2018-06-20

„Góra miłości” Jarosław Maślanek


Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 28 lutego 2018

Liczba stron: 234

Oprawa: twarda

Cena det.: 36,90 zł

Tytuł recenzji: Odyseja tajemnic

Jarosław Maślanek to pisarz niemedialny. Konsekwentny w swych tonacjach noir bardzo dobrze radzi sobie z opowieściami miejskimi – pod jego piórem „urban fiction” nabiera wyjątkowego charakteru. Bardzo lubię czytać Maślanka, bo zawsze mam pewność, że mogę po niego sięgnąć, gdy potrzeba mi literackich smutku i melancholii. Pochylenia nad życiem jako ciągiem krzywd i rozczarowań, ale bez opowiadania o tym w rejestrze patosu albo niepotrzebnej czułostkowości. „Góra miłości” przynosi mi ten rodzaj czytelniczej satysfakcji, jaką dawały wcześniejsze książki autora. Nie tylko dlatego, że tak jak w „Fermie ciał” czy „Haszyszopenkach” Maślanek ponownie portretuje miejską przestrzeń jako dość enigmatyczny labirynt. Cenię sobie powroty do znajomej frazy, specyficznej wrażliwości, do pokładów egzystencjalnego przygnębienia i poczucia, że to właśnie taka literatura jak tworzona przez tego autora dosadnie i taktownie pokazuje nasze bliskie związki z… niebyciem, odchodzeniem, pożegnaniem i pustką.

Nowa powieść – z kilku powodów niewygodna, stąd może pozbawiona szerszego oddźwięku interpretacyjnego – staje się wyjątkowo niepokojącą historią pewnego związku, ale także obrazem miejskich dramatów skrywanych w punktowanych ledwie, subtelnie zarysowanych biografiach bohaterów drugiego planu. Ktoś w „Górze miłości” ginie, ktoś się wścieka, ktoś tęskni i ktoś pożąda. Wszyscy osaczeni i przytłoczeni jednym dniem opowieści, pierwszym dniem listopada, szczególną datą tworzącą pomost między życiem a śmiercią. Ten dzień rozpoczynamy z mężczyzną, który odnajduje fotografię zaginionej żony i postanawia skończyć z tygodniowym bezruchem – rusza w miasto, by znaleźć jakieś jej ślady, zrozumieć motywy odejścia, odpowiedzieć sobie na pytanie o charakter łączących ich relacji.

Wszystko zaczyna się komplikować w momencie, w którym zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy pewni, kto nas prowadzi po wyludnionej Warszawie. Kto rozpoczyna tę opowieść i czy domaga się ona właśnie takiego rozpoczęcia. Nieszczęśliwy mężczyzna trafia pod centrum handlowe. Tam pracowała jego żona. Tam wiodła życie być może inne od tego, które stworzyli wspólnie w domu na przedmieściu. Symbolika miejsca jest bardzo czytelna. Moloch pochłaniający wszelkie formy anonimowego istnienia straszy pustką, jest niedostępny, nie ma ani funkcji, ani roli do odegrania – jest jakby cmentarzyskiem oddanych tam ostatnio oddechów, wypowiedzianych słów, wykonanych gestów, nawiązanych relacji. Kiedy straumatyzowany mąż dociera do tego miejsca, może poczuć jedynie pustkę i obcość. Ale pojawia się coraz więcej groźnych elementów. Wchodzimy w sieć zaskakujących zależności – to, co usłyszy mężczyzna od ludzi znających jego żonę, będzie nie tyle zagadkowe, ile przede wszystkim coraz bardziej mroczne.

I tu zaczyna się prawdziwa historia – tonie w niedomówieniach i mglistych sygnałach, że w przeszłości związku dwojga ludzi pojawiały się coraz liczniejsze wyrwy, coraz więcej było niepokoju i osamotnienia, coraz mocniej dryfowali gdzieś obok siebie i teraz są już osobno. Ona odeszła. Czy na pewno? On jej poszukuje? Jej czy czegoś, co jest z nią związane? Jarosław Maślanek znakomicie buduje atmosferę wewnętrznego niepokoju i dość dobrze rozgrywa tę literacką grę z czytelnikiem. Rozczarowało mnie kilka fragmentów, w które wkradają się elementy wykładu i dość upraszczające interpretowanie tego, czego jesteśmy świadkami, niemniej całość jest naprawdę spójna i domaga się wytężonej uwagi. Także czujności w przyglądaniu się wszystkim nieszczęśliwym ludziom, do których opisywania autor ma spory talent i ujawnił to już dużo wcześniej.

„Góra miłości” absorbuje nie tylko tym, co zagadkowe. Zmusza do niekomfortowej konfrontacji z tematami, od których na co dzień trzymamy się z daleka. Bezpieczny dystans wobec takich zjawisk jak zniknięcie czy śmierć to pewien mechanizm obronny – w tej powieści musimy bronić się przed zainfekowaniem wyjątkową formą przygnębienia, jaką niosą w sobie bohaterowie. Mąż szukający żony to mroczny wędrowiec, na którego drodze stają kolejne pokrzywdzone przez los postacie. Ta odyseja przez wymarłe miasto potęguje pustkę, ale tkwi w tym wszystkim bardzo silny ładunek emocjonalny. Śledzimy poczynania ojca, któremu ktoś skrzywdził dziecko. Kobiety zmuszonej do tego, by wydobywać żywność z odpadów centrum handlowego. Mężczyzny, który od lat przestawia wózki z miejsca na miejsce i utknął na życiowej mieliźnie ze swą powtarzalnością działań i myśli. Wszystko sportretowane w taki sposób, że nie mamy bliższego kontaktu z czyimkolwiek wnętrzem. Możemy jednak obserwować, w jak zaskakujący sposób łączą się losy tych, którzy w Święto Zmarłych zmuszeni zostali do tego, by wykazać jakąś życiową aktywność.

To jednak nie jest książka o życiu, lecz o śmierci, a raczej o jej specyficznej filozofii. Jej jednoczesnym kwestionowaniu i odpieraniu lęku przed jej bezwzględnością. Odejście otwiera tę powieść w znaczeniu, które potem się zmieni. Jesteśmy wewnątrz świata, który zatrzymał się i zastygł. Jednocześnie blisko ludzi z ich silnymi emocjami, żywymi potrzebami, nieukojonym żalem i pokładami bolesnych frustracji. Maślanek nikogo nie oszczędza, ale w żadnej swojej książce tego nie robił, w związku z tym „Góra miłości” nie zaskakuje. Do pewnego momentu. Ważne jest nie tyle to, jaką historię mamy poznać, ile przede wszystkim mnogość perspektyw, z których możemy ją ujrzeć. W tej narracji pojawia się wiele mocnych, trudnych do zniesienia i przejmujących słów. Właściwie wszystkie pod adresem męża rozpaczliwie poszukującego żony. Ale chyba te padające tuż przed zakończeniem są właściwym mottem tej powieści. „Każdy żyje we własnym piekle” – Jarosław Maślanek nie chce tej tezy udowadniać, chce jedynie nakreślić, jak ogromny ładunek cierpienia i smutku niesie ze sobą każdy mieszkaniec anonimowego miasta. Miasta, które skryło się na jeden dzień ze swą wielką siłą i codziennym pulsem różnorodności życia. W „Górze miłości” chodzi przede wszystkim o tym, co w życiu jest wstydliwe, ukrywane, trudne do zniesienia i uniesienia. Dlatego ta ponura powieść nie jest łatwa do udźwignięcia. Jednocześnie fascynuje i wyjątkowo skutecznie zajmuje uwagę. Jarosław Maślanek pokazuje, jak sam rozumie zagadkę i co zagadkowego mogą przynieść kompulsywne próby odnalezienia kogoś, kto z różnych powodów nie może być odnaleziony. Cieszę się, że autor wciąż na nowo podkreśla mgliste fundamenty konstrukcji człowieka. To, jak potrafimy być słabi i bezbronni i jak za wszelką cenę staramy się to ukryć. Przed innymi i przed sobą.

1 komentarz:

Jardian pisze...

Na pewno sięgnę po prozę tego Autora, ale pierwsze o nim słyszę. Jak widzę, mój imiennik, pozdrawiam !