Wydawca: Wielka
Litera
Data wydania: 15 maja 2019
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Miejsce i ludzie
Dominika Buczak wydała wraz z
Mikiem Urbaniakiem niezbyt udany „Gejdar”, po czym – ponad dekadę później –
słusznie próbuje swoich sił w ściśle związanej z Warszawą przemian powieści
pokoleniowej, w której znajdą się także delikatnie nakreślone wątki
homoseksualne, a w zasadzie jeden słaby trop. Warszawa albo nie jest
atrakcyjna, albo przestała być atrakcyjna literacko, bowiem ostatnio trafiam na
same słabe wizerunki stolicy w narracjach przecież bardzo różnych, różnorodnie skonstruowanych.
Po tym, jak portretujący współczesny obraz Warszawy „Lukier” Malwiny Pająk
odbił mi się mocną czkawką, sięgnąłem po rzecz nadającą znaczenie historii oraz
dojrzewaniu, zmianom w bohaterach oraz zmianom, jakim podlega miasto, wciąż w
tym, co najistotniejsze, odnajdujące się pod tytułowym adresem. I znowu mam
wrażenie, że trafiam na prozę, która mnie nie satysfakcjonuje. Nie jest to może
rozczarowanie samą Warszawą w powieści – tego dostarczyli mi w pewnym stopniu i
Szczepan Twardoch, i Michał Cichy, i Jakub Żulczyk.
Funkcjonująca jako początek planowanej sagi rodzinnej debiutancka
książka Buczak nie jest skonstruowana jak wszystkie te seriale, których zakończenie
wzbudza jedynie kompulsywną potrzebę zobaczenia kolejnego odcinka. Pojawia się
wątpliwość, czy warto czekać na ciąg dalszy.
Problem „Placu Konstytucji”
polega na tym, że rozprasza ona uwagę, a w rezultacie otwiera kilka świetnie
skreślonych sytuacji, nie dając im jednak ciągów dalszych, które powinny się
raczej znaleźć w tej książce, nie w kolejnej. Nie rozumiem również zabiegu
przeskoczenia aż o dwa pokolenia i sportretowania ludzi, z którymi wchodzi w
relacje główna bohaterka Mania, świetnie zindywidualizowana w swych życiowych
wyborach pierwszych kilku dekad życia. Pojawiają się zatem rodząca potomka
kobieta z wyższym wykształceniem oraz gniewny młody nacjonalista, któremu widok
patriotycznego uniesienia na Euro nie przystaje do wizji uniesień własnych,
gdzie ważne są orzełek, polska flaga, walka z policją i okazywanie obrzydzenia
homoseksualizmem. Wiemy przynajmniej, kim jest dla Mani ten chłopak. „Kto jest
dziewczyna? Ja nie wiem”.
Struktura czasu teraźniejszego
prezentuje się nam tutaj dość topornie, choć otwierająca ją scena starć na
tytułowym placu świetnie odniesie się do zamysłu Dominiki Buczak – pokazania
tego, w jak silnym związku idzie rozwój bohatera z miejscem, w które wrasta.
Starsza Mania jest już postacią drugiego planu, taką dobrą babcią, co to
pogawędzi na klatce schodowej z sąsiadami albo pomoże odebrać poród, kiedy ten nagle
przyspiesza. Tu i teraz Mania jest tłem. Świetnie jednak zaprezentowana jest
jej biografia od lat, w których z zapałem buduje miasto oraz nową ideologię, po
moment, w którym burzy się cały porządek jej życia, to „schowanie głowy w
codzienność” okazuje się już niemożliwe, dzieje się coś niezwykle bolesnego, to
jedno z kluczowych doznań w życiu bohaterki
i zapewne przełomowe.
Docenić trzeba niewątpliwie
kunszt budowania bardzo wiarygodnych wizerunków bohaterów. Czas dziejący się
wokół nich to już inna kwestia. Buczak w żaden oryginalny sposób nie portretuje
ważnych dat w historii Warszawy przede wszystkim. W zasadzie koncentruje się
tylko na kilku. Po śmierci Stalina istotny staje się dopiero marzec
1968, doskonale sportretowany w subiektywnym spojrzeniu bohaterek
skonfrontowanych z historią w „Tylko Lola”
Jarosława Kamińskiego, po której to powieści mam wrażenie, że nikt już o tamtym
czasie nie napisze tak przejmująco. Po tym marcu nie ma u Buczak właściwie nic.
Ale są zarysowane świetne sylwetki ludzi, to broni tę powieść, nie czyniąc z
niej jednak książki, od której nie można się oderwać.
Najważniejsza jest Maria.
Kiedy poznajemy ją w 1952 roku, chce się najeść i po prostu być szczęśliwa.
Wszystko jest tak proste jak plan odbudowy Warszawy. Ma być dobrze, społecznie
sprawiedliwie i w każdym wymiarze uczciwie. A życie pokaże Mani później, że
rzadko kiedy gra z nami fair. Tymczasem pojawia się ciąża jako efekt chwilowego
uniesienia i oddania się dzielnemu robotnikowi, który znika równie szybko, jak
się pojawił. I propozycja nie do odrzucenia, czyli dzielenie mieszkania przy
placu Konstytucji z Jurkiem, przodownikiem pracy, rozważnym i nieromantycznym
człowiekiem czynu. Ich wspólne mieszkanie obrazuje, w jaki sposób w dawnej
Polsce z przypadku rodziły się relacje, a potem wzajemne przywiązanie. Tu Buczak
pokazuje przedsiębiorczego mężczyznę, kobietę mającą za cel tylko pozostanie w
Warszawie i wyrzucenie ze swej mentalności prowincji podwarszawskiej, a także
dziecko – dorastające w specyficznym domu, zbudowanym na niepisanym
porozumieniu, stającym się jego centrum wszechświata. Ta trójka będzie
doświadczać, czym jest życie stworzone jako komunistyczny projekt. Każde z nich
Buczak umiejętnie wyposaży we wrażliwość, osobiste przeżycia, indywidualizujące
ich charakter działania oraz przekonującą moc, by za nimi podążać. Czy poza tym
kryje się w tej książce jeszcze coś, co mogłoby skutecznie do niej przyciągać?
Podoba mi się współistnienie
danego rejonu stolicy z rozwojem emocjonalnym bohaterów. Startują w życiu
bardzo ubodzy w emocje, wszystkim steruje czarno-biały system, trudno w nim
później dopatrzeć się innych barw, trudno go zniuansować, a jednak autorce się
udaje. To sztuka ze smutnych i naprawdę szarych czasów wydobyć opowieść, która
ma kilka znaczeń, może być zaskakująca, jest dowodem na umiejętność czarowania
słowem i odczarowania mroków historii, ale pozostaje także materiałem nieco
rozczarowującym. Nie wiem, czy chodzi tutaj o niezrealizowany potencjał, czy
o coś innego. Ale już od pierwszych rozdziałów cała ta historia – inteligentnie
przemyślana – nie absorbuje tak, jak choćby konstrukcja psychiczna głównej
bohaterki.
Ważne są ona i Warszawa.
Miasto tworzone przez komunizm odzwierciedla priorytety i zmieniające się
oczekiwania bohaterów. Mania jest przecież w gruncie rzeczy prostą kobietą,
która chce mieć praktyczne, uporządkowane oraz przewidywalne życie. Takie można
odnieść pierwsze wrażenie. A jednak nic bardziej mylnego, to Mania właśnie
świetnie w swych przemyśleniach i doświadczeniach buforuje konflikty prywatne z
tymi, które sterują myśleniem politycznym. W tym znaczeniu „Plac Konstytucji”
jest dojrzałą powieścią inicjacyjną, tym niemniej nie ma w niej żaru
przekonania, w którym co rusz zmieniają się warunki i sposób życia bohaterów.
Są zagubieni, sterowalni, nieświadomi tak naprawdę własnych potrzeb. I gubią
się nam, znikają z oczu, kiedy Dominika Buczak nie może się zdecydować, czy
opowiada o polskiej rodzinie, polskiej stolicy, czy o polskich przemianach
społeczno-politycznych. Stąd też ciekawość tego, co jeszcze nienapisane, ale i
pewne rozczarowanie gotową już narracją. Trudno mi określić, czy sięgnę po
ciąg dalszy. Wspomniane seriale i dobre powieści nie pozostawiają w swym
zakończeniu z takimi wątpliwościami. Tutaj z jednej strony jest wszystkiego za
dużo, z drugiej jednak – opowiadanie o tym wzbudza pewne wątpliwości oraz
niedosyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz