Wydawca: Toczka
Data wydania: 1 sierpnia 2014
Liczba stron: 176
Tłumacz: K. Fijołek, M.
Kowalska, A. Król, M. Magdziorz, B. Rusin, M. Zuba
Oprawa: miękka
Cena det: 25 zł
Tytuł recenzji: Prowincja ze snu
Niezwykłej urody
opowiadania. Iskrzące, wieloznaczne i choć chwilami mocno niepokojące,
pozwalają niejako wtulić się w miejsce i czas, z jakich pochodzą. Bułgarski
pisarz Emil Andreev przenosi nad do odległej prowincji, gdzieś na północnym
zachodzie swojego kraju, przy granicy z Rumunią. Łom to miejsce, w którym wsiowi męczennicy, pozostali tam starcy i
wariaci, różnej proweniencji dziwacy oraz outsiderzy opowiadają swoje sny na
jawie albo też czynią rzeczywistość oniryczną areną rzekomo realistycznych
zdarzeń. Opowiadania Andreeva to nie tylko świadectwo zakorzenienia, ale
opowieść o miejscu, z jakiego pochodzić mogą nasze wspomnienia pomieszane ze
snami i niejednoznacznymi znakami. Takie miejsce ma każdy z nas. Autor opisuje
to, które poznał - z autopsji i opowieści.
Łom to symbol tego skrawka świata, w którym
nasze marzenia łączą się z rzeczywistością i gdzie zawsze znajdzie się miejsce
dla tych, co chcą posłuchać. "Łomskie
opowieści" to książka znakomicie łącząca realizm z elementami groteskowego
surrealizmu. Wyłania się z niej pewien mityczny, niedostępny obraz.
Rzeczywistość z jednej strony daleka i odrealniona, z drugiej przecież bliska
każdemu, kto zostawił cząstkę siebie gdzieś na prowincji, potrafi o niej śnić i
jest w stanie odczytać zarówno sens doli ludzkiej, jak jej bezgraniczną
przypadkowość z historii, które przypominają baśnie, ale imitują to prawdziwe,
skryte gdzieś przed cywilizacją życie.
W kawiarni Miłczy Szprychy
spotykają się osobliwi ludzie. Jednoczą ich gry nabierające pewnego rytualnego
znaczenia. Szachy, karty, bilard. Czas, który płynie inaczej niż gdzie indziej,
a to "gdzie indziej" sygnalizowane jest jedynie jako dalekie. Ludzie ze swymi szarymi życiorysami mają w
sobie niebywały koloryt, bo ich losy zamieniają się w alegoryczne wykładnie
tęsknot - tych zaspokojonych i tych, co przypominają o nieprzystawalności do
świata, z którego czasami w niezwykły sposób się znika. Poznamy różne
opowieści. O paralityku, którego pochłania mgła. O szaleńcu, który przeżył
własną śmierć i opowiada bajki. O ojcu chodzącym na linie nad Dunajem, co spala
się po utracie syna. Jest też niejedna historia magiczna, łączy się ze światem
zwierząt, są animizacje i niespotykane metamorfozy, bo świat Andreeva bliski
jest światu przyrody. Jego bohaterowie często przeżywają swoje życie w
bezpośrednim kontakcie z rytmem natury, tak samo nieprzewidywalnym i równie
groźnym jak zdarzenia prowadzące często do zaskakujących finałów.
Wyraźnie
eksponowany jest motyw zniknięcia. Tak jakby w Łomie nie było śmierci i
umierania, lecz właśnie niespotykane formy rozstania z prowincjonalnym życiem.
Czasem to tylko zamiana bytów. Można stać się żmiją lub ptakiem. Można
zwyczajnie utonąć we mgle. Czas odejścia jest zupełnie nieprzewidywalny, a nad
magicznymi zniknięciami nikt nie zastanawia się zbyt długo. Taki los i dola.
Wszystkich prędzej czy później czeka odejście. Być może ono jedynie naprawdę
konstytuuje bytność w tym świecie bez czasu, bez nazw, bez określeń. Nad
majestatycznym Dunajem, który jest niemym świadkiem narodzin i odejść. Andreev
we wstępie rozmyśla: "Poza imionami
ludzie mają na świecie także dolę. Czy więc to nie ona wskazuje im, gdzie mają
się pojawić i zniknąć? Kto wie, a może to Bóg?". Pojawiają się i
odchodzą ludzie nazwani zwykle przydomkami. Rola Boga w ich egzystencji jest
trudna do rozpoznania. Jest czas, rzeczywistość, są ludzie wokół i zdarzenia,
które stają się niezwykłe wtedy, kiedy muszą się takimi stać. Bo ludzie w Łomie i samo miejsce to
przecież jeden wielki sen. Świat jakby alternatywny do tego wokół. Do tego
dalekiego także. Ludzie Andreeva śnią i żyją jednocześnie. Odnajdują swe
małe szczęścia, godzą się z losem, żyją na marginesie zdarzeń i w zaskakujący
sposób odchodzą.
"Łomskie
opowieści" to rozpisany na rozdziały traktat o duszach zaklętych w takie
miejsce, z którego nie tyle nie można, co nie chce się uwolnić. To nie jest
jakaś idylliczna rzeczywistość. Ludzkie słabości i okrucieństwa nie omijają
Łomu. Zdarza się też trzęsienie ziemi, które głównie symbolicznie rusza z posad
wszystko to, co pewne w tej prowincji, gdzie losy ludzkie w tak zaskakujący
sposób łączą się ze sobą. Andreev opisuje czas, który minął. Jedynym świadectwem
tego, że mowa o współczesności, są końcowe opowiadania zbioru. Łom odchodzi
gdzieś daleko, pojawiają się dylematy ludzi z wielkiego miasta robiących
karierę, zapominających o snach prowincjonalnych, o sobie sprzed lat albo o
tych, co zostali tam, skąd udało się niektórym uciec.
Uciekać w Łomie można tylko
w szaleństwo, w jakieś opowieści kierowane do wewnątrz, w harmonię z
niespokojnym światem przyrody. Baśniowość
konwencji podkreśla, iż wszystko, co opisuje autor, to rzeczywistość umowna. To
inny rodzaj zakorzenienia niż świadomość miejsca, z którego się pochodzi. Tutaj
pochodzenie ma inny charakter. To głównie historie tych, co pozostali tam,
gdzie się przed laty pojawili. Muszą mierzyć się z wyobcowaniem, ale
jednocześnie wiedzą, kiedy przerwać bolesną dolę i wówczas... odchodzą w mniej
lub bardziej spektakularny sposób, lecz przecież nie możemy powiedzieć, że
umierają.
Czy aparat fotograficzny
może odbierać życie? Jaką formę przyjmie zemsta pewnego rosyjskiego Żyda na
okrutnych dzieciakach z otoczenia? Dlaczego piękna dziewczyna zamiast języka
znajdzie w ustach żmiję? Czy przemiana w ptaka naprawdę zakończy samotny żywot
pewnego gołębiarza? Postawione pytania są oczywiście retorycznymi. Nie chodzi o
to, by szukać w życiorysach łomskich bohaterów wskazówek o to, jak żyli i jak mogliby
żyć. To marzenia i senne rojenia
porządkują świat przedstawiony, który wciąż waha się - ukazywać ludzi naprawdę
czy tylko wskazać ich rolę w jakimś niespotykanie tajemniczym porządku
prowincji, co sama dbała o siebie i zamykała się w ściśle określonym rytmie
przyrody... Czyta się Andreeva z niesłabnącym poczuciem, iż przynależymy
przede wszystkim do naszych snów i wyobrażeń; one zaś pochodzą z miejsca, w
którym ujrzeliśmy świat w całym jego skomplikowaniu i niejednoznaczności. To
bułgarska proza tęsknoty, zadumy, zaskoczenia i czułości. W niej
intelektualista traci swój rozum i język, bo opowieści dotykają sfery uczuć
oraz marzeń. Jest tam namiętność, pokusa oraz kara. Jest rytm zdań dopasowany
do specyficznego rytmu życia. Łom jest wszędzie i nigdzie. Zależy to od tego,
czy umiemy do niego dotrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz