2009-03-14

"Zatopiona zima" James Hopkin

Mam duży problem w określeniu głównego bohatera tej książki. Zastanawia mnie także fakt, iż nad tłumaczeniem pracowały dwie osoby – kobieta i mężczyzna. Jest to bowiem z jednej strony opowieść o Krakowie, który postrzegany jest jako magiczny, niezwykły, wielobarwny. Magia Krakowa u Hopkina ma jednak zupełnie inny, mało magiczny wymiar. W skutym lodem (a potem ociekającym wodą z przedwiosennych roztopów) mieście rozgrywa się poruszająca historia miłosna dwojga ludzi. I z drugiej strony to nie książka o Krakowie, tylko o tej dwójce. Joseph przyjeżdża do Polski, aby poszukiwać na krakowskich ulicach znaków, które wyjaśnią jego uczucie do Marty. Ona z kolei boryka się z dylematami, bo angielski gość wkracza w jej uporządkowane życie żony i matki oraz wykładowcy uniwersyteckiego, który zamierza ukończyć pisanie własnej książki. Dwugłos Josepha i Marty, będący także w jakimś stopniu dwugłosem tłumaczy, rozbija się o mury wiekowych kamienic krakowskich, ale przede wszystkim wywołuje niepokój w czytelniku, gdyż do ostatniej strony trudno jest orzec, czy mamy u Hopkina do czynienia faktycznie z historią miłosną. Jedna z myśli, jakie mnie nurtują, jest taka, że być może jednak w opowieści chodzi o coś innego, o „topienie” swej europejskości przez autora i zamarzaniu w polskości, gdzieś na ulicach grodu Kraka. Skupię się jednak na psychologicznej stronie tej książki.

Joseph przybywa do Krakowa z poczuciem, że dzięki temu obcemu miastu lepiej zrozumie samego siebie i istotę związku z Martą. Mężczyzna przygląda się metropolii z taką samą uwagą, z jaką próbuje uświadomić sobie słuszność decyzji o przyjeździe. Szybko się okazuje, iż Kraków nie jest „magicznym miastem, pełnym folkloru i bajek” tak, jak Joseph Eadem nie jest w życiu Marty tym, za kogo do tej pory się uważał. W scenerii zimowego miasta, które wydaje się odpychające i szare, będzie mieć miejsce fascynujący proces poznawania samego siebie przez bohatera, który w sferze własnych uczuć i przeżyć będzie próbował zakończyć mroźną zimę. Zatopić ją w sobie. Istotne jest to, że Joseph praktycznie cały czas się porusza, przemierza Kraków, jest w ciągłej drodze i stale w ruchu. „Gdy wychodzi na ulicę, może znów zająć czymś swoje zmysły. Skierować je na zewnątrz. Opróżnić głowę z tego nadmiaru obfitości”. O ile listy Marty, z których poznajemy jej punkt widzenia, są coraz mocniej osadzone we wnętrzu kobiety, o tyle Joseph przeżywa swoje rozterki niejako na zewnątrz. Obfitość myśli i emocji znajduje u niego ujście w wędrowaniu, odkrywaniu nowych miejsc, w fizycznym poruszaniu się i oswajaniu tych miejsc. Marta natomiast z ulgą wraca do Krakowa, bo obcowanie z Josephem w jego ojczyźnie i z dala od ciepłego, pełnego empatii męża, jest dla niej doświadczaniem czegoś na zewnątrz, a takie doświadczenia są dla Marty niebezpieczne. Tak jak poszukiwania samej siebie w tragicznych biografiach Edyty Stein, Fanny Kapłan czy Lyi de Putti.

Warto zacytować pana Oczko, spotkanego przez Josepha w jednym z barów mlecznych. Pan Oczko pyta bohatera: „Czy znalazł pan wreszcie krajobraz, który odpowiada wnętrzu pana serca?”. Myślę, że książka Hopkina bardzo sugestywnie maluje takie emocjonalne krajobrazy, tworzy uczuciowe pejzaże, za pomocą których wyrażają się bohaterowie. Nie sposób przy tym nie zauważyć, iż dla Josepha właśnie malowanie jest sposobem na to, by przywrócić coś do życia (tak jak w młodości ożywił konia, którego narysował). Przecież bohater w końcu zdecyduje się na stworzenie własnego autoportretu, a w finale powieści pożegna się z tą częścią jego życia i przeżyć, które są martwe. Nie chcę niczego sugerować, ale niejednoznaczne zakończenie „Zatopionej zimy” paradoksalnie wyjaśnia bardzo wiele wątpliwości Josepha, odkrywa logikę pojmowania Marty i tego magicznego inaczej miasta, po którym się błąka.

Jeszcze jedna myśl warta jest uwagi. Czytamy u Hopkina: „I prawdą jest to, że być może jedynym celem naszego bycia tutaj jest zaczynanie rzeczy na nowo”. Marta i Joseph zaczynają na nowo żyć, na nowo się przeżywać i pozornie razem, ale jednak osobno nazywać to, co myślą, czują, czego doświadczają. Cała ta książka poniekąd rozpoczyna się na nowo w każdym kolejnym rozdziale, z każdym kolejnym listem Marty, przy każdym drobiazgowym i czułym opisie miasta, jakie oswaja obcokrajowiec. Jest zatem „Zatopiona zima” opowieścią, która wciąż na nowo powstaje; ona się nie rozpoczyna i nie kończy, ona trwa, ale się przekształca. Dlatego też lektura Hopkina będzie niezapomnianym przeżyciem i procesem, jaki zmusi do zastanowienia się nad pojęciami miłości, przywiązania, tożsamości i ojczyzny. Wspomniałem bowiem, że autor rozdarty jest między swą Anglią a mroźną, zimową Polską i sam nie jest pewien, w którym kraju jest jego miejsce.

Jest „Zatopiona zima” także ciepłym i czasami pełnym humoru opowiadaniem o Krakowie, którego nie znamy. Ot, choćby refleksja na temat krakowskiego „syndromu dnia następnego”: „(…) W tym mieście prawdopodobieństwo kaca jest bezpośrednio związane z twardością mebli w miejscu, w którym się pije”. Ta opowieść na pewno nabierze większego znaczenia dla tych, którzy na co dzień żyją w Krakowie i którym wydaje się, że to miasto jest im znane. Ono wciąż się staje na nowo. Tak jak Joseph i Marta. Tak jak ta powieść. Tak jak Hopkin, który podzielił się z nami bardzo intymnymi wrażeniami i osobistymi doświadczeniami.

Wydawnictwo Znak, 2009

4 komentarze:

snoopy pisze...

Zaciekawiła mnie ta książka, gdy tylko przeczytałem jej zapowiedź na stronie wydawnictwa. Mam ją już u siebie i zamierzam przeczytać. Dziękuję za ciekawy tekst - zachęcił mnie on jeszcze bardziej do lektury. Pozdrawiam i czekam na kolejne ciekawe opinie.

Anonimowy pisze...

Ciekawa recenzja. Z tym, że miastem Marty jest Wrocław. Aż dziwne, że mogło to Krytykowi umknąć.

Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawa recenzja. W większości się z nią zgadzam, choć dla mnie w tej książce ważniejszy był właśnie wątek szukania swojego miejsca i kosmopolityzmu jako zagrożenia. Książką generalnie nie jestem zachwycona, ale podobało mi się kilka opisów i oryginalnych porównań.

Anonimowy pisze...

Dziekuje za ciekawa recenzje. Powiesc 'pochlonelam' w okamgnieniu,choc spodziewalam sie chyba jednak czegos innego. Bohaterom nie zazdroszcze tego zagubienia w samych sobie,choc sama borykam sie z tym uczuciem wyobcowania,mieszkajac zagranica od jakuegos czasu. Niemniej jednak czegos mi w nich brakuje, generalnie rzecz ujmujac czegos mi brak w tej powiesci. Jakiegos punktu zwrotnego..