2015-08-02

"Egipt: haram halal" Piotr Ibrahim Kalwas

Wydawca: Dowody na Istnienie

Data wydania: 15 maja 2015

Liczba stron: 220

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 42 zł

Tytuł recenzji: Poza turystyczny folder...

"Międzyrzecz" Piotra Ibrahima Kalwasa traktowała między innymi o przekraczaniu kolejnych granic, otwieraniu kolejnych zamkniętych drzwi. Ten zbiór reportaży - wstrząsający, bezkompromisowy i czuły jednocześnie - to taka droga ku kolejnym granicom, za którymi czają się niemoc i niezrozumienie. Kalwas wrósł w Egipt i jednocześnie nieustannie się mu dziwi. To książka o tym zdziwieniu. O sposobie, w jaki poznaje się rzeczywistość niemożliwą do ogarnięcia za pomocą znanych nam kategorii myślowych. Zresztą samemu autorowi należy oddać głos już na samym początku. "Zakładam, że cały czas się mylę, gdy piszę o Egipcie. Tu rzeczywistość jest trudna do przeniknięcia racjonalnym umysłem europejskim, zmyla, oszukuje, zwodzi, ciągle ze mnie złośliwie się śmieje". Pytania rodzą się jednak nie tyle z troski czy autentycznego zdziwienia, ile przede wszystkim... z miłości. Nieprawdopodobna jest moc tej publikacji, w której miłość i nienawiść toczą ze sobą bój. O czytelnika i jego sposób pojmowania Egiptu, ale także o samego Kalwasa, dla którego pisanie tych reportaży było być może jedną z trudniejszych rzeczy, jakich musiał się w życiu podjąć.

Nie będzie opisów żadnych plaż, kurortów, atrakcji turystycznych czy śledzenia szlaku, po którym poruszają się cudzoziemcy, niczego tak naprawdę nieświadomi. Będzie za to oddech prawdziwego Egiptu. Taki nieświeży bardzo, lecz głęboki. Kalwas unika wyniosłości człowieka Zachodu, bo tak naprawdę czuje się obywatelem Egiptu. Tak, obywatelem. Nie numerem ewidencyjnym identyfikowanym przez przynależność do trzech religii. Wybór spory, a poza nim pustka i strach. Bo ateiści, którzy żyją w Egipcie i którzy opowiadają swoje straszne historie o wyobcowaniu, nigdy nie poczują się bezpiecznie. Jedynie islam daje gwarancję zgodnego funkcjonowania w wytyczonym przezeń status quo. To przestrzeń kontrastów i absurdów. Różnego rodzaju ograniczeń i pokornej zgody na nie. Egiptem rządzi się twardą ręką, bo inaczej rządzić nie sposób. Wywalczona namiastka wolności z 2011 roku powoduje zagubienie i ten smutny rodzaj niemożności odnalezienia się w czymś, co staje się opresyjne. Bo wolność i demokracja długo jeszcze nie zawitają do tego kraju, o ile Egipcjanie nie zaczną zmian od samych siebie, swojej mentalności skrytej pośród szeregu irracjonalnych przekonań i zachowań oraz w tradycjonalizmie, który nie zna przebaczenia i nie toleruje jakiejkolwiek inności.

To nie jest książka dla czytelników o słabych nerwach. Wstrząsające i dokładne opisy obrzezania dziewczynek czy uboju zwierząt są bardzo mocnymi punktami tej publikacji. To także kwestie, które zupełnie nie będą mieścić się w głowie człowieka Zachodu naprawdę starającego się zrozumieć, czym jest Egipt. Chitan - zabieg, o którym nikt nie mówi. Jednocześnie czynność, jakiej poddawana jest ogromna większość egipskich dziewczynek. Czasem i kobiet, bo niekiedy trzeba poprawić zabieg. Czasami przypłacany życiem. Bo przecież kobieta nie ma prawa mieć jakiejkolwiek przyjemności z seksu. Ma zostać przyporządkowana mężczyźnie i być tylko jego. Kalwas opisuje szczegóły aranżowania małżeństw, a raczej słucha o nich, nie mogąc wyjść z zadziwienia sytuacją. Piekło kobiet, to dotyczące obrzezania, ale potem także różnego rodzaju przemocy w związkach małżeńskich, to jeden z licznych tematów tabu w Egipcie. A takich tematów Kalwas szuka przede wszystkim. Takich, do których nie można dotrzeć jakoś bezpośrednio. Bycie muzułmaninem to często bycie okrutnym hipokrytą. Tę tezę udowadnia wielość rozmów, podczas których autor książki wciąż na nowo otwierał szeroko oczy ze zdumieniem, ale także zwyczajnie się wściekał. Nieprzypadkowo pojawia się w tekście taka oto refleksja: "To cudowny, nieodgadniony, pojebany kraj".

Co w nim cudownego i nieodgadnionego - o tym zdaje się jest najmniej. "Egipt: haram halal" to w pewnym stopniu enigmatyczna książka, w której trudno odnaleźć czytelne powody przywiązania autora do opisywanego kraju. Czułość i delikatność przedzierają się nieśmiało przez teksty pełne gniewu. Jest tam miejsce na bliskość duchową z Egiptem. Są pewne ślady, które Kalwas tylko sygnalizuje. Bo przecież nie kocha Egiptu li tylko za wspaniałą kuchnię, morski klimat Aleksandrii czy inny niż europejski upływ czasu. Kto wie, czy te reportaże tak zaangażowane społecznie i roszczące sobie prawo do bycia tekstami publicystycznymi wywołującymi komentarze, dychotomię przywiązania i oddalenia nie rysują celowo tak wyraźnie. "Egipt: haram halal" ma być dyskusyjny. Zrodził się z niezgody i bliskości jednocześnie. Kalwas czuje Egipt właściwie każdym zmysłem - jak Nadżib Mahfuz. W przeciwieństwie do utytułowanego prozaika stara się pytać i rozważać każdy, najbardziej nawet wstydliwy problem.

Egipt to państwo z obsesją spisków. Zanurzone w irracjonalnych teoriach i gloryfikujące przeszłość. Świetna metafora aleksandryjskiej arterii komunikacyjnej obrazuje brak muzułmańskiego poszanowania dla życia i troski o nie. Kult śmierci i wizja raju - w tym wszystkim tkwi się bardzo silnie, jeśli kieruje nami niejeden kostyczny zapis z Koranu i gdy sami nie chcemy zadbać o to, co tak pielęgnują choćby Europejczycy - przyszłość, z planami i możliwościami. Egipt zamknął się w swoim charakterystycznym czasie teraźniejszym. Kalwas zadaje pytanie o to, jakiej kolejnej rewolucji po 2011 roku Egipcjanie tak naprawdę potrzebują. Co zrobić z tą namiastką wolności, która pojawiła się i stanowi źródło konsternacji. Co z myśleniem o innych ludziach, co z wzajemnym szacunkiem, co z tym przeklętym myśleniem mitycznym wciąż na nowo zastępującym myślenie logiczne.

Trudno jest kochać kraj, w którym upokarzająca hierarchia społeczna wyznacza ci miejsce na zawsze. Trudno wtopić się w panoramę Aleksandrii, na której ulicach pojawia się tak wiele agresji, wrogości i niepojętych uprzedzeń. Trudno opowiedzieć się po stronie religii, bo ta może mieć wiele twarzy i może wywoływać konflikty, przy których okrutna historia udowadnia, iż inaczej, lepiej, nigdy nie będzie. Reportaże Piotra Ibrahima Kalwasa to świadectwo niezwykłej otwartości umysłu, dowód wielkiej empatii autora i jego bezkompromisowości. Wiele z pytań nie powinno paść w Egipcie, nie mówiąc już o udzielaniu na nie odpowiedzi. "Egipt: haram halal" stara się osadzić współczesne problemy kraju w kontekście wojen, konfliktów, prowokacji i uprzedzeń, z którymi Egipcjanie żyją za pan brat od wieków. Mentalność polegająca na uległości i dopasowaniu nigdy nie zmienią Egiptu na modłę państw Zachodu. Nikt chyba tego jednak nie oczekuje. Warto jedynie podkreślić, co i jak intensywnie wywołuje cofanie się państwowości egipskiej i tkwienie w mroku, który Europa pożegnała już w średniowieczu. Bardzo wartościowe, inteligentnie skonstruowane i istotne teksty. Trudno krytykować z miłości, autorowi "Tariki" się to udało. Co z nami pozostanie po lekturze? Pytanie równie otwarte co drugie, które można postawić. Co mianowicie zmieniło się w świadomości niektórych rozmówców autora? Czy cokolwiek? Mroczna, przejmująca rzecz. Reportaże z piekła, które czasem bywa prawdziwym rajem. Brawo za pomysł i brawo za odwagę!

1 komentarz:

Unknown pisze...

Tak jest, czytając zbiór ostatni reportaży Piotra Ibrahima Kalwasa, warto pamiętać, że jest on m.in. autorem "Międzyrzeczy" "Tariki", "Domu", książek, w których jest zapewne mniej opisów okrucieństwa, ale prawda o świecie i o człowieka przybiera formy równie paradoksalne.