2022-02-09

„Niespokojni ludzie” Fredrik Backman

 

Wydawca: Marginesy

Data wydania: 9 lutego 2022

Liczba stron: 312

Przekład: Agata Teperek

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 42,90 zł

Tytuł recenzji: Konfrontacje ze sobą

Takie książki jak ta są nam bardzo potrzebne. W morzu ponurych narracji karmiących się tym, że znakomita literatura zazwyczaj wyrasta ze smutku, bólu czy melancholii, trzeba czasem przeczytać powieść taką jak „Niespokojni ludzie”. Udaje mi się co roku trafić na historie, które uświadamiają mi, że z żadną swą niedoskonałością nie jestem sam i że każda z nich może odbić się w codziennych relacjach, bo wszyscy jesteśmy podobni w swej szalonej gonitwie za sensem życia. Dwa lata temu powiedział mi to David Machado w znakomitym „Średnim współczynniku szczęścia”. Przed rokiem przypomniałem sobie o tym wszystkim dzięki „Snowi o okapi” Mariany Leky. W tym roku już w lutym mam swoją ulubioną pozytywną książkę o życiu i jest to właśnie powieść Fredrika Backmana. Można się zżymać, że autor operuje pewnymi truizmami dotyczącymi ludzkiego życia, a przede wszystkim funkcjonowania człowieka w społeczeństwie. Można je jednak opowiedzieć w taki sposób, by powieść wybrzmiała wiarygodnie. Dała nie tylko pokrzepienie, ale udowodniła, że możliwe jest literackie opowiedzenie świata w taki sposób, że po zamknięciu książki chce się tylko uśmiechnąć.

Bohaterom „Niespokojnych ludzi” nie jest do śmiechu. Dwóch niezbyt rozgarniętych policjantów z prowincji usiłuje schwytać rabusia, który najpierw napadł na bank, gdzie nie było żadnej gotówki, a potem pod wpływem paskudnego zbiegu okoliczności trafił do mieszkania na sprzedaż i wziął zakładników w postaci wszystkich oglądających to nieszczęsne lokum. Narracja zbudowana jest w taki sposób, że czytamy o przesłuchaniach kolejnych zakładników już po ich uwolnieniu i jednocześnie poznajemy szczegóły tej zawiłej historii. Backman w swej intrydze wyciągnie niejednego królika z kapelusza. A jednego nawet z łazienki. Rozegra się przed nami pełen komizmu słownego i sytuacyjnego dramat, z którego chyba wszyscy wyjdą obronną ręką. A może będzie on dopiero przyczynkiem do tego, by pośród chaosu dziwnych zdarzeń zacząć porządkować swoje sprawy i zwyczajnie przestać być życiowym idiotą?

„Nigdy naprawdę się nie dowiemy, co robimy sobie, ze sobą i dla siebie nawzajem”. Szwedzki pisarz chce chyba orbitować wokół tych słów, portretując charyzmatycznych bohaterów, których zbliżają do siebie niecodzienne okoliczności. Obraz jest z pozoru gorzki i pełen cynizmu. Zwłaszcza gdy widzimy, w jaki sposób świadkowie napadu z bronią w ręku traktują przesłuchujących ich policjantów. Zatem najpierw zderzamy się z wieloma gorzkimi refleksjami na temat życia. Backman ustami swoich bohaterów opowiada, co się dzieje, kiedy ono „dopada wszystkich”, bo tylko tak można określić relację człowieka ze swoim życiem uporządkowanym przez normy i jednocześnie tymi normami traumatyzowanym. Wszyscy w tej powieści znajdują się nagle w zaskakującej sytuacji granicznej. Każdy musi podjąć taki rodzaj decyzji, z jakim jeszcze nie miał do czynienia. Wszyscy zmuszeni będą do konfrontacji swojego wyobcowania, swoich dziwactw i idiosynkrazji z tym, jak widzi ich w tym wszystkim drugi człowiek. Najlepiej, aby był obcy, bo wówczas zobaczy najwięcej. I to jest najciekawsze w „Niespokojnych ludziach” – ta historia opowiada się poprzez zderzenia i konfrontacje punktów widzenia innych na to, kim są ludzie, z którymi przyszło obcować wyjątkowo intensywnie, choć też równie wyjątkowo krótko. Zbudowane napięcie z ogromną dawką humoru zamieni się stopniowo w coś innego. I wówczas, gdy już zdrowo się pośmiejemy z głupoty lub niefrasobliwości bohaterów albo ich specyficznego stosunku do życia i innych ludzi – ujrzymy, w jakim kierunku zmierzają jako pewna grupa. Bo to nie będzie słodko-gorzka i pełna dowcipu książka o nieprzemyślanym napadzie na bank i jego konsekwencjach. Myślę, że Backman jak mało kto w literaturze środka potrafi opowiedzieć o ludzkich niedoskonałościach z doskonałym dystansem. I niebywałą wnikliwością.

To rzecz o ludziach, którzy mają pod górkę. O nieporadnym policjancie, który musi sprawdzić w Google, jak postępować z porywaczem. O nienawidzącej ludzkości, zwłaszcza tej niżej sytuowanej, kobiecie od lat uzależnionej od uczestnictwa w oglądaniu mieszkań, którymi interesują się ludzie przez nią znienawidzeni. O specyficznej parze emerytów, która odwiedziła wszystkie sklepy Ikea. O równie oryginalnej spodziewającej się potomka dwójce kobiet, w których związku więcej jest chyba tego, co je dzieli, niż elementów łączących. To też historia sędziwej pani odsłaniającej tu swoje sekrety. W końcu o kimś określonym mianem „jednostki”, kto w desperacji rusza do banku, aby zdobyć zaskakująco niską kwotę. Wszystko tu wymiesza nam się w ironicznym i przerażającym chwilami tyglu, bo siła zależności między bohaterami będzie rosła wprost proporcjonalnie do liczby odsłanianych elementów sensacyjnej intrygi. Pośmiejemy się z samych siebie. Ze swojej życiowej niezaradności, a jednocześnie z konsekwencji dokonywania uparcie tych samych dziwnych wyborów. Ze swojej pozornej niezależności, której możemy być pewni bardziej niż tego, kim w gruncie rzeczy jesteśmy.

Szalony bieg wydarzeń w „Niespokojnych ludziach” staje się okazją do tego, by przyjrzeć się Szwecji w krzywym zwierciadle, a człowiekowi w sensie symbolicznym nad wyraz uważnie i z empatią. Duże znaczenie będzie miała odkrywana przed nami przeszłość bohaterów, ale równie ważne będą antycypacje. Pomiędzy nimi coraz bardziej szalona i absurdalna sytuacja, w której spadają charakterologiczne maski i wszyscy stają się tu bezradni, a zarazem zjednoczeni w tym, by wydobyć kogoś z bezradności. Fredrik Backman wie, do którego momentu ma głównie bawić. Bo potem stara się opowiedzieć człowieka z każdą jego słabością, którą można przekuć w atut. Ładnie pracuje tu na przykład metafora mostu. Miejsca, które w zamierzeniu twórców ma łączyć, a staje się punktem kulminacyjnym życia tych, którzy z różnego powodu stali się samotni, niezdolni do odnalezienia samych siebie w innych. Ta powieść w bardzo prowokacyjny i jednocześnie inteligentny sposób obrazuje rolę człowieka w społeczeństwie zdominowanym przez technologie, ponury dyktat pracy zawodowej i przez społeczne powinności, które wyraźnie pokazują, gdzie jest nasze miejsce i jaką istotą powinniśmy być w relacjach. Wszystko tu zostanie rozsadzone, potem będzie hiperbolizowane, ośmieszone i wydrwione, aż wreszcie narracja zakończy się w bardzo nieprzewidywalny sposób.

„Jeśli cały czas masz wybór, wtedy nie sposób nic wybrać”. Te słowa jednego z policjantów zobrazują również sytuację, w której ludzka tożsamość podlega zbyt wielu wpływom i musi ulec presji za wielu oczekiwań. Tymczasem bohaterowie tej powieści dokonają konkretnych wyborów. Zaskoczą nimi samych siebie. Jednak Backman chce przede wszystkim zasugerować, że mnogość czegoś nie zawsze oznacza zagubienie wobec niej. Jasno i czytelnie proponuje nam tezy dotyczące tego, co rujnuje nasze życie, a co może czynić je spełnionym. To nie jest poradnik dobrego życia. To pełna humoru, uniwersalnych refleksji i przede wszystkim niebywałej czułości historia nas wszystkich – wiecznie uwikłanych w relacje, które są naprawdę dużo prostsze, niż nam się wydaje. A kiedy zobaczy się je naprawdę, można być z życia zadowolonym. Myślę, że wielu czytelników ta szalona i intrygująca narracja doprowadzi do miejsca, w którym poza uśmiechem pojawi się też samoakceptacja. Fredrik Backman śmieje się tutaj z człowieka, ale jednocześnie pochyla nad nim z wielką czułością.

1 komentarz:

radek pisze...

Dziękuje, że udało mi się odkryć tą książkę dzięku tej recenzji.