Wydawca: Znak
Data wydania: 21 maja 2014
Liczba stron: 264
Oprawa: twarda
Cena det: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Czarów nie będzie
Czasami - jak Sylwia Chutnik
- żałuję, że nie urodziłem się choć kilka lat wcześniej, że zabrane mi było tak
ważne pokoleniowe doświadczenie czarno-białego świata jedynej słusznej
ideologii (która była gdzieś obok, choć wszechobecna), że zostały po nim marne
resztki jak wspomnienie kartek czy pustych sklepowych półek... Większość
bohaterów opowiadań ze zbioru "W krainie czarów" właśnie tam, w innej
rzeczywistości i w innym czasie, żyło marzeniami i planami, żyło naprawdę i
jedyne, co zostało im w gorzkiej codzienności, to wspomnienia, zachłyśnięcie
się przeszłością, niechęć do uwolnienia się od niej i życie na marginesie tego,
co obecnie pożera w szalonym pędzie ku nicości.
Jest u Chutnik także wojna,
ekstremalne doświadczenia, wspomnienia zabitych i tych, co żyją już tylko
biologicznie, zanurzeni w wiecznie żywym czasie minionym. Autorka pisze o
ludziach, którzy - jak bohaterki tekstu "Anna" - mogą odnaleźć swą
tożsamość i osadzić się tylko w tym, co było albo w tym, co będzie. W jedenastu tekstach będących efektami
uważnego słuchania i rozglądania się wokół, jest bezgraniczna niechęć i
obojętność wobec "teraz", które nie ma statusu, nie ma właściwości,
nie ma w sobie niczego. Teraz wszystko zależy od nas. Wybrać siebie wbrew
modom i tendencjom? Wycofać się? Dać unieść żalowi, rozczarowaniu, smutkowi i
zawiści? To nie tylko dylemat jednej z bohaterek tego zbioru.
Sylwia Chutnik bardzo
wyraźnie pokazuje świat tych, którzy uciekają w głąb siebie, bo tylko tam czują
się bezpiecznie. Do osobistej krainy czarów, jakiej brakuje wiele. Czarów w tej książce nie ma. To wyraźna
proza życia. Taka nastawiona na odczuwanie i na to, by chłonąć opowieści mocno
uwierające, niewygodne, nieśmieszne i często bez jakiegokolwiek
"endu", bo o "happy" można pomarzyć. "W krainie
czarów" to zbiór o samotności. O wyborach, których się nie dokonało. O
namiastce szczęścia przy golonce i wódce. O cichej przystani
lumpenproletariusza. O mieszczańskiej samokontroli, co uwiera. Także o
determinacji w smutku i smutnej woli życia. O szukaniu sensu w opowieściach i
trudzie opowiadania samego siebie. W końcu - o bliskości boga w ludzkim
okrucieństwie i o doświadczeniu śmierci, w której zapominamy o wszystkim.
Chciałoby się, żeby opowiadania Sylwii Chutnik nie były zapomniane. To kolaże z
emocji i wrażeń, które autorka wycięła sobie z rzeczywistości. Do poczytania.
Do rozważenia. Do współczucia także, ale nie ckliwego i bez przesady.
Niezwykle
ważna jest w tej prozie kobiecość konstytuująca się między niespełnionymi
marzeniami matek i córek. W bolesnych oraz odczuwalnych wyraźnie bliskościach
jakby mimo woli. Wspomniane już opowiadanie "Anna"
to świetny przykład opowieści o matce i córce, które tkwią w światach, jakich
sobie nie wybrały. "Bożena z Poznańskiej" to obraz matki, która wierzy,
że córce się udało, ale nie ma pojęcia o tym, jak żyje. Mamy też matkę tulącą
córkę w ciemnej piwnicy, gdy obie ukrywają się przed hitlerowcami i żadna nie
jest świadoma różnic między nimi, bo nie mają niczego poza gotowanymi
warzywami, wszami i bliskością fizyczną. Będą miały szanse na spełnienie
marzeń, na kłótnie, irytację i na walkę o własne życia, bo hitlerowcom szkoda
bomby, by wysadzić piwnicę. Sylwia
Chutnik fantazjuje na granicy boleśnie zbliżonej do tego, co z życia proza
wyrywa łapczywie i bezceremonialnie. Nie wydaje się jednak, by autorka
kogokolwiek i cokolwiek tutaj oszukała dla własnych celów. Więź matki z
córką to klasyczny przykład więzi na zawsze; takiej często niewygodnej, rwącej
się i boleśnie doświadczanej. Prawdziwej jednak, mimo upływu lat i mimo
zgorzknień, które dane są kobietom na każdym etapie życiowej drogi.
Mężczyźni? Są, w bezruchu.
Tadeusz traci umiejętność rozumienia słów i rozpaczliwie poszukuje ich
bliskości, bo musi opowiedzieć historię, by się oczyścić duchowo. Piotra od
złudzenia tego, co dawać może szczęście, dzieli ledwie osiem przystanków
autobusowych. Obaj są szary, tacy nie do opisania. Pojawia się psychopata w
opowiadaniu "Przeszkadzały" i o nim to można powieść napisać, ale po
co? Mężczyźni marginalizowani i z marginesu. Smutni w swoich rolach, ale
przecież kochani. Pierwsze, tytułowe opowiadanie to nie tylko historia lęku
przed dorastaniem po doświadczeniu śmierci mężczyzny, który zabrał ze sobą
ważny czas i ważną biografię. To opowieść o emocjonalnym przywiązaniu między
pokoleniami. Dziadek i wnuczka. Z innych światów, lecz bliscy.
Po "Kieszonkowym
atlasie kobiet" i po "Cwaniarach" Sylwia Chutnik udowadnia tym
razem, że nie płeć determinuje jej uwagę oraz rozwagę w opowiadaniu o czyichś
losach. "W krainie czarów"
jest między płciami, między podziałami - to książka o wspólnym mianowniku,
jakim jest empatia. Nawet dla tych, którzy mogą być irytujący i dla tych, co
nie mają już nic do powiedzenia, nic do przekazania, do przeżycia, do
doświadczenia. Sztuką jest słuchać tych, którzy nie chcą mówić nawet sami
do siebie, a Chutnik słucha uważnie, robi z tego literaturę i dochodzi do
takiego punktu, gdzie opowieści ożywają, gdy opowiadający chcą, by pochłonęła
ich nicość. Taka to siła krótkich form prozatorskich autorki
"Dzidzi".
Styl Chutnik powoduje,
że ta proza w każdym akapicie iskrzy i chociaż w swej trudnej problematyce nie
chce zapaść w pamięć, wierzę w to, iż tak się nie stanie. Autorka wskrzesza zmarłych i żywym nadaje prawo do tego, by przestali
już żyć. Czyni to inteligentnie i elegancko, choć czasami widać gniew ukryty
gdzieś między akapitami. "W krainie czarów" wydaje się bardzo
osobistym zbiorem tekstów. Gdzieś między okaleczonymi przez życie bohaterami
autorka próbuje rozliczać się też z samą sobą. I to dobrze, że udało jej się
przeredagować oraz zebrać opowiadania z kilku lat swej twórczości, bo właśnie
dzięki temu widać to bardzo wyraźnie. Brawa za umiejętność barwnego opisu
czarno-białego świata. I za nadzieję, która mimo wszystko tkwi gdzieś między
tymi tekstami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz