Wydawca: Dowody
na Istnienie
Data wydania: 22 maja 2019
Liczba stron: 343
Oprawa: miękka
Cena det.: 42 zł
Tytuł recenzji: Ku pojednaniu
Jeśli debiuty reporterskie
mają wyglądać jak „Z miłości? To współczuję” Agaty Romaniuk czy „27 śmierci
Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko, to apeluję o ich dotowanie i wydawanie,
bo nie ma nic bardziej cennego niż reportaż, który pozostanie w czytelniku na
zawsze. Ten, o którym teraz piszę, opowiada o niewygodnym dla samej Kanady
wizerunku kraju, ale jest jednocześnie uniwersalną rozprawą o tym, czym jest
dziedziczenie traum i jak trudno się ich pozbyć, a także o odwadze konfrontacji
ofiar ze swoimi wspomnieniami. O tym także, jak w przestrzeni publicznej
rezonuje pojęcie pojednania, ale głównie o kwestii, jak wpływa ono na język i
mentalność. Gdyby nie kanadyjski adres tych reporterskich rozważań, z
materiału Gierak-Onoszko mogłaby powstać poruszająca powieść egzystencjalna.
Nie sposób nie przyjrzeć się
bohaterowi tytułowemu po tym, jak opisze go autorka. Zdjęć i filmów jest w
internecie wiele. Człowiek, w którego oczach widać pragnienie jakiejkolwiek
bliskości, i człowiek, który się jej boi, bo wie, że na nią nie zasługuje. A
„zasłużył” na przemoc, odrzucenie i dezintegrację osobowości wówczas, gdy
państwo kanadyjskie postanowiło jego i wielu mu podobnych ukształtować w taki
sposób, by stali się doskonałymi obywatelami doskonałego kraju. Kraju dumnego
ze swej multikulturowości, tolerancji oraz liberalizmu, gdzie jednak tylko
pięcioprocentowa mniejszość etniczna może mówić o szczęściu funkcjonowania… i
nieszczęściu codzienności, na którą nakłada się trauma zawłaszczania,
atakowania, alienowania i wymuszania ustępstw.
Kanada budowała swoją
państwowość może nie tak krwawo jak sąsiednie Stany Zjednoczone, ale wedle
podobnego schematu – przybysze decydowali o tym, w jaki sposób ma myśleć i
funkcjonować rdzenna ludność terytorium, na którym postanowiono stworzyć nowe
państwo. W Kanadzie to Inuici, Metysi oraz Indianie, choć z uwzględnieniem
innej, nieraniącej nomenklatury, inaczej Pierwsze Narody. To dzisiaj peryferia
społeczne, a także mentalne nowoczesnej Kanady. Joanna Gierak-Onoszko
skierowała się właśnie ku peryferiom, marginesom, ku ludziom niedostatecznie
wysłuchanym, ignorowanym i zapomnianym. Przypomina nie tylko ich krzywdy.
Wskazuje, w jaki sposób dzisiejsza Kanada próbuje przeprosić za wszelkie formy
okrucieństwa, które do dziś pozostają nierozliczone, choć robi się wszystko, by
było inaczej. To także opowieść o bezkompromisowości i bezkarności działań
Kościoła katolickiego. Trudno jednoznacznie orzec, czy opisane historie
zmierzają ku czemuś dobremu, przypomnieniu krzywd i zadośćuczynieniu za nie.
Autorka zaznacza, że to ostatnie nie jest takie proste. Że słowo „przepraszam”
jest bardzo istotne, ale nie stoi za nim koniec tragicznych historii. Takich,
które stały się treścią życia ludzi niezdolnych potem do normalnego
funkcjonowania. Czasem też i do wybaczenia, choć ta potrzeba – jak w przypadku
bohatera tytułowego – jest tak ogromna, iż odnosi się wrażenie, że ktoś tylko
dla niej wciąż żyje, starając się nie pamiętać o ogromie opresji.
Gierak-Onoszko nie oszczędza
czytelnika. Nie wiem, co jest bardziej przejmujące – metodyczne opisy tego, jak
krzywdzono dzieci rdzennej ludności zamykane w katolickich szkołach z
internatami i bestialsko traktowane już samym tym, że pozbawiano je na wstępie
imion, nadając numery, czy może przeliczenia na punkty krzywd, za które Kanada
wypłacała potem odszkodowania. Im więcej punktów, tym więcej pieniędzy, jakby
to one miały rekompensować cały dramat, któremu autorka przygląda się z wielu
różnych perspektyw. Książka „27 śmierci Toby’ego Obeda” to historia krzywd i niesprawiedliwości, które
wynikały z tego, kto i gdzie się urodził. Skąd pochodził, jakie miał
przekonania, jak chciał żyć. Modelowanie społeczności niechętnej europejskim
przybyszom to potworna machina opresji, która i w XXI wieku ma się doskonale, o
czym świadczą opowieści pozornie wolnych i posiadających normalne życie ludzi,
w których żyłach płynie krew ich przodków będących rdzennymi mieszkańcami tych
ziem. Z jednej strony ten reportaż pokazuje dojrzałość i odpowiedzialność
nowoczesnego państwa, by umiejętnie dokonać rozrachunku oraz mówić o bolesnej
prawdzie (czego mogłyby pozazdrościć między innymi państwa bałkańskie). Z
drugiej jednak – coś dużo bardziej mrocznego. Utrwalone albo nieświadomie
przejmowane mechanizmy postępowania albo odbierania tego, jak żyją i
funkcjonują rdzenni mieszkańcy Kanady. Interesującą egzemplifikacją tego
wszystkiego jest fakt, że w szczycącym się różnorodnością kulturową Toronto
mieszka, a może wegetuje gdzieś na marginesie miasta niecały jeden procent
tych, do których ten świat pierwotnie należał. To zapomniany jeden procent
mieszkańców miasta.
Bardzo podoba mi się
wieloaspektowość tego reportażu. Skupienie na złu i wychodzeniu mu naprzeciw
poprzez wybaczanie, ale także na pewnych utrwalonych wręcz w kulturze statusach
egzystencji, w których pojawia się niepisana i nienazywana, jednak wyraźnie
odczuwana gorszość, bycie kimś z marginesu, trochę lokalną atrakcją, ale
głównie dużym wyrzutem sumienia. Bohaterowie tej książki
opowiadają nie tylko o doznanych krzywdach fizycznych. Tworzą opowieść o tym,
że niezwykle trudno skonfrontować się ze swoimi bolesnymi emocjami, nie mówiąc
już o konfrontacji z katami czy systemem wyznaczającym jakieś ramy, w obrębie
których ma dojść do aktu pojednania. Gierak-Onoszko analizuje różne
perspektywy, dostrzeżemy bardzo różnorodne spojrzenia. Jedną z najmocniejszych w
tej publikacji rozmów autorka przeprowadzi z tatuażystą odmawiającym jej
wykonania określonych wzorów na skórze.
Ale najboleśniejszy jest chyba
obraz spirali przemocy i opowiadanie o tych, którzy przenoszą doznane krzywdy
na innych, powtarzają stygmatyzowanie, dają im dokładnie to, co otrzymali
kiedyś od swoich katów. Ten problem obrazują zróżnicowane historie, których
wysłuchuje autorka. Nie są to tylko świadectwa krzywdzonych
dzieci, które musiały wejść w dorosłość z piętnem przemocy, wykorzystywania
seksualnego, deprecjonowania ich tożsamości. W tej książce pojawi się dużo
więcej opowieści o krzywdzie. O trudnej dla Kanady sytuacji, w której jako
państwo jest gotowa wybaczać i rozliczać, ale odnosi się wrażenie, że pomimo
upływu czasu oraz zmiennych okoliczności nadal nie do końca zdaje sobie sprawę
z tego, co ma być istotą wybaczenia i rozliczeń.
Gierak-Onoszko wstrząsa, ale
pokazuje też, jak silnie można się zaangażować w prezentowany temat. Odnieść
można wrażenie, że autorka chwilami jest stronnicza, jednak w takim natłoku
emocji oraz przeżyć, jakimi dzielą się jej rozmówcy, nie sposób do końca
zachować reporterską bezstronność. Ważne jest wskazanie, że to nie jest książka
o jednym problemie, a na pewno nie zawęża tych, które wyraźnie punktuje. Pomiędzy
winą, poczuciem sprawiedliwości i nieprzepracowanym nigdy żalem z powodu
odrzucenia znajdzie się także obraz nowoczesnego państwa gotowego wziąć
odpowiedzialność za mroki przeszłości. Państwa, które mierzy się z tymi
mrokami na różnych poziomach – od języka po politykę. To nie jest tak, że
autorka celowo obnaża słabości Kanady, aby jej wyidealizowany obraz prysł przed
czytelnikiem jak bańka mydlana. Myślę, że całkiem spójnie i interesująco
udowadnia wielkość współczesnej Kanady, ale także pokazuje, że pojednanie nie
jest tylko aktem publicznych przeprosin oraz publicznego ich przyjęcia. Nie
wystarczą uściski dłoni, przytulenia, nie wystarczą często nawet łzy. Warto
przyjrzeć się temu, w jaki sposób ta książka próbuje unieść niewyobrażalny
ludzki dramat – wyobcowania i odrzucenia trwających lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz