2023-01-20

„Nim dojrzeją maliny” Eugenia Kuzniecowa

 

Wydawca: Wydawnictwo Znak

Data wydania: 30 stycznia 2023

Liczba stron: 304

Przekład: Iwona Boruszkowska

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 49,99 zł

Tytuł recenzji: Dom spotkań

Nie chcę zacząć od peanów, że książka Eugenii Kuzniecowej to piękna opowieść o przynależności i tożsamości. Chciałbym podzielić się najpierw poczuciem estetycznej przyjemności i ulgi płynącej z lektury tej powieści. Obraz okrutnie rozszarpanej, pełnej brutalnego chaosu i niepewności Ukrainy funkcjonujący w wyobraźni każdego z nas zniknie choć na chwilę dzięki temu pozornie sielankowemu obrazkowi. Pozorność jest tu oczywiście bardzo ważna. Równie ważne jest to, że ukraińska prowincja i pewien ukraiński dom stają się synonimami poczucia bezpieczeństwa. Tam każdy jest u siebie. I w zgodzie ze sobą. A będzie to opowieść o niezależnych kobietach, które połączy konkretna przestrzeń i pragnienie zatrzymania czasu oraz wstrzymania się z życiowymi decyzjami, najpiękniejsze zaś jest to, co sugeruje świetnie dobrana okładka: Kuzniecowa pisze w taki sposób, że świat przedstawiony jej książki można pięknie namalować, korzystając z żywych barw i subtelnie kreśląc kontury. Ten świat jest pastelowy, delikatny i ulotny, a jednocześnie stanowczo spokojny, nadający życiu harmonię, już wcześniej uczący wyruszające stamtąd w świat osoby, że tę harmonię rodzinnych stron można zabrać ze sobą i być spełnioną. Wszak jak wspomina główna bohaterka w zakończeniu powieści: „(…) najgorsze więzienie to ty sama”. Kuzniecowa w tej na swój sposób magicznej opowieści sugeruje, że wyjście poza wszelkie wewnętrzne, mentalne ograniczenia to jednocześnie powrót do miejsca, gdzie od zawsze znajdowała się wolność, którą można było zabrać ze sobą w świat.

Dwie siostry, kuzynka i wiekowa babcia. Wydaje się, że to będzie ten enigmatyczny krąg, poprzez który – w relacjach bohaterek z samymi sobą oraz miejscem, gdzie przebywają – Eugenia Kuzniecowa opisze nam cały świat kobiecej niezależności i dążenia do prywatnych kompromisów. Ale do domu otulonego krzakami malin dotrą jeszcze inne postacie. Wizualizujące się nam miejsce najbardziej osobistego kontaktu członkiń rodziny zamieni się w kosmopolityczną przestrzeń demokracji i tolerancji. A także złączy ludzi szukających w bardzo różny sposób sensu życia. Coś niezwykłego będzie się działo z domem i wokół domu. Wszystko pozostawiono w ujmująco prezentujących się niedopowiedzeniach. Wszak kobiety ujawnią się w tej opowieści tylko na swoich warunkach. Ale i tak będziemy widzieć, że każda z nich jest aktywna na swej życiowej drodze. Nawet babcia, która całe życie służyła ideom innych, a dziś nie wie, co mogłoby być jej własnym pomysłem na życie. A mimo wszystko są tym życiem miłość i lojalność wobec goszczących u niej kobiet. Z tego wszystkiego tworzy się piękna historia właśnie o tym, od czego zacząłem: o komforcie przynależności do konkretnego miejsca i szczęściu, gdy to miejsce pozwala uformować się tożsamości i zrozumieć, co znaczą wyzwania oraz przekraczanie granic.

Sołomija wciąż poszukuje siebie w relacjach z mężczyznami. Nie jest gotowa na miłość, ale gotowa na odkrywanie oraz pojmowanie zależności, jakie będą ją łączyć z poszczególnymi przedstawicielami płci przeciwnej. Nie spodziewa się, że w rodzinnym domu pozna kogoś, kto każe jej zrewidować dotychczasowe poglądy na temat tego, co znaczy być z mężczyzną, fascynować go i tworzyć z nim sferę spełnienia oraz wewnętrznej harmonii. Jej siostra Lila sięga po więcej. Zawiera oficjalne związki, a potem je rozwiązuje. Testuje możliwości małżeństwa, by ostatecznie wybierać bycie w opozycji do sformalizowanego związku. Wydaje się bardziej asertywna i stanowi podporę dla siostry. Ale obie podążają drogą pełną emocjonalnych pułapek i egzystencjalnej niepewności. Tymczasem czują się ze sobą dobrze. Podobnie jak przybywająca do nich Marta. Kuzynka – bliska rozwiązania bliźniaczej ciąży – wydaje się tu najbardziej charyzmatyczną postacią, bo zdolna jest do najbardziej radykalnych życiowych wyborów. Pośród nich babcia, która swymi decyzjami wybrała silną przynależność do miejsca. A swoją tożsamość kształtowała w poczuciu obowiązku bycia kimś istotnym dla innych, służenia im. Babcia Teodora daje swoim gościniom prostą radę, aby robiły to, co dla nich dobre. A bohaterki Kuzniecowej są kobietami zadającymi sobie wciąż na nowo pytanie o to, czym jest to „dobre”.

Malowniczo położony dom będzie tu w pewnym stopniu personifikowany. Ten dom widział i przeżył okresy wzrastania różnych kobiet oraz pamięta momenty, w których wyruszyły w świat. Nie wszystkie chciały i mogły wracać. Ale spotykają się tego niezwykłego lata, chcąc albo odbudować, albo wzmocnić łączące je więzy. Natomiast dom pośród malin to tajemniczy świat, który formuje rodzinę i nadaje każdemu jej członkowi specyficzną wartość. To także miejsce, w którym wciąż żyje duch zmarłego dziadka i jego piękna idea wspólnego sadu. Metaforyka związana z sadem będzie właśnie wspaniałą egzemplifikacją tego, czego nie chcą albo nie umieją nazywać bohaterki tej książki. Sad stanie się miejscem, które pokornie i cierpliwie czeka. Ale również czymś, czego istnienie i ważność trzeba zmodyfikować. Ukraińska ziemia bliska bohaterkom zrodzi dla nich dynie, bo podejmują inicjatywę, by je posadzić, ale także pamiętając o czasie przeszłym, nadal będzie rodzić owoce, po które z różnych powodów nikt nie sięga. Bo my sami zmieniamy się zasadniczo, choć uwarunkowania, które nas ukształtowały, poddają się cyklicznemu i powtarzalnemu rytmowi natury.

„Nim dojrzeją maliny” to opowieść o tym, że świat jest dzisiaj tak mały jak mała była na początku perspektywa życiowa dorastających w wiejskim domu dziewcząt. Teraz każda z tych kobiet dojrzałych niczym owoce z sadu dziadka albo skądś przybywa, albo też ku czemuś zmierza. Współrzędne geograficzne, o jakich myślą bohaterki, to również sygnał tego, że dla nich świat to nieograniczone możliwości. Są gotowe z nich korzystać, robią to. Tym samym są pokoleniem różnym od kobiet, które teraz uważnie się im przyglądają. Kiedy do domu rodzinnego po latach przyjeżdża córka babci Teodory, ta mówi do niej, mając na myśli Miję, Lilę i Martę: „(…) one wszystko rozważają”. Eugenia Kuzniecowa zbliża do siebie kobiety, które dawniej nie były gotowe na podejmowanie decyzji albo uzależniały je od tradycji i opinii społeczności, z kobietami wiedzącymi, że nic teraz kobiecości nie definiuje – kobieta tym bardziej nic nie musi ani nic nie powinna. W tym znaczeniu ta powieść to manifest indywidualizmu oraz niezależności, które wcale nie muszą się wiązać z jakimkolwiek buntem. Czasami buntowniczy – wobec nas samych – bywa konkretny życiowy wybór. A bohaterki stale wybierają: od koloru papryki po decyzję o tym, w jakim zakątku globu i z kim zamieszkać. To powieść o powracających do domu kobietach, które za chwilę znowu z niego wyruszą z większą pewnością siebie. Bo ich bliskość oraz wspólne przeżycia tę pewność siebie im zagwarantują.

Podoba mi się to, w jaki sposób do tego świata kobiet Kuzniecowa wpuszcza mężczyzn. Najpierw jakby nieśmiało, z dystansem. Wydają się tam zbędni, bo ma się wrażenie, że to przestrzeń opowiadania kobiecych historii i portretowania kobiecej wrażliwości. A jednak mężczyźni wchodzą tu w relacje z bohaterkami – niektórzy pojawiają się na chwilę podwożeni samochodem z miejsca na miejsce, inni pozostają w sercu i pamięci, choć przyszli tylko naprawić dach. Interesująco wygląda tutaj właśnie motyw reperowania, nadawania domowi dawnego kształtu. To, co wadliwe, można naprawić. Okazuje się, że w relacjach międzyludzkich też znajdzie się miejsce na to, by coś ulepszyć, a nie zdobyć w zamian nowe. „Nim dojrzeją maliny” to sugestywna i nienarzucająca swoich tez powieść o umiejętności zatrzymania się i przyjrzenia sobie, ale także przyglądaniu się temu, kim się stajemy, łącząc swoje losy z losami innych. Piękna książka o kobiecej solidarności, mądrości, o świecie przepełnionym możliwościami wyboru i o tych najwłaściwszych wyborach.

Brak komentarzy: