Wydawca: Claroscuro
Data wydania: 30 listopada 2018
Liczba stron: 196
Przekład: Gabriela Hałat
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 33 zł
Tytuł recenzji: Wokół rozpaczy
Jakiś czas temu uznałem, że
moim dyżurnym polskim pisarzem od smutku i melancholii jest Jarosław Maślanek.
Gdybym był Francuzem, z pewnością wskazałbym Pascala Garniera. Nieżyjącego już
pisarza, który w unikalny i bardzo niepokojący sposób rozprawia się z tą
oczywistą dychotomią życia i śmierci, ukazując jednocześnie, że między jednym a
drugim nie ma niczego oczywistego, a już na pewno niczego, co mogłoby ukoić
egzystencjalne lęki. „Teoria
pandy”, druga wydana w Polsce powieść francuskiego prozaika, to rzecz bardzo
nieoczywista i chyba dużo bardziej niebezpieczna w swej dwuznaczności niż „Jak się ma twój ból?”, ostatnia powieść Garniera, wydana przed czterema laty. W
niej rozgrywała się niezwykła konfrontacja dwóch mężczyzn, w „Teorii pandy” z
mężczyzną zderzona jest różnorodność świata. Ludzie, którzy opowiadają o swoich
lękach, smutkach, pragnieniach, oczekiwaniach i idiosynkrazjach. Ludzie, dla
których szczęście jest jeszcze do osiągnięcia, ale oddalają ich od niego
okoliczności. W tychże pojawia się postać tajemniczego samotnego wędrowca,
który nadzwyczaj łatwo zjednuje sobie mieszkańców pewnego bretońskiego
miasteczka. Nie zdają sobie sprawy z tego, że znajdą się w pułapce. Czytelnik
zaś od początku wie, że Garnier rozegra tu kameralną, ale wyjątkowo przejmującą
psychodramę.
„Jak się ma twój ból?” to
była powieść rozbudowanej symboliki i mrocznych dwuznaczności. Finałowy efekt
warsztatu wypracowanego przez Pascala Garniera. Wcześniejsza w jego dorobku „Teoria
pandy” to książka w podobnej konwencji, jednakże nieco inaczej skonstruowana.
Nie ma w niej takiej zasadniczości i autorskiej pewności siebie, choć widzimy i
czujemy od samego początku, że Garnier jest absolutnym panem tej pełnej
napięcia prozy. Na każdej stronie
pozornie sielankowej opowieści czają się groza i przeświadczenie o tym, że
będzie to książka o ludzkim cierpieniu. Nie tylko odnosząca się do niego za
pomocą symboli, ale także nazywająca je wprost. Pokazująca zróżnicowanie,
ale również drapieżny charakter cierpień, które można nieść ze sobą przez całe
życie, choć nikt nie dostrzega ich śladu. A ludzie z miasteczka w książce chcą
wierzyć, że cierpienie każdego z nich jest unikalne. I że można od niego uciec
w pozornie sympatyczną, bezpretensjonalną i niezobowiązującą relację z
nieznajomym.
„Niewiele trzeba, by sprawić
ludziom przyjemność”. Gabriel wie o tym doskonale i zdaje sobie sprawę, że
wystarczy być miłym, a znajdzie się wdzięcznego słuchacza, kompana do rozmowy.
Przybysz znikąd, który pojawia się na chwilę i zdajemy sobie sprawę, że jest
tymczasowy. Człowiek, którego historię poznajemy w retrospekcjach. Ale nie ma w
nich niczego oczywistego, to tylko takie dosadne punktowanie i zmuszanie
czytelnika do opowiedzenia sobie reszty. Gabriel zbiera historie ludzkich udręk
i tęsknot, ale sam nie daje niczego w zamian. To nie przeszkadza jego
rozmówcom. Człowieka podejść jest bardzo łatwo, ale zrozumieć? To już bywa
niemożliwe. Posługując się figurą radosnego pluszaka, Pascal Garnier przewrotnie
opowie o tym, czym jest fasadowa otwartość, ale przede wszystkim o tym, co nas
przyciąga do innych, jak żyjemy pośród złudzeń i w jak łatwy sposób dajemy się
zmanipulować. Manipuluje percepcją sam tytuł książki. Bo przecież wszyscy są w
różnym stopniu samotni i każdy chciałby znaleźć dobry kontakt z nowo poznaną
bratnią duszą. Co kryje w swojej duszy Gabriel? Dla kogo opisane konfrontacje
będą niebezpieczne? I czy tu naprawdę o taką interpretację chodzi?
Ta
narracja o enigmatycznym kolekcjonerze ludzkich doświadczeń znad krawędzi
ujmuje tym, że jest bardzo ekscentryczna, mocno teatralna, opowiada
nieoczywistą historię i zmusza do zatrzymywania się przy poszczególnych
scenach, bo nie można mieć pewności, że którakolwiek jest mniej ważna, nie wpisuje
się w przesłanie tej książki. Wszystko zmierza ku czemuś,
co niemożliwe, a z drugiej strony boleśnie prawdopodobne. Ale przede wszystkim
mamy tutaj do czynienia z czułym zaprezentowaniem ludzkiego wyobcowania. Form
komunikacji usiłujących to wyobcowanie zniszczyć, ale też kalekich prób
zbliżenia się do straumatyzowanego człowieka, do którego dostęp ma już tylko
rozpacz. „Teoria pandy” w groteskowy sposób przedstawia pewnego wieszcza
apokalipsy globalnej po to tylko, by zasugerować, że ta apokalipsa prywatna
przychodzi zupełnie niespodziewanie, nie można się do niej przygotować i jest
najbardziej rujnująca. Zwłaszcza gdy odbiera serce i empatię. A Gabriel jest
wyrazicielem tego, co może zaistnieć jako postapokaliptyczna boleść. Garnier
prowokuje nieoczywistą konstrukcją protagonisty, do którego nawet przez moment
nie mamy dostępu. A jednak bohater ten staje się duszą towarzystwa i lgną do
niego ci, którzy nie spodziewają się niczego złego. Pulchna i sympatyczna panda
jest maskotką, którą można od razu pokochać. Gabriel jest kimś, do kogo można
przylgnąć jak do bezpretensjonalnej pandy. Ale wszystko, co wydaje się proste,
może być początkiem przerażającej gry…
Garnier jest niebywale
smutny, gdy nakreśla nam różne sposoby życia w nieustannym cieniu śmierci. Od samego początku mamy poczucie, że choć
odnajdujemy się w relacjach żywych ludzi, wszystkie elementy świata
przedstawionego są upiornie turpistyczne. Kogoś brakuje, ktoś odszedł, ktoś był
świadkiem czyjejś śmierci i pozostał wobec niej obojętny. Wszyscy mają gdzieś z
tyłu głowy ten potworny lęk przed unicestwieniem. Ale także sporo sił, by
walczyć z prywatnymi demonami i nieszczęściem. Nie poddają się. A może wydaje
im się, że są w stanie zwalczyć egzystencjalny mrok. Bo za Gabrielem już próba
ostateczna. On już zdecydował, kim się stał i ku czemu zmierza. Pascal Garnier
w swej nieco sensacyjnej intrydze umieści dwa ważne pytania. O to, czym jest
rozpacz i jak rozpaczliwie (!) kształtuje się jej rewers. O to, co niesiemy w
sobie przez życie, jeśli zmuszono nas do konfrontacji ze śmiercią w tak
bezceremonialny, gwałtowny i okrutny sposób. „Teoria pandy” to inteligentna i wieloznaczna rozprawa o tym, że życie
to jedynie tymczasowość oczekiwania na śmierć, która jeszcze nas nie przyjęła.
Ale Garnier nie jest do końca mroczny, bo ta książka mimo przygnębienia i
rosnącego w siłę fatalizmu przyciąga też nietuzinkowymi konstrukcjami
psychicznymi bohaterów i ich wiarygodnością psychologiczną, a o nią francuski
pisarz dba tu w każdym detalu. Lektura pozostawiająca po sobie ślad.
Filozoficzna, przewrotna, inteligentna i manipulująca czytelnikiem. Coś
zdecydowanie innego, oryginalnego i ukazującego mrok egzystencji w niebanalnych
kontekstach.
2 komentarze:
Świetna recenzja książki!
Agencja Marketingowa
Ta recenzja książki jest naprawdę świetna. Jej szczegółowy opis fabuły, analiza charakterów oraz wnikliwe spostrzeżenia na temat tematyki sprawiają, że czytelnik ma pełen obraz tego, czego może się spodziewać po lekturze. Przejrzystość i obiektywność recenzji sprawiają, że staje się ona wartościowym narzędziem pomocnym w podjęciu decyzji czytelniczej.
Wiedza na temat chińskich ziół
Prześlij komentarz