Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 27 sierpnia 2015
Liczba stron: 322
Oprawa: twarda
Cena det.: 38 zł
Tytuł recenzji: Wrażliwość i fantazje
Agata Tuszyńska napisała
historię Józefiny Szelińskiej - jedynej kobiety, która naprawdę i na tak długo
zbliżyła się do Brunona Schulza, płacąc za tę bliskość ogromną cenę. Ten jej
status cywilny po wojnie, bolesne słowo "samotna" - on odzwierciedla,
kim naprawdę była, jaka się stała i komu poświęciła całą siebie. W gruncie
rzeczy mamy tu biografię kobiety, której życie zostało przez Tuszyńską
określone mianem "losu cienia".
Podczas lektury odnosi się wrażenie, iż trudno ustalić, o kim jest ta książka. Kto jest przedmiotem, a kto podmiotem
opowiadania... To bowiem rzecz o Schulzu z innej perspektywy, kolejna książka o
nim, być może bardzo intymna, jedna z intymniejszych. To także, a może przede
wszystkim, narracja... o samej Tuszyńskiej, odzwierciedlająca jej punkt
widzenia i wrażliwość, kiedy z nielicznych materiałów źródłowych tworzy
zapierającą dech w piersiach rozmachem i poetyckością opowieść o trudnej
relacji i pamięci po niej. Odczytuje fotografie, szkice, analizuje po
swojemu listy, wkrada się jako trzecia w ten skomplikowany romans. Szelińskiej
jest tu jakby najmniej. Sam tytuł świadczy przecież o punkcie ciężkości tej
narracji. Tuszyńska stara się zrekonstruować losy samego Schulza, a do jego
tragicznej biografii dopisać z pamięci opowieść o tej, która tak naprawdę nigdy
nie była blisko twórcy, mając go w sercu do ostatnich chwil życia, gdy nie
znalazła już sił i motywacji, by doczekać setnej rocznicy urodzin pisarza i
grafika.
Jakkolwiek
patrzeć na tę książkę, z pewnością ujmuje swą perspektywą badawczą. Tuszyńska
wchodzi w bardzo intymne sfery, by nie tyle obedrzeć je z tajemnicy, ile nadać
nowe znaczenie tym faktom, wokół których budowane są jej fantazje. W
gruncie rzeczy - jeśli ponownie spojrzeć na tytuł - najciekawszy wydaje się
czwarty, ostatni rozdział książki. Lata 1933 - 1937, kiedy Szelińska jako Juna
była u boku Schulza muzą i wsparciem, poddane są faktograficznemu porządkowi.
Lata, w których Juna musiała nieść w sobie nieznośny ciężar minionego związku,
to już pełna niedopowiedzeń i zaskakująca historia borykania się z trudną
pamięcią. Bo przecież wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Czas po rozstaniu,
w wojennej zawierusze, gdy Schulz próbował nawiązać z Szelińską kontakt. To
była taka rozpaczliwa próba, kartka wysłana z piekielnej otchłani. Co stałoby
się, gdyby za tymi kilkoma dramatycznymi słowami stała chęć i determinacja, by
wyrwać się z ogarniętego wojną Drohobycza? Wszyscy wiemy jednak, że Schulz na
swój Drohobycz był skazany - to taka skomplikowana zależność człowieka i
miejsca, wrośnięcie i niemożność opuszczenia, prowincjonalna duchota oraz
pragnienie pozostania w niej... właśnie dla spokoju ducha.
Wydarzyło się, co się
wydarzyło. Kochankowie ostatecznie
rozstali się w 1937 roku, a Juna przypłaciła ten dramat próbą samobójczą. Ona
od początku czuła, że nie wydostanie Schulza z Drohobycza, ze sfery jego
wyobrażenia i tego środka świata, w którym czas płynął zupełnie inaczej niż
gdzie indziej. Z nim była w pełni szczęśliwa przez krótki okres. Nie jest
to dziwne. Nie chodzi o to, że dzieliła ich różnica kilkunastu lat. Chodziło o
światy, w jakich żyli. Tuszyńska, świetnie wychwytując pewne niuanse z faktów i
budując z nich dynamiczną opowieść, podkreśla najpierw ten zachwyt stanem
dostępu do wyobraźni geniusza, a potem rozczarowania płynące z poznawania
skrytych potrzeb Schulza, którym Szelińska nie była w stanie wyjść naprzeciw.
Nauczycielka z powołania i belfer z wielką niechęcią do szkoły, w której
pracuje. Kobiecość, która dopiero w tym związku była skłonna zaakceptować
własną wartość, i deprecjonowanie miłości przez sztukę, wyznania, niepokojące
grafiki Brunona i tę jego czułość na granicy z wyobcowaniem. Temu ostatniemu
Juna nie była w stanie zapobiec. Jej prosta miłość i przywiązanie nie były tym,
co można było zaoferować Schulzowi - by wydobyć go z miejsca, z którym tak
fatalnie się zrósł, i ze sfery mrocznych wyobrażeń, niedostosowania, wiecznego
lęku i przygnębienia. Agata Tuszyńska nakreśla okoliczności rozstania
szczególnie dokładnie, byśmy mogli sami zdecydować, kto w tym związku szybciej
odpuścił i dlaczego tak się stało. Potem już tylko koszmar wojny i upokarzające
sposoby dostosowania się do niej, by przeżyć. Juna po wojnie zamyka pewien
rozdział życia, ale później trafia na Jerzego Ficowskiego, który ponownie
rozpala pamięć i powoduje, że niezwykły związek zaczyna znowu żyć w pamięci
Szelińskiej. Ma wówczas bardziej destrukcyjną moc niż obecność wycofanego
Schulza będącego tuż obok...
Niezwykły
związek Tuszyńska określa mianem "żywiołu
niespełnienia". Moc tego żywiołu nigdy nie wygasła w duszy Juny.
Wspomniany ostatni rozdział to najwyraźniej zarysowane próby rekompensowania
sobie braku Schulza od wojny po czas, w którym pozostaną jedynie wątpliwości i
niezrozumienie motywacji - własnych i jego. Bohaterka tej
książki pozostanie tragiczna i osobna do końca swego życia. Samotność
Szelińskiej określa nie tylko tęsknota, gorycz niespełnienia czy poczucie, że
być w może w którymś momencie zawiodła swego ukochanego. To czas, w którym
oddalanie się od ludzi i życia idzie w parze z rozpaczliwymi próbami wzniecania
namiętności, jakie wygasły i pozostawiły ślady. To historia mierzenia się już z
samą sobą. Dojrzewania do tego, by zobaczyć drohobyckiego kochanka w innym
świetle, w pełniejszym zarysie.
"Narzeczona Schulza" to opowieść o
związku, w którym nic nie było banalne, przewidywalne, nic nie ocierało się o
prozę życia, tak bardzo przecież determinującą działania przed drugą wojną
światową i po niej. To alternatywna historia miłosna, która w takim kształcie
jak opisany nigdy się nie wydarzyła, a wyszła z wyobraźni czułej badaczki
śladów. Tuszyńska od początku do końca opowiada w tej książce o swoich
odczuciach, prezentuje własne fantazje, kreśli sytuacje niemożliwe i wybiera je
z możliwości życia Schulza i Szelińskiej. Gdyby jasno można było określić, o
kim jest ta historia, mielibyśmy ten komfort określenia książki mianem
znakomitej. A może autorce właśnie o to chodziło, by nie dało się wyodrębnić i
nazwać jednego punktu widzenia, bo opisane dramaty to składowe czegoś
większego, formy życia złożonej z okoliczności i przypadku. To książka o
możliwościach, jakie czasem daje nam życie, i o niemożności wyjścia poza
siebie, by je naprawdę wykorzystać. Smutna, wzruszająca i intrygująca opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz