2020-03-31

„Czarne morze” Karolina Macios


Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 25 marca 2020

Liczba stron: 304

Oprawa: miękka

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: W matni lęków i wyobrażeń

Lubię takie dowody drogi twórczej i rozwijania się, jakim jest ta książka. Lubię jako recenzent, który zdecydował się na pisanie własnych powieści, bo „Czarne morze” to książka redaktorki piszącej w podziękowaniach o tym, że autorzy, z którymi współpracowała, są w tej narracji obecni. Cieszę się, albowiem Macios trochę jak ja udowadnia, że nie jesteśmy tymi, którzy kreślą na czerwono powieści innych, gdyż sami nie potrafią napisać nic swojego. Czytając tę książkę, zastanawiałem się, czy autorka kiedykolwiek współpracowała redakcyjnie z Małgorzatą Wardą. Bo to bardzo podobna fraza, sposób budowania napięcia, psychologiczne portretowanie bohaterki. Znalazłem też inne powiązanie. Wciąż z tyłu głowy odzywało mi się poczucie, że „Czarne morze” – opowieść o kobiecie w szponach lęku i zawieszonej między dwiema płaszczyznami czasowymi, która odkrywa, że ktoś manipuluje jej życiem – przypomina mi coś, co czytałem niedawno. I tak, to „Krok trzeci” Bartosza Szczygielskiego, bardziej może odważna narracja, bo ciekawiej kompilująca świat rzeczywisty z wyobrażeniami bohaterki. Te, które proponuje Karolina Macios, są naprawdę imponujące i kilka przebija nawet najmroczniejsze wizje z azjatyckich horrorów, ale odnosiłem wrażenie, że autorka – w przeciwieństwie do Szczygielskiego – nie zdecydowała się na bardziej odważne wizje. Trochę jakby się ich bała – pojawiają się, ale są okrojone, jakby niedopracowane, niepełne. Stanowią tylko delikatne tło dla napięcia, które Macios buduje inaczej. Mimo że w sposób oczywisty pomysł i wykonanie nie są tu dla mnie nowe, czytało mi się „Czarne morze” bardzo dobrze.

Najlepiej skonstruowany jest początek tej książki. Już pierwsze słowo przykuwa uwagę. Tak, znajdziemy potem momenty, w których czytelnik będzie miał problem ze złapaniem oddechu. Introdukcja budzi duży niepokój i daje nadzieję na świetną fabułę. Poznajemy bohaterkę, która była świadkiem jakiegoś mrocznego zdarzenia na nadmorskim klifie. Kobietę borykającą się z trudnościami, by określić, z jakiego miejsca w niej wydobywają się coraz bardziej mroczne wizje. Kobietę niepewną samej siebie, osaczoną i zagubioną przede wszystkim w związku. Poznajemy kogoś, kto metodycznie i dokładnie rozplanował każdy metr przestrzeni swego mieszkania. Osobę, która jednocześnie w tej przestrzeni zacznie tracić kontakt z rzeczywistością, ale instynkt przetrwania pozwoli jej spojrzeć na swoje fantazje oraz lęki z innego punktu widzenia.

Joanna nosi w sobie dar. A może przekleństwo. Albo też całość została źle nazwana i zinterpretowana przez nią samą. Bohaterka, dotykając czyjejś dłoni, doświadcza wizji. Widzi to, co wydarzyło się w życiu danej osoby, czy to, co dopiero będzie w tym życiu mieć miejsce? Za tym idzie szereg utrudnień w codziennym funkcjonowaniu, bo Joanna stale podlega opiece psychiatrycznej. To jej dobry wpływ jest pokłosiem wspaniałych relacji, jakie bohaterka miała kiedyś ze swoją ciotką – jedyną osobą naprawdę rozumiejącą jej stany emocjonalne, zwłaszcza depersonalizację, za którą wiecznie stoi strach. Macios portretuje kobietę, która od dawna musiała przed czymś uciekać, wciąż na nowo szukać bezpiecznej przestrzeni i stale mierzyć się z wizjami, które atakowały i atakują nad wyraz często. To tylko sny? A może projekcje, w których ukrywają się przerażające prawdy o samej Joannie? Czy ten dar będący przekleństwem nie jest przypadkiem bolesnym genetycznym bagażem? Co stanie się wówczas, kiedy bohaterka przestanie odróżniać rzeczywistości od sfery swoich wyobrażeń? Gdy stanie się więźniem swojego doskonale zaprojektowanego mieszkania?

Karolina Macios opowiada tu jednocześnie o kilku bardzo bliskich relacjach, a także o takich, które z różnych względów zostaną wystawione na próbę. Warto przyjrzeć się temu, co warunkuje pozorną sielankę w życiu małżeńskim. Mocno trzeba skoncentrować się na tym, jak bohaterka postrzega siebie jako matkę. Istotne jest także śledzenie relacji ujawniających swój skomplikowany charakter dzięki interesującym retrospekcjom. „Czarne morze” opowiada o pewnych ułomnościach i dysfunkcjach, które rodzą się pod wpływem różnych okoliczności, ale zawsze wywołują frustrację. A w powieści tej stanowią dodatkowe źródło niepokoju. O to, kim jest mąż, gdzie znajduje się dziecko, czy o to, jakie rodzinne tajemnice zostały przemilczane w domu Joanny. Macios świetnie uwypukla dramat każdej trudnej konfrontacji z tym, co jest dla jej bohaterki niezrozumiałe. W tym znaczeniu to świetna powieść o osaczeniu, ale także o bardzo specyficznym rodzaju prześladowania. Bo czy Joanna nie staje się prześladowczynią samej siebie?

Podoba mi się to, jak autorka łączy irracjonalną i wizyjną część swojej książki ze światem rzeczywistym, który – na specjalnych zasadach – sankcjonuje to, co pojawia się w umyśle bohaterki. Bardzo ciekawe jest także mylenie czujności czytelnika. Dość długo jest się pewnym, że nieobecność jednej osoby w życiu Joanny jest dla nas całkowicie zrozumiała. „Czarne morze” to psychologiczny thriller, który opiera się właściwie na bardzo już wyeksploatowanych literackich zagraniach, ale jest w tym wszystkim świeży, bo Karolina Macios interesująco ustala proporcje między solidną powieścią obyczajową środka a soczystym thrillerem, w którym boimy się czegoś, co w zasadzie jest oswojone. Nie ma niczego spektakularnego w przerażających wizjach autorki. Brakuje im – o czym wspomniałem – może rozmachu, ale mam wrażenie, że wszystko tu jest doskonale przemyślane i ta książka ma opowiedzieć o tym, jak wiele strachu może się wydobyć z tego, co zawsze wydawało nam się znane i oswojone.

To książka o bardzo trudnych relacjach rodzinnych, które osaczają i deprymują. Niezwykle wnikliwie przedstawionych, choć zbliżamy się do cierpień rodzinnych tylko na bezpieczny dystans. Relacje tworzą kameralne dramaty i atomizują członków rodziny. Jest w tym wszystkim wiele melancholii, ale też groźnych elementów wskazujących na to, że w rodzinie jesteśmy w stanie tworzyć sobie piekło za każdym razem, kiedy chcemy od niego uciec. Trauma, jaką niesie w sobie główna bohaterka, jest tu pokłosiem straumatyzowania wszystkich ludzi, którzy mają w zamiarze się chronić i kochać, a jednak desperacko starają się uciec od relacji, które są za trudne do uniesienia. Odnajdą się w tej powieści ci, którzy szukają opisów mechanizmów wpływających na dysfunkcję rodziny – ale bez moralizatorstwa i bez uproszczeń. Karolina Macios napisała po prostu interesującą książkę, od której trudno się oderwać. Myślę, że ludzie literatury zajmujący się tym, co otrzymują inni twórcy, od czasu do czasu mogliby w taki sposób jak autorka zasugerować, że też mają do opowiedzenia całkiem niezłą historię.

Brak komentarzy: