szukać tytułowej ulgi i Fiedorczuk ukazuje bezradność, jaka im wtedy towarzyszy. Karolina czy Alicja to nie są klasyczne ofiary, którym należy współczuć. To jednostki wyjątkowo zagubione w sobie, skonfrontowane z opresyjnym otoczeniem, z nieodpowiednimi mężczyznami, z zależnościami mającymi charakter konfrontacji. „Ulga” opowiada o tym, jak wielka osobność i samotność mogą czekać każdą kobietę, której życiowe priorytety zamienią się w koszmar niespełnionych pragnień. Fiedorczuk doskonale niuansuje, jak postępuje wyobcowanie, co stoi za jego siłą, jak kompulsywnie kobiety rzucają się do ucieczki przed bezradnością i jak bardzo w niej toną pozbawione wsparcia nawet siebie nawzajem.

Niezrealizowane, osaczone, minimalizujące emocjonalne ryzyko podjęcia jakiejkolwiek ważnej decyzji – bohaterki książki nie są w stanie uporać się z narastającymi problemami, których nie będą w stanie zwerbalizować. Nałogi czy wiara okazują się iluzjami, nieporadnie używanymi narzędziami zastępowania bezradności. Ulga” jest także powieścią o goryczy poświęcenia, którego nikt nie jest w stanie docenić. O tym, że kobiety swoje neurozy i bolesne doświadczenia muszą skrywać gdzieś głęboko w sobie, bo nie ma warunków, okoliczności i możliwości, by opowiedziały swój ból, nakreśliły granice prywatnych dramatów. Dlatego tym razem narracja Natalii Fiedorczuk bardzo do mnie trafia i mocno przekonuje. Nie jest sztuką zaprezentować bohaterkę bezradną wobec okoliczności życia. Sztuką jest sportretować tę niemoc głęboko, dojrzale, z jednoczesną empatią oraz marginesem błędu, bo przecież cierpiące bohaterki same do końca nie potrafią zdefiniować, co im najbardziej w życiu szkodzi.

Świetna, zapadająca w pamięć książka. Krótkie, mocnej struktury zdania. Pułapki i rozczarowania portretowane jako swego rodzaju wyzwania. I stała potrzeba poszukiwania ulgi. Fiedorczuk pisze doskonale, nie buduje prostej dychotomii katów i ofiar. Sięga głębiej – portretuje pejzaż emocjonalny ofiary. Kto jednak jest odpowiedzialny za poczucie skrzywdzenia? Komu można się z niego zwierzyć, kto cokolwiek z tym zrobi? Czy ulga od niespełnionego życia w ogóle jest możliwa?

4 komentarze:

Jardian pisze...

Jestem pod wrażeniem Twoich recenzji. Są dogłębne i wyczerpujące. Pozdrawiam imiennika !

Iwona Smól pisze...

Zapowiada się interesująco! Chyba również pozwolę Fiedorczuk na sponiewieranie:)

Unknown pisze...

Zgadzam się w 100% z tym co Pan tu napisał. To naprawdę świetna powieść, pochłonęła mnie całkowicie. Chyba nie umiałam tak umiejętnie opisać swoich przemyśleń na jej temat. Doskonała recenzja. Pozdrawiam.

Ty.TU.Ł Literacka Wataha pisze...

pozwolę się ZGODZIĆ DZISIAJ z Autorem :)