2020-03-27

„Nie róbcie mu krzywdy” Filip Skrońc


Wydawca: Czarne

Data wydania: 4 marca 2020

Liczba stron: 240

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Afrykańskie stygmaty

Filip Skrońc debiutuje wstrząsającym reportażem o afrykańskim stygmatyzowaniu. Czyta się go z przerażeniem, ale jednocześnie widać świetny warsztat, który nie pozwala epatować okrucieństwem. O okrutnych zbrodniach na albinosach autor pisze, przyglądając się przede wszystkim strukturze społecznej, plemiennej i obyczajowej Tanzanii, którą odwiedza trzykrotnie. Wychodzi poza oczywisty problem tego, że biali czarni żyją w trwodze o własne życie. Stara się pokazać, jak skomplikowane jest ich współistnienie w społecznościach decydujących się stygmatyzować w bardzo niejednoznaczny sposób. Ofiary, o których będzie opowiadał Skrońc, to przede wszystkim ludzie umierający, bo ktoś dopisuje teorie do tego umierania, czyniąc je zbrodniami przynoszącymi jakiś zysk. Najważniejsi staną się chyba ci, których nie ma w tym reportażu, czyli afrykańscy szamani, domorośli czarodzieje i wszelkiej maści manipulanci. Filip Skrońc ukazuje bezkompromisowość siły sugestii pchającej do zbrodni. Sugestii banalizującej zbrodnię. W końcu sugestii, dla której normy moralne zostają zmodyfikowane, a zabija się po to, by paradoksalnie czemuś lub komuś pomóc.

„Nie róbcie mu krzywdy” ma tytuł o charakterze podmiotowym. Ważny zaimek wskazuje na to, że autor, opisując złożony problem, zawsze empatycznie podchodzi do ofiary przemocy. Tutaj w roli motywu przewodniego występuje historia albinosa nazwanego przez wioskę Kusekwa, czyli „ten, z którego się śmieją”. Opisywana droga życia bohatera, pełna dramatycznych wydarzeń i wciąż na nowo stygmatyzujących sytuacji, prowadzi nas ku zaskakującemu finałowi. A w międzyczasie ujawnia się sam reportażysta. Człowiek niezwykle czuły na niuanse i zwracający uwagę na szczegóły. Zarówno wtedy, gdy opowiada o historycznym kontekście pogromów albinosów, jak i wówczas, gdy odwiedza miejsca, w których narażeni na niebezpieczeństwo ludzie przebywali bądź przebywają. Podoba mi się plastyczność opisów i to, że mimo bardzo trudnego tematu poznaje się tu Tanzanię w taki sposób, że to miejsce może zachwycać i pasjonować. Tyle tylko że Filip Skrońc przybywa tam z innych powodów niż zainteresowanie pięknem.

Podczas lektury idą z nami słowa, które autor zabiera na jedno ze spotkań. Albinosów się „po prostu zabija”. Bezkompromisowość tej frazy nie daje Skrońcowi spokoju, który szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania, szybko zauważa, że kwestia ataków na albinosów to także sprawa dużo bardziej poważna, bo polityczna. Reportaż nie wychodzi jednak poza indywidualne historie i trzyma się cały czas okrucieństwa zdarzeń. Poznajemy zatem absurdalne powody, dla których giną niemowlęta, dzieci, młodzi ludzie, dojrzali mężczyźni i kobiety. Dowiadujemy się także, co tak bardzo egzotycznego i jednocześnie niemieszczącego się w głowie europejskiego czytelnika może stać za mordowaniem albinosów. Filip Skrońc – dosłownie i metaforycznie – stara się odczarować mit o tych ludziach, których uważa się za duchy. To trochę tak, że figura ducha musi koniecznie stać się człowiekiem. Po to, by w szerszym wymiarze można było zrozumieć, że opisywana krzywda jest czysto ludzka, a jako taka – jest przejawem humanitarnej katastrofy w kraju, w którym można nie tyle zabić, ile okaleczyć dla zysku wygenerowanego w niezwykły sposób.

W Tanzanii, gdzie wielokrotnie czarnoskóry obywatel czuje się kimś gorszym, drabina ważności społecznej ma jeszcze jeden przerażający szczebel. Tkwią na nim albinosi – ludzie będący wyrzutkami w swoich społecznościach. Dzieci, które bardzo często oddawane są do zakładów opieki, bo tylko tak można uratować ich życie. Ale też ludzie dorośli, którzy wciąż na nowo muszą mierzyć się ze świadomością pewnej zbędności, społecznego ostracyzmu. Tymczasem ich życie to oddech ciągle przyspieszony w oczekiwaniu kolejnego ataku, kolejnej przemocy, kolejnej przerażającej furii drugiego człowieka, która prowadzi do unicestwienia. Skrońc przytacza przypadki, w których za maczetę chwytają bliscy ludzie, by pozbyć się kogoś z najbliższego otoczenia. Bo otoczenie wmawia na wiele sposobów, że albinos to wynik klątwy. A jednocześnie człowiek, któremu warto odrąbać części ciała, bo mogą służyć za talizmany. Porażająca logika działania tych, którzy masakrują albinosów, idzie w parze z pewnym społecznym przyzwoleniem na stygmatyzowanie. A za nim kroczą jeszcze inne społeczne podziały, którym Filip Skrońc przygląda się z dużym zainteresowaniem.

„Nie róbcie mu krzywdy” to reportaż zbierający dramatyczne historie, ale dający także nadzieję, bo jednym z bohaterów jest przecież aktywny społecznik, albinos zaangażowany w zwalczanie afrykańskiego okrucieństwa wobec białych czarnych. Człowiek ten wraz z autorem wybierze się w podróż. Podwójna i różna perspektywa na pewne kwestie czyni ten reportaż dużo ciekawszym. Zwłaszcza gdy przygląda się on znaczeniu tej prostej postkolonialnej dychotomii, która podzieliła ludzi, wyznaczając im dwa kontrastowe kolory skóry. Patrząc na zabójstwa albinosów, Skrońc przyjmuje szerszą perspektywę, ale też zwyczajnie po ludzku się dziwi. I jest przerażony, bo skala problemu jest naprawdę bardzo duża, nie dotyczy tylko odwiedzanej przez autora Tanzanii.

Ta książka stawia pytanie o to, czym jest człowieczeństwo, jeśli powodem wydobywanej z człowieka nienawiści staje się kolor skóry. W tym znaczeniu to interesujący reportaż o rasizmie à rebours. Bo Filip Skrońc gdzieś na marginesie sugeruje, że wrogość wobec drugiego człowieka może być pewnego rodzaju atawizmem bez względu na szerokość geograficzną. Potrzebny jest jedynie powód, by się objawiła. W Tanzanii albinosi tworzą społeczność, która musi żyć w strachu. Każdy jej członek kilka razy w życiu doświadczył, co to znaczy być zbędnym, ale także miał świadomość tego, jak człowiek staje się ofiarą łowcy, drugiego człowieka. Myślę, że ta książka mówi nie tylko o tym, co niepokojące w społeczeństwach afrykańskich. Ona zwraca uwagę, że każda forma ludzkiego okrucieństwa wyłania się zazwyczaj z jakiegoś prostego podziału. Albo podziału, który prędzej czy później jest sankcjonowany jako prosty.

Nie ma u Skrońca prostych odpowiedzi, choć padają bardzo proste pytania w oczywisty sposób poruszające temat bezwzględności oraz okrucieństwa. Ten reportaż to mroczna wyprawa do Afryki, w której wciąż na nowo pośród wierzeń, czarów i przepowiedni ktoś określa kogoś mianem wroga. To też historia ludzkiego wyobcowania i ludzkich dramatów. Zwłaszcza tych rodzinnych, w których miłość do dziecka musi się zmierzyć z bezkompromisowym stygmatyzowaniem przez społeczność. Ważna i przejmująca książka o tym, jakimi przerażającymi istotami potrafimy być dla siebie. Jak łatwo się nimi stajemy i jak niezwykle łatwo potrafimy sobie wmówić, że wcale nimi nie jesteśmy.

Brak komentarzy: