Wydawca: Albatros
A. Kuryłowicz
Data wydania: 29 września 2014
Liczba stron: 544
Tłumacz: J. Polachowska, O.
Hedemann
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 39 zł
Tytuł recenzji: Wojna w stanie oskarżenia
Każdy, kto czytał choćby "Alex", wie doskonale, jak mistrzowsko Pierre Lemaitre potrafi
manipulować czytelnikiem. Tam sprytnie zacierał granicę między katem a ofiarą,
w swej nagrodzonej powieści innego nieco sortu stara się zatrzeć granicę między
dumą a upokorzeniem; między tym, co wzniosłe a rzeczami małymi, między
patriotyzmem w duchu wojny a chęcią życia w spokoju, z dala od wojennej
zawieruchy. "Do zobaczenia w
zaświatach" oskarża przede wszystkim wojnę. W sposób najbardziej szyderczy
z możliwych, ale przede wszystkim kontrowersyjny. Lemaitre - bazując
częściowo na faktycznych zdarzeniach -
buduje intrygę wokół zemsty, która jest jednym z jego ulubionych
tematów, co udowadnia wyśmienita fabuła "Alex". Stawia jednak pytania
o to, czym jest wojna po jej zakończeniu i jak niespodziewane odmiany losu może
nieść dla tych, którzy zwątpią w jej glorię i wielkość.
Ta książka opowiada w
gruncie rzeczy o tym, że nie ma nic głupszego niż zginąć na wojnie. Równie
głupie jest oczekiwanie na to, iż państwo zagwarantuje cokolwiek tym, którym
udało się uniknąć śmierci. "Do zobaczenia w zaświatach" oddaje hołd
wszystkim ofiarom pierwszej wojny światowej, których się już nie pamięta i
które poniosły śmierć zwyczajną, przykrą - nie tragiczną i w imię jakichkolwiek
idei. Bohaterowie książki idą na front z przekonaniem o wojnie w typie
stendhalowskim. Brodzą w błocie, wśród szczurów, nie istnieją jako ludzie, w
ludzkim wymiarze stają się numerami ewidencyjnymi do odstrzału albo ewentualnie
do gloryfikowania po tym ostrzale. Francuskiego
prozaika boli w tym wszystkim jedno - prawo do wyznaczania komuś granic jego
życia w imię wyższych celów. Lemaitre ujawni dwuznaczne cele wyższe, które
doprowadzą do narodowego skandalu, a być może ośmieszą jedynie tych, co w
powojennej zawierusze gloryfikują zmarłych i doskonale wycierają z pamięci ślady
nadal żyjących.
Sporo jest prowokacji w tej
brawurowej książce. Mamy wojskowego, dla którego myśl o końcu wojny jest
zabójcza i który jest gotów strzelić w plecy paru swoim żołnierzom, by ostatni
raz poczuć adrenalinę walki, kiedy wojna dogorywa. Tenże wojskowy nie widzi
żadnego problemu w tym, by mieszać ciała ofiar w mogiłach wojennych, ale sporym
szokiem staje się dla niego fakt, że do mogił omyłkowo trafiają ciała wrogów.
Mamy szalonego artystę - wizjonera, który przedsięweźmie działanie w pełni
demaskujące ład po wojnie opłakującej ofiary, a nie jego kalectwo i niemożność
dalszego normalnego życia. Mamy przemianę z pokornego i zawsze godzącego się z
losem księgowego, który jest w stanie oszukać miliony Francuzów i choć wiecznie
w lęku, konsekwentnie dążącego do demaskacji narodowej pamięci o tych, którym
nie jest dany ani należny szacunek, ani też refleksja nad powodami śmierci.
Jest dodatkowo cięty, ironiczny język - niezwykłe połączenie tragizmu z
komizmem sytuacyjnym i słownym. I przede wszystkim intryga. Błoto okopów, niewyobrażalna wolta akcji
już na wstępie, a potem jedynie wspieranie dwóch bohaterów, którzy robią
przekręt, bo należą im się nie tyle profity, co satysfakcja, iż chory świat
wystrychnęli na dudka razem z jego ideami i wojennym porządkiem rozbitym
całkowicie.
Albert Maillard walczy na
wojnie, bo musi. Gdyby była jakakolwiek inna możliwość, na pewno w spokoju
podliczałby słupki w wygodnym fotelu jakiegoś banku. O tym, że jest
zachowawczym nieudacznikiem, przypomina mu nieustannie matczyny głos w głowie -
nie ma w nim bynajmniej żadnej troski o płochliwego i nieporadnego syna. Albert
umarłby w błocie, gdyby nie Édouard Péricourt, który z tylko sobie wiadomych
powodów decyduje się na heroiczny akt grzebania w tymże mimo roztrzaskanej
przez pocisk nogi, która - jak się szybko okaże - nie będzie najboleśniej
doskwierającą częścią jego ciała, jaka zostanie okaleczona. Obaj żyją. Mamy tutaj ocalonych bez nadziei
i bez szansy. Jednych z tych, którymi państwo francuskie nie będzie się
zajmować, bo dużo ważniejsze jest celebrowanie pamięci po zmarłych bohaterach
oraz zapobieganie chaosowi demobilizacji, wśród którego obaj mężczyźni
potajemnie wymkną się prawdziwemu życiu. W jaki sposób? Obaj staną się kimś
na kształt antybohaterów i nie tylko dlatego, że jeden z nich zatrze po sobie
wszelkie ślady, a drugi uporczywie będzie się starał o to, by nigdy i nikomu
nie rzucić się w oczy. Maillard i Péricourt zostają doświadczeni obojętnością
losu i Historii, porzuceni gdzieś na marginesie, skazani na skomplikowaną
symbiozę i upokorzeni na tyle, by pomyśleć o zemście.
Lemaitre prowadzi nas przez
powojenny świat, w którym biznes robi się na wszystkim, na czym można go
zrobić, a przede wszystkim na patosie, wzruszeniach i symbolice - ona nakaże
bowiem stawiać pomniki poległym, ale w żaden sposób nie troszczyć się o tych,
co są przy życiu. Bohaterowie tej
powieści, witalni na przekór wszystkiemu, zbuntują się przeciw uwznioślaniu
śmierci i wypowiedzą wojnę (sic!) światu, który zaciera prawdziwe wojenne
ślady, wypierając z pamięci wszystko to, co niewygodne. Albert i Édouard
ujrzą ów świat z perspektywy tych wszystkich wykolejonych, dla których nie ma
żadnej szansy na normalność. Ta przyjaźń to także zderzenie dwóch zupełnie
różnych od siebie osobowości - artysty, jaki nigdy nie zaznał biedy oraz
mieszczanina liczącego każdy grosz i rozważającego każde życiowe posunięcie, co
mocno spowalnia go w tejże życiowej aktywności. Między outsiderami nawiąże się
więź oraz narodzi pomysł. Nikt nie spodziewa się, że kiedykolwiek świat usłyszy
o którymś z nich. A usłyszy, tylko nie będzie wiedział, kim są sprawcy zamętu.
"Do zobaczenia w
zaświatach" to doskonale skonstruowana proza będąca oskarżeniem i
wypowiadająca niewygodne do dzisiaj opinie. Dzieje się w niej wiele, iskrzy od samego początku -
nieznośnie wieloznaczna, często złośliwa, kpiarska i przygnębiająca bardzo, ale
żywiołowa i zapewniająca wiele wrażeń. Lemaitre
ukazuje patriotyzm w krzywym zwierciadle. Uwypukla wszelkie ludzkie wady,
kreując odrażające postacie chwilami dużo bardziej wyraźniejsze niż dwójka
pokrzywdzonych przez los kontestatorów porządku społecznego. Dwuznacznie
ukazuje problem postrzegania wojennej śmierci i ironicznie pyta o to, czy polegli
to zwycięzcy, a jeśli tak - w jakim znaczeniu. Opowiada o wściekłości i o
strachu, ale także prawdziwym przywiązaniu do życia, w którym prawo zemsty
wydaje się dużo bardziej wiarygodne niż nakaz walki w błocie za ojczyznę. Z
niego to przypadkiem wydobywają się ci, co zagrają w życiowej loterii o lepszy
los. Świetna rzecz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz