2015-08-31

"Mgła" Kaja Malanowska

Wydawca: Znak

Data wydania: 12 sierpnia 2015

Liczba stron: 700

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Racjonalizm i intuicja

We mgle może skryć się wszystko. Kaja Malanowska ukryła w niej przede wszystkim ludzkie słabości, dysfunkcje, problemy z tożsamością, z czasem przeszłym i przede wszystkim z poczuciem własnej wartości. Tak, to bardzo wiarygodna psychologicznie książka. Autorka "Patrz na mnie, Klaro" nie mogłaby napisać innej. Wcześniejsze powieści poświadczały, że ludzkie udręki rozgrywające się gdzieś wewnątrz Malanowska zna i ma oswojone. Co więcej - nadaje im status stanu naturalnego, nie ocenia odstawania od tak zwanej normy. Nie mierzy borykających się z terapią i zażywających leki ludzi miarą szczęścia określanego przez normy posiadania lub oczekiwań wobec życia. Nie wmawia nam, że ktoś, kto trafił do szpitala psychiatrycznego ma być naznaczony stygmatem inności. Pisanie "Mgły" było chyba swego rodzaju eksperymentem. Nie tylko fabuła - czasem zaskakująca, ale w dużej mierze przewidywalna - zwraca naszą uwagę na wrażliwość do detali. Czynią to przede wszystkim zawikłane losy postaci, które na pewnym etapie swojego życia zmuszane są do konfrontacji z bolesnymi demonami albo przeszłością, w której czai się pustka lub mrok. Ten spowity mgłą.

Od razu może zaznaczę, że tytułowe słowo dość mocno irytuje w trakcie lektury, ale można na nie przymknąć oko. Oznacza stan, w jakim znajdują się zagubieni policjanci, którzy przez dwa tygodnie podążają w złych kierunkach, nie dostrzegają istotnych elementów, rzeczywistość po zbrodni nie układa im się w taki sposób, by mogli precyzyjnie wskazać winnego. I to byłby trafiony symbol, gdyby nie fakt, że jeden ze stróżów prawa nazywa rzecz po imieniu, aby tylko czytelnik nie pomyślał, iż może być inaczej. Kaja Malanowska czasami stawia kropkę nad i bardzo natrętnie. Jakby brała inny długopis i podkreślała ją, wwiercając się w kartkę, przebijając ją na wylot. To, że za dużo jest powiedziane lub wyjaśniane, na pewno stanowi pewien mankament "Mgły". Kryminału mimo wszystko dobrego, bo zapewniającego czytelnicze napięcie i oczekiwanie, gdy niejasne sytuacje nabierają kształtów odmiennych niż te wyobrażone. O to chyba chodzi w powieści kryminalnej, nie ma co się zżymać, że kolejna pisarka próbuje swych sił na tym polu, co wychodzi jej różnie - i tak jest oceniane. "Mgła" to świetna powieść psychologiczna. Niuanse są tylko punktowane, w trudnych biografiach nie wszystko zostaje wyjaśnione. Czytając Malanowską przez pryzmat tego, w jaki sposób wcześniej opisywała ludzką psychikę, otrzymujemy kolejną wiarygodną książkę, w której nic nie będzie takie, jakie się na początku wydaje. Złudna jest nasza percepcja i nieodkryte otchłanie tego, co ludzie potrafią w sobie tłumić. Bo wyjaśniane są przede wszystkim fakty i większość motywacji. Tymczasem idziemy przez tę książkę z przekonaniem, iż nikt nas tutaj nie oszukuje, lecz każdy zastanawia. To dobra droga i dobry pomysł na kryminał osadzony w tej jakże akcentowanej mgle różnego rodzaju.

Zofia Wagner zostaje zabita młotkiem w swoim mieszkaniu. Bohaterka oczekuje odwiedzin byłego kochanka, którego poznała na sesjach terapii grupowej i który obecnie wyzwala w niej bardzo ambiwalentne uczucia. Oczekiwać więc możemy, że oboje połączyła w grupie jakaś trauma lub wstydliwa dolegliwość. Cierpiący na jedną z nich Wójcik podąża do mieszkania swojej byłej dziewczyny, ale ktoś wchodzi tam wcześniej i pozbawia Zofię życia. Taka oto sytuacja stanowi punkt wyjścia śledztwa, które z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się komplikuje. Nie wiadomo, kto odwiedził Zofię przed kochankiem, ale wiadomo, że kobieta coś ukrywała, kogoś chciała zaszantażować. By odnaleźć motywy, dla których ktoś złapał za młotek, porzucając go na miejscu zbrodni, warszawscy policjanci będą musieli sięgnąć dużo dalej niż do ostatnich dni denatki i uważniej przyjrzeć się jej relacjom z najbliższym otoczeniem. A potem zajrzeć w przeszłość. Tam, gdzie boi się powracać Ada Rochniewicz, jedna z prowadzących sprawę zabójstwa.

Ada, doświadczona policjantka, zostaje skierowana do Warszawy po tym, jak komenda wrocławska oddelegowała ją w inne miejsce, by zamknąć sprawy mocno angażujące samą Rochniewicz. Jej sylwetka buduje właściwie całą powieść. Ada jest bardzo skryta, nie okazuje emocji, chłodno analizuje najbardziej nawet makabryczne sytuacje i trafnie wyciąga wnioski, choć chwilami gubi się w przeczuciach, separuje od rzeczywistości, tkwi jakby w innym wymiarze. Malanowska z detalami zadbała o to, by zaskakująca wszystkich sylwetka Ady oraz jej mroczna biografia były punktem ciężkości prozy, w której co chwilę wyjaśnia się kolejna tajemnica. Policjantka musi spotkać się z obowiązkowym odium swoich stołecznych kolegów z komendy. Jej partner, Sawicki, to ucieleśnienie gburowatości, szowinizmu i uprzedzeń. Powstaje pytanie o to, w jaki sposób tego typu ludzie są w stanie rozwiązywać zagadki kryminalne, w których liczy się przede wszystkim empatia i brak stereotypowego myślenia. Ada staje się mózgiem, Sawicki ramionami i nogami śledztwa. Oboje wkraczają w pewne zakazane rewiry. Komuś zależy na szybkim zamknięciu śledztwa, ktoś nie chce zagłębiania się w związki denatki z pewną religijną organizacją uprzedmiotawiającą swoich członków. Najlepiej skierować trop w zupełnie innym kierunku. I tam też podążają bohaterowie Malanowskiej, kreśląc nam obraz polskiej nietolerancji i niezrozumienia dla problemu uchodźców.

Tymczasem Ada widzi i czuje więcej, nie mogąc jednocześnie dojść do porozumienia z emocjami i przeżyciami, które blokuje w samej sobie. Jej porządkowanie rzeczywistości cechuje taka sama konsekwencja co w niedopuszczaniu do głosu własnych przeżyć i związanych z nimi poglądów na świat. A świat wokół to rzeczywistość miejska, gdzie zbiorowość jest widoczna, ale nie ma w niej żadnej wspólnoty. Doskonałym tego przykładem jest zbiór mieszkańców kamienicy, w której zginęła Wagner, i szkoda, że Malanowska nie poszła gdzieś dalej tym tropem, bo tkankę miejską traktuje przyzwoicie, z topograficzną dokładnością, ale nieco zaniedbuje jej symboliczny wymiar - przecież wszyscy na swój sposób są w Warszawie zagubieni. Podążamy śladem afery, której wielkości nie będziemy w stanie przewidzieć. Podobnie jak wzlotów i przede wszystkim upadków ludzi, których psychiczny dyskomfort jest autorce "Imigracji" bliższy niż bezwzględność walki w świecie przestępców i stróżów prawa.

"Mgła" to powieść o tym, jak racjonalizm zderza się z intuicją. O zabłąkaniu ludzkim, którego konsekwencją może być przynależność do organizacji tłamszącej tożsamość. O tym, że na każdym etapie życia podążamy gdzieś we mgle i o momentach, w których ona się rozrzedza, a my widzimy się wstydliwie nagimi, ułomnymi, skłonnymi do dyskretnego lamentu nad tym, z czym nam w życiu nie po drodze. Rzecz warta spędzenia dwóch wieczorów. Warta przemyślenia w kontekście innym niż intryga kryminalna.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

A tu wypowiedź Marcina Świetlickiego na temat tej książki


Jest pan przeciwny związkom literatury i państwa, przeciwny wydawaniu publicznych pieniędzy na literaturę i sztukę, przeciwny istnieniu ministerstwa kultury. Ale czy umiałby pan odpowiedzieć dlaczego? Do czego pańskim zdaniem prowadzi upaństwowienie literatury i sztuki? Czy literatura i sztuka wsparta dotacjami i grantami musi być z definicji gorsza od tej bez wsparcia?

A to proszę przeczytać książkę Kai Malanowskiej pt. "Mgła" wydaną przez Wydawnictwo Znak dzięki pieniądzom z ministerstwa kultury. Z pozytywnymi blurbami Olgi Tokarczuk i Borysa Lankosza (ciekawe, ile Wydawnictwo Znak płaci za blurby?). I nie zada mi pan więcej takiego pytania.


A może pan jest zawistny i dlatego nie chce, żeby państwo pomagało znajdującym się w potrzebie kolegom i koleżankom po piórze?

(śmiech) Ale ja nie jestem zawistny! Państwo niech pomaga naprawdę potrzebującym. Literatura to nie jest niepełnosprawność, proszę pana. Tego nie trzeba wspierać. Pisarz powinien pisać dobre książki i koniec.