2019-07-15

„Plac Konstytucji” Dominika Buczak


Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 15 maja 2019

Liczba stron: 320

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Miejsce i ludzie

Dominika Buczak wydała wraz z Mikiem Urbaniakiem niezbyt udany „Gejdar”, po czym – ponad dekadę później – słusznie próbuje swoich sił w ściśle związanej z Warszawą przemian powieści pokoleniowej, w której znajdą się także delikatnie nakreślone wątki homoseksualne, a w zasadzie jeden słaby trop. Warszawa albo nie jest atrakcyjna, albo przestała być atrakcyjna literacko, bowiem ostatnio trafiam na same słabe wizerunki stolicy w narracjach przecież bardzo różnych, różnorodnie skonstruowanych. Po tym, jak portretujący współczesny obraz Warszawy „Lukier” Malwiny Pająk odbił mi się mocną czkawką, sięgnąłem po rzecz nadającą znaczenie historii oraz dojrzewaniu, zmianom w bohaterach oraz zmianom, jakim podlega miasto, wciąż w tym, co najistotniejsze, odnajdujące się pod tytułowym adresem. I znowu mam wrażenie, że trafiam na prozę, która mnie nie satysfakcjonuje. Nie jest to może rozczarowanie samą Warszawą w powieści – tego dostarczyli mi w pewnym stopniu i Szczepan Twardoch, i Michał Cichy, i Jakub Żulczyk. Funkcjonująca jako początek planowanej sagi rodzinnej debiutancka książka Buczak nie jest skonstruowana jak wszystkie te seriale, których zakończenie wzbudza jedynie kompulsywną potrzebę zobaczenia kolejnego odcinka. Pojawia się wątpliwość, czy warto czekać na ciąg dalszy.

Problem „Placu Konstytucji” polega na tym, że rozprasza ona uwagę, a w rezultacie otwiera kilka świetnie skreślonych sytuacji, nie dając im jednak ciągów dalszych, które powinny się raczej znaleźć w tej książce, nie w kolejnej. Nie rozumiem również zabiegu przeskoczenia aż o dwa pokolenia i sportretowania ludzi, z którymi wchodzi w relacje główna bohaterka Mania, świetnie zindywidualizowana w swych życiowych wyborach pierwszych kilku dekad życia. Pojawiają się zatem rodząca potomka kobieta z wyższym wykształceniem oraz gniewny młody nacjonalista, któremu widok patriotycznego uniesienia na Euro nie przystaje do wizji uniesień własnych, gdzie ważne są orzełek, polska flaga, walka z policją i okazywanie obrzydzenia homoseksualizmem. Wiemy przynajmniej, kim jest dla Mani ten chłopak. „Kto jest dziewczyna? Ja nie wiem”.

Struktura czasu teraźniejszego prezentuje się nam tutaj dość topornie, choć otwierająca ją scena starć na tytułowym placu świetnie odniesie się do zamysłu Dominiki Buczak – pokazania tego, w jak silnym związku idzie rozwój bohatera z miejscem, w które wrasta. Starsza Mania jest już postacią drugiego planu, taką dobrą babcią, co to pogawędzi na klatce schodowej z sąsiadami albo pomoże odebrać poród, kiedy ten nagle przyspiesza. Tu i teraz Mania jest tłem. Świetnie jednak zaprezentowana jest jej biografia od lat, w których z zapałem buduje miasto oraz nową ideologię, po moment, w którym burzy się cały porządek jej życia, to „schowanie głowy w codzienność” okazuje się już niemożliwe, dzieje się coś niezwykle bolesnego, to jedno z kluczowych doznań w życiu bohaterki  i zapewne przełomowe.

Docenić trzeba niewątpliwie kunszt budowania bardzo wiarygodnych wizerunków bohaterów. Czas dziejący się wokół nich to już inna kwestia. Buczak w żaden oryginalny sposób nie portretuje ważnych dat w historii Warszawy przede wszystkim. W zasadzie koncentruje się tylko na kilku. Po śmierci Stalina istotny staje się dopiero marzec 1968, doskonale sportretowany w subiektywnym spojrzeniu bohaterek skonfrontowanych z historią w „Tylko Lola” Jarosława Kamińskiego, po której to powieści mam wrażenie, że nikt już o tamtym czasie nie napisze tak przejmująco. Po tym marcu nie ma u Buczak właściwie nic. Ale są zarysowane świetne sylwetki ludzi, to broni tę powieść, nie czyniąc z niej jednak książki, od której nie można się oderwać.

Najważniejsza jest Maria. Kiedy poznajemy ją w 1952 roku, chce się najeść i po prostu być szczęśliwa. Wszystko jest tak proste jak plan odbudowy Warszawy. Ma być dobrze, społecznie sprawiedliwie i w każdym wymiarze uczciwie. A życie pokaże Mani później, że rzadko kiedy gra z nami fair. Tymczasem pojawia się ciąża jako efekt chwilowego uniesienia i oddania się dzielnemu robotnikowi, który znika równie szybko, jak się pojawił. I propozycja nie do odrzucenia, czyli dzielenie mieszkania przy placu Konstytucji z Jurkiem, przodownikiem pracy, rozważnym i nieromantycznym człowiekiem czynu. Ich wspólne mieszkanie obrazuje, w jaki sposób w dawnej Polsce z przypadku rodziły się relacje, a potem wzajemne przywiązanie. Tu Buczak pokazuje przedsiębiorczego mężczyznę, kobietę mającą za cel tylko pozostanie w Warszawie i wyrzucenie ze swej mentalności prowincji podwarszawskiej, a także dziecko – dorastające w specyficznym domu, zbudowanym na niepisanym porozumieniu, stającym się jego centrum wszechświata. Ta trójka będzie doświadczać, czym jest życie stworzone jako komunistyczny projekt. Każde z nich Buczak umiejętnie wyposaży we wrażliwość, osobiste przeżycia, indywidualizujące ich charakter działania oraz przekonującą moc, by za nimi podążać. Czy poza tym kryje się w tej książce jeszcze coś, co mogłoby skutecznie do niej przyciągać?

Podoba mi się współistnienie danego rejonu stolicy z rozwojem emocjonalnym bohaterów. Startują w życiu bardzo ubodzy w emocje, wszystkim steruje czarno-biały system, trudno w nim później dopatrzeć się innych barw, trudno go zniuansować, a jednak autorce się udaje. To sztuka ze smutnych i naprawdę szarych czasów wydobyć opowieść, która ma kilka znaczeń, może być zaskakująca, jest dowodem na umiejętność czarowania słowem i odczarowania mroków historii, ale pozostaje także materiałem nieco rozczarowującym. Nie wiem, czy chodzi tutaj o niezrealizowany potencjał, czy o coś innego. Ale już od pierwszych rozdziałów cała ta historia – inteligentnie przemyślana – nie absorbuje tak, jak choćby konstrukcja psychiczna głównej bohaterki.

Ważne są ona i Warszawa. Miasto tworzone przez komunizm odzwierciedla priorytety i zmieniające się oczekiwania bohaterów. Mania jest przecież w gruncie rzeczy prostą kobietą, która chce mieć praktyczne, uporządkowane oraz przewidywalne życie. Takie można odnieść pierwsze wrażenie. A jednak nic bardziej mylnego, to Mania właśnie świetnie w swych przemyśleniach i doświadczeniach buforuje konflikty prywatne z tymi, które sterują myśleniem politycznym. W tym znaczeniu „Plac Konstytucji” jest dojrzałą powieścią inicjacyjną, tym niemniej nie ma w niej żaru przekonania, w którym co rusz zmieniają się warunki i sposób życia bohaterów. Są zagubieni, sterowalni, nieświadomi tak naprawdę własnych potrzeb. I gubią się nam, znikają z oczu, kiedy Dominika Buczak nie może się zdecydować, czy opowiada o polskiej rodzinie, polskiej stolicy, czy o polskich przemianach społeczno-politycznych. Stąd też ciekawość tego, co jeszcze nienapisane, ale i pewne rozczarowanie gotową już narracją. Trudno mi określić, czy sięgnę po ciąg dalszy. Wspomniane seriale i dobre powieści nie pozostawiają w swym zakończeniu z takimi wątpliwościami. Tutaj z jednej strony jest wszystkiego za dużo, z drugiej jednak – opowiadanie o tym wzbudza pewne wątpliwości oraz niedosyt.

Brak komentarzy: