Piękna, wzruszająca i wartościowa książka. Rozważania na jej temat chciałbym zacząć od słów, jakimi Le Clézio kończy „Afrykanina”: „To do Afryki nieustannie wracam, do swojej dziecięcej pamięci. Do źródła moich uczuć i decyzji. Świat się zmienia, to prawda, i ten chłopiec, który tam stoi pośród bezkresu wysokich traw, w gorącym podmuchu niosącym zapach sawanny i przenikliwe odgłosy lasu, który czuje na wargach wilgoć nieba i chmur – jest ode mnie tak daleko, że żadna opowieść, żadna podróż nie pozwoli mi się z nim połączyć”.
Francuski noblista zabiera nas w wędrówkę do krainy własnego dzieciństwa i do Afryki, której już nie ma i po której pozostało jedynie ciepłe wspomnienie. Autor „Uranii” opisuje moment, w którym po raz pierwszy zetknął się z Czarnym Kontynentem i czas, kiedy jako mały chłopiec ten kontynent poznawał, oswajał. Z doświadczeń tych wyrasta także jego „Onitsza”, ale „Afrykanin” to proza dużo bardziej osobista, intymna i przez to piękniejsza.
We wspomnieniach Le Clézio czytamy o Afryce, ale i o człowieku, który tę Afrykę autorowi pokazał. Ojciec autora jest postacią, wokół której koncentrują się wspomnienia. Jest także punktem odniesienia dla rozważań na temat cywilizacyjnych różnic między Afryką a Europą oraz człowiekiem, którego życie znacząco wpłynęło na wrażliwość i sposób postrzegania świata przez Le Clézio. Ojciec wybrał życie wagabundy i samotnika. Po kilku latach pracy w Gujanie, odnalazł swoje miejsce w Afryce. Z dala od wojennej zawieruchy, jaka dotknęła Europę, z dala od francuskiej salonowości, o której ironicznie pisze autor, oraz z dala od ludzi. Samotność to doświadczenie, które dla ojca francuskiego noblisty było ceną, jaką przyszło mu zapłacić za realizację zawodowych planów i życiowych pragnień. Ten człowiek leczy chorych, ale próbuje uleczyć przede wszystkim swoją zranioną duszę. Duszę, której Le Clézio przyjrzy się dokładniej i opisze z całym szacunkiem oraz z zaangażowaniem.
Autor próbuje wyjaśnić, czym jest tytułowe miano i czy odnosi się jedynie do jego ojca. Francuski prozaik widzi w Afryce nie tylko egzotyczny kontynent. Czuje duchową więź z miejscem, które przecież na początku było mu całkowicie obce. Ta publikacja jest wyrazem miłości do ojca, ale przede wszystkim głębokiego uczucia przywiązania, jakim Le Clézio obdarzył Czarny Kontynent. Ta książka ukazuje zapachy, smaki, kolory Afryki. Jest z jednej strony bardzo drobiazgowa w opisie. Z drugiej mamy w niej do czynienia z szerszym, panoramicznym ujęciem afrykańskich zakątków. Sugestywność „Afrykanina” jest tak silna, że niemal czuje się na skórze wiatr z sawanny czy deszcz, który rosi ziemię. Rzadko kiedy literatura tak wiernie oddaje wrażenie przestrzeni, jej różnorodność, wielość barw i woni. Ta książka to nie tylko przejmujący zapis wspomnień, ale przede wszystkim zapadająca w pamięć kronika zdarzeń, któe ukształtowały poglądy Le Clézio i jego sposób postrzegania Afryki.
Myślę, że ta afrykańska opowieść jest bardzo wartościowa nie tylko dlatego, że opisuje świat, jakiego już nie ma. To bardzo osobista spowiedź i tekst próbujący dać odpowiedź na kilka egzystencjalnych rozterek, które przeżywa autor. W jego Afryce można się zakochać. Opisuje proces znajdowania własnego miejsca na tym kontynencie tak szczerze i ujmująco, że zakochać się można także w poszczególnych zdaniach z tej książki. I chociaż polscy wydawcy dość niefortunnie wystartowali z promocją noblisty po ogłoszeniu werdyktu Szwedzkiej Akademii, wydając najpierw wątpliwej urody „Uranię”, „Afrykanin” na pewno zmieni uprzedzenia tych, którzy nie byli w stanie przekonać się wcześniej do twórczości Le Clézio. Ta wzbogacona zdjęciami publikacja ujawnia bardzo osobiste myśli i tym samym pozwala poznać francuskiego prozaika z zupełnie innej strony.
Jeśli miałbym określić tę prozę jednym słowem, użyłbym określenia „baśniowa”. Ta opowieść to piękna baśń. Warto ją poznać, bo takich baśni życie już nie pisze. „Afrykanin” porusza wyobraźnię i wrażliwość w naprawdę niezwykły sposób.
Wydawnictwo Cyklady, 2008
Francuski noblista zabiera nas w wędrówkę do krainy własnego dzieciństwa i do Afryki, której już nie ma i po której pozostało jedynie ciepłe wspomnienie. Autor „Uranii” opisuje moment, w którym po raz pierwszy zetknął się z Czarnym Kontynentem i czas, kiedy jako mały chłopiec ten kontynent poznawał, oswajał. Z doświadczeń tych wyrasta także jego „Onitsza”, ale „Afrykanin” to proza dużo bardziej osobista, intymna i przez to piękniejsza.
We wspomnieniach Le Clézio czytamy o Afryce, ale i o człowieku, który tę Afrykę autorowi pokazał. Ojciec autora jest postacią, wokół której koncentrują się wspomnienia. Jest także punktem odniesienia dla rozważań na temat cywilizacyjnych różnic między Afryką a Europą oraz człowiekiem, którego życie znacząco wpłynęło na wrażliwość i sposób postrzegania świata przez Le Clézio. Ojciec wybrał życie wagabundy i samotnika. Po kilku latach pracy w Gujanie, odnalazł swoje miejsce w Afryce. Z dala od wojennej zawieruchy, jaka dotknęła Europę, z dala od francuskiej salonowości, o której ironicznie pisze autor, oraz z dala od ludzi. Samotność to doświadczenie, które dla ojca francuskiego noblisty było ceną, jaką przyszło mu zapłacić za realizację zawodowych planów i życiowych pragnień. Ten człowiek leczy chorych, ale próbuje uleczyć przede wszystkim swoją zranioną duszę. Duszę, której Le Clézio przyjrzy się dokładniej i opisze z całym szacunkiem oraz z zaangażowaniem.
Autor próbuje wyjaśnić, czym jest tytułowe miano i czy odnosi się jedynie do jego ojca. Francuski prozaik widzi w Afryce nie tylko egzotyczny kontynent. Czuje duchową więź z miejscem, które przecież na początku było mu całkowicie obce. Ta publikacja jest wyrazem miłości do ojca, ale przede wszystkim głębokiego uczucia przywiązania, jakim Le Clézio obdarzył Czarny Kontynent. Ta książka ukazuje zapachy, smaki, kolory Afryki. Jest z jednej strony bardzo drobiazgowa w opisie. Z drugiej mamy w niej do czynienia z szerszym, panoramicznym ujęciem afrykańskich zakątków. Sugestywność „Afrykanina” jest tak silna, że niemal czuje się na skórze wiatr z sawanny czy deszcz, który rosi ziemię. Rzadko kiedy literatura tak wiernie oddaje wrażenie przestrzeni, jej różnorodność, wielość barw i woni. Ta książka to nie tylko przejmujący zapis wspomnień, ale przede wszystkim zapadająca w pamięć kronika zdarzeń, któe ukształtowały poglądy Le Clézio i jego sposób postrzegania Afryki.
Myślę, że ta afrykańska opowieść jest bardzo wartościowa nie tylko dlatego, że opisuje świat, jakiego już nie ma. To bardzo osobista spowiedź i tekst próbujący dać odpowiedź na kilka egzystencjalnych rozterek, które przeżywa autor. W jego Afryce można się zakochać. Opisuje proces znajdowania własnego miejsca na tym kontynencie tak szczerze i ujmująco, że zakochać się można także w poszczególnych zdaniach z tej książki. I chociaż polscy wydawcy dość niefortunnie wystartowali z promocją noblisty po ogłoszeniu werdyktu Szwedzkiej Akademii, wydając najpierw wątpliwej urody „Uranię”, „Afrykanin” na pewno zmieni uprzedzenia tych, którzy nie byli w stanie przekonać się wcześniej do twórczości Le Clézio. Ta wzbogacona zdjęciami publikacja ujawnia bardzo osobiste myśli i tym samym pozwala poznać francuskiego prozaika z zupełnie innej strony.
Jeśli miałbym określić tę prozę jednym słowem, użyłbym określenia „baśniowa”. Ta opowieść to piękna baśń. Warto ją poznać, bo takich baśni życie już nie pisze. „Afrykanin” porusza wyobraźnię i wrażliwość w naprawdę niezwykły sposób.
Wydawnictwo Cyklady, 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz