Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 30 stycznia 2019
Liczba stron: 424
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Rodzina i przynależność
Powieściowy debiut Szymona
Słomczyńskiego to proza, w której na początku bardzo trudno jest się rozgościć.
Autor wbija nas w sytuacje, których kontekstów nie wyjaśnia, proponuje pozornie
nieuporządkowaną mozaikę zdarzeń, narracja jest bardzo fragmentaryczna. Jednak
po dość męczącym wstępie pojawia się wreszcie historia. Opowieść o młodym
człowieku, jego tożsamości, rodzinnych tajemnicach i dramatycznych pytaniach.
Damian to ostatecznie taka soczewka, która skupia nie historie rodzinne, lecz
przede wszystkim nowoczesną polskość ze wszelkimi jej ułomnościami. Autor
zaznacza, że „MIM” jest tylko odrobinę polityczną książką. W moim odczuciu
nieco za bardzo polityczną – w tę sferę nie powinna się angażować żadna literatura,
tym bardziej debiut. Mimo kilku zastrzeżeń dotyczących kompozycji i przesłania
jestem skłonny przyznać, że Słomczyński napisał bardzo interesującą pierwszą
powieść. „MIM” jest historią
odkrywania sensu, ale także opowieścią o tym, czym jest sens – funkcjonowania w
dzisiejszej Polsce, odnajdywania się w rejestrze rodzinnych idiosynkrazji,
starania się o bycie dobrym i prawym, ale przede wszystkim poszukiwania prawdy
o samym sobie. W tym trudnym kraju, pośród trudnych ludzi, z „popieprzoną
rodziną” i wątpliwościami dotyczącymi tego, co ma być życiowym priorytetem, a
może i azymutem.
Podjęcie tematu rodziny na
pewno było ryzykowne i wymagało przemyślenia przez autora. Zdecydował się
jednak i podziwiam go, bo współczesna literatura polska upatrzyła sobie rodzinę
jako bardzo wdzięczny temat do fantazji, który ostatnio wykorzystał choćby Kuba
Wojtaszczyk, wcześniej Tomasz Białkowski, Zośka Papużanka czy Zbigniew
Zawadzki. To właśnie z „Przetwórnią” wiązałbym trochę debiut Słomczyńskiego,
ale to nie tylko książka o pamięci, kłamstwach i mrocznych widmach przeszłości,
za którymi stoi zrozumienie siebie samego jako członka rodziny i siebie jako
Polaka. „MIM” to bardzo
wieloznaczna fantazja na temat tego, jak poradzić sobie z „załamaną perspektywą”
w kraju, w którym wciąż na nowo przeszłość przypomina upiory, a wyjście
naprzeciw przyszłości to bycie w opozycji i aktywne pożeranie każdego kolejnego
dnia.
Damian nie chce uczestniczyć
w bezsensownym wyścigu do uznania i kariery. Świetnie zapowiadający się uczeń
ledwie zaczyna studia, by porzucić edukację i postawić w życiu na
przedsiębiorczość. Wchodzi w spółkę z kimś, komu ufa – albo wydaje mu się
tylko, że to jest zaufanie. Bo Damian w dużej mierze skazany jest sam na
siebie. Nie chodzi o samotność, chodzi bardziej o wyobcowanie emocjonalne. I
dystans wobec świata. Poznajemy go w momencie, w którym pozorna bliskość
rodzinna jest najmocniej eksponowana, bo to pogrzeb, a potem stypa – ironiczny
i groteskowy obraz tego, kim są ludzie rzekomo sobie bliscy sobie. Damian od
początku zadaje pytania, stara się uważnie słuchać. Chce wydobyć z ludzi,
których łączy z nim pochodzenie, choć kilka odpowiedzi na dręczące go
wątpliwości. Matka jest zdystansowana, bardzo surowa. Pani profesor, która nie
może zrozumieć, że syn porzucił edukację, że funkcjonuje w rytmie i
kontekstach, do jakich go nie przygotowywała. Podobną surowość ma w sobie
utyskujący na rząd i ład społeczny dziadek. To on będzie skarbnicą wiedzy o
tym, czym się stała rodzina Damiana. Ale zanim bohater zrozumie coś, czego
pojąć nie sposób, będzie zmuszony doświadczyć innego rodzaju fałszu i
odrzucenia.
W
tym znaczeniu „MIM” jest powieścią inicjacyjną, ale taką bardzo gorzką i
mówiącą o niemożności wybicia się na niezależność. Tę
prawdopodobnie osiągnął wujek Damiana. Człowiek pojawiający się w jego
wspomnieniach nieprzypadkowo tak często. Koniunkturalista i pozer. A może ktoś,
kto w przeciwieństwie do siostrzeńca dobrze wiedział, jakich wyborów dokonać i
co zrobić, by żyło się zwyczajnie wygodnie. Damianowi nie jest wygodnie. Przede
wszystkim pośród pytań, na które nie znajduje odpowiedzi. W zatomizowanej
rodzinie rozrzuconej między Krakowem a Szczecinem, która
nie potrafi już funkcjonować, ale której upadek nie jest tu sugerowany z jakąś
oczywistością frazy.
Słomczyński stara się
uczynić swojego bohatera nieco tajemniczym. Tak żeby wyrównać dysproporcję
między tym, czego nie wiemy o jego pochodzeniu, a tym, jak funkcjonuje on na co
dzień. Odnoszę wrażenie, że wszystko, co
autor opowiada o relacjach rodzinnych, można odnieść także do relacji ze
społeczeństwem, a przede wszystkim z państwem. Interesująca jest przeszłość
bohaterów, bo tylko z niej wydobędzie się uczciwy ogląd teraźniejszości. Ale „MIM”
nie ułatwia zadania interpretacji tego, co symbolizować mogą poszczególni
bohaterowie. Kreuje niejednoznaczne relacje, w których pojawia się taki rodzaj
niepokoju, dla którego czyta się tę powieść zachłannie dalej. Zapominając o
niezbyt atrakcyjnym jej otwarciu.
Damian
to świadoma nonszalancja albo egzystencjalna gorycz skryta pod pozorem pewności
siebie. Damian to emanacja rodzinnych i polskich lęków. Damian to bohater
rozwojowy, ale bardzo niejednoznaczny. Głównie pyta, rzadko szczerze odpowiada.
Nie mamy z nim bliskiego kontaktu, a jednak zbliżamy się do tego, kim jest i co
sobą reprezentuje. Pustkę? Rozpacz? Szereg nietrafionych
wyborów, a może poczucie, że to jemu ktoś wcześniej odebrał prawdziwe
możliwości wybierania? Szymon Słomczyński inteligentnie prowokuje do dyskusji o
tym, kim się stajemy w społeczności, jeśli nie rozumiemy do końca, dlaczego się
w niej znaleźliśmy. „MIM” to też proza bardzo ciekawych postaci drugiego planu,
jak charyzmatyczna przyjaciółka bohatera, której los będzie punktem odniesienia
do myślenia o tym, kim powinniśmy być i czy jesteśmy sami wobec siebie uczciwi
w działaniach. Ciekawy debiut o osobności ludzkiej i metaforze społeczności
jako zainfekowanego kłamstwem organizmu. Myślę, że to jedna z książek, które
wyrosły z aktualnych problemów, ale proponuje jednak uniwersalne rozważania o
tożsamości i poszukiwaniu prawdy. Intrygująca rzecz.
2 komentarze:
Zgadzam się z opinią Dutki, że w tej powieści jest przerost formy nad treścią. Powieść jest nużąca, szczególnie wątki o postaci e-maili. Z reguły tylko przelatywałem je wzrokiem. Główny bohater jest wewnętrznie rozlazły, bez charakteru i etyki. Dlaczego nagle porzucił kobietę z dwójką dzieci? Motywy są co najmniej niejasne. A zdawało się, że to była prawdziwa miłość. Język powieści jest mistrzowski, to trzeba przyznać. Ale słowo kurwa pojawia się w niej zbyt często. Mimo wszystko czuje się, że Autor ma talent i następna jego powieść będzie już lepsza - bardziej spójna, przekonująca i mniej rozgadana.
Kontaktuję się z nim i stało się to nawet szybciej, niż mogłem sobie wymarzyć. Dziękuję za poświęcenie czasu na wysłuchanie mnie i odpisanie na wszystkie moje e-maile, doktorze Agbazara. Znowu czuję siłę emocjonalną. Wróciła mi pewność siebie i jasno widzę swoją przyszłość. Jestem na zawsze wdzięczny za twoją pomoc w ponownym zjednoczeniu mnie z moim starym kochankiem, który rozwód zostawił mnie wiele lat temu dla innej kobiety. Sam zobaczysz, co mówię, kontaktując się z tym wielkim rzucającym zaklęcia, doktorem Agbazarą, pod adresem: ( agbazara @ gmail. com ) lub zadzwoń do niego pod numer ( +234 810 410 2662 ) i rozwiąż swoje problemy.
Prześlij komentarz