2015-08-06

"Zależności" Łukasz Suskiewicz

Wydawca: FORMA

Data wydania: 30 czerwca 2015

Liczba stron: 106

Oprawa: miękka lakierowana

Cena det.: 28 zł

Tytuł recenzji: Rodzinni męczennicy

Myślę, że jeszcze przez jakiś czas literackie mistrzostwo Polski w portretowaniu toksycznych więzi rodzinnych należeć będzie do Zośki Papużanki. Jej świeża "Szopka" swego czasu pozamiatała wszystko. Tak wyraźnej książki o rodzinnych dramatach, manipulacjach i kalekim współistnieniu dawno już nie było, choć doskonale wiemy, że to temat bardzo nośny literacko i zawsze się sprzeda. Łukasz Suskiewicz bardzo ciekawie wpisuje się w pewien nurt literatury traktującej więzi rodzinne jak symboliczny klincz, w którym tkwią męczennicy na własne życzenie. Oni nigdy nie przyjmą do wiadomości, że ich życie można byłoby zmienić, gdyby przemodelowali siebie i swoje emocje. Tkwią w niebezpiecznym status quo. W paranoi, lęku, pośród różnych form przemocy psychicznej. Najboleśniej o tej przemocy pisała w swych książkach Halszka Opfer. Tam można było jasno określić, kto jest katem, a kto oprawcą. Czytając Suskiewicza, nie mamy takiego komfortu. Trzy zbiegające się perspektywy opisu jednocześnie uzupełniają się i oskarżają nawzajem. Pomiędzy nimi, między tymi inwazyjnymi monologami, których nieznośność każe czuć jedynie przytłoczenie słowami, skrywa się słuchacz. Obserwator. Prawdziwa ofiara albo najważniejszy bohater. "Zależności" to książka, która nie tyle portretuje sieć wzajemnych obciążeń rodzinnych, ile każe zadać sobie pytanie o to, dlaczego tytułowe zależności w tylu rodzinach przez lata z powodzeniem funkcjonują. Czy w tym bezmiarze opresji i wiecznych zarzutów jest miejsce na jakiekolwiek uczucie? Ciekawe zakończenie książki zmusza do dodatkowej refleksji. Tymczasem jej zasadnicza część to wrzucenie czytelnika w otchłań domowego piekła. Na nasze szczęście zbudowanego tylko ze słów.

Ona. Wie wszystko o życiu i stara się innym to życie układać. Przynajmniej doradzać. Jej zdanie, jej ocena - to oczywista perspektywa, której nie mogą zrozumieć inni. Wychowała dwóch synów u boku darmozjada. Trzydzieści lat męczyła się w związku, w którym czekała na nią wieczna udręka. Jej monologi są długie i przytłaczające. Wszędzie jest coś nie tak, ze wszystkimi. Ona się nie wtrąca, ale zawsze chce pomóc. Zawsze w dobrej wierze skomentuje ten element rzeczywistości, który do niej nie należy. Jest zaborcza. Zmęczona i nieszczęśliwa. Wiecznie oczekująca informacji zwrotnej o tym, że mówi lub robi coś właściwie. Jednocześnie gotowa do formowania cudzej tożsamości, urabiania jej pod siebie. Mistrzyni spektaklu hipokryzji. Kochająca żona i matka. Ona. Osobna w swym cierpieniu i zniszczona przez lata wiecznych utyskiwań.

On. Gdzieś z boku. Zawsze tam było jego miejsce. Kolejne problemy, pretensje i aluzje żony topi w skrywanym tu i ówdzie alkoholu. Chodzi na ryby, bo tam mu dobrze. Wszędzie, byle nie w domu. Z dala od wrzeszczącej, irytującej, nadmiernie ekspresywnej i wiecznie czegoś oczekującej żony. Postanowił przywyknąć, bo nic innego mu nie pozostało. Praca zapełnia większość czasu, ale i tak zostaje jego fragment, w którym musi być poddany domowym torturom. Przesłuchaniom. Złośliwościom - bez powodu i jak najbardziej z różnych słusznych powodów. On. Osobny w swym zaszczuciu i zniszczony przez lata wiecznych utyskiwań.

Brat. Mieszka w bajecznej Szwecji, gdzie wszystko jest takie, jak być powinno. Pełne złości "wy" to jego wyrzut sumienia - odrzucił coś, z czego wyrósł, a do nowego może się odnieść tylko przez zachwyt. Tam, gdzie mieszka, życie jest inne. Lepsze. Tam można się poczuć jak człowiek i realizować misję lekarską bez obciążeń polskiego bagna. Wyniósł się i oddalił po to, by odciąć od rodzinnych zależności. Nie znajduje się już w orbicie wpływów histerycznej matki i wycofanego ojca. Wmawia bratu lepszość, którą sam sobą reprezentuje. Brat. Osobny w swym pięknym pustym domu za kołem podbiegunowym i uprzedzony do utyskiwań, bo ma ich już dosyć.

Nie oni są chyba najważniejsi. Suskiewicz przytacza smutne monologi, których adresatem jest skryty gdzieś pośród uprzedzeń i złości najmłodszy syn. O ile wiemy doskonale, w jaki sposób radzą sobie z opresją jego matka, ojciec czy brat, o tyle nie mamy pojęcia, jaki mechanizm obronny on sam zastosował. Przecież widzimy wyraźnie, że nie odcina się od toksycznych zależności, bo jest biernym słuchaczem, pozwala przebrzmieć każdemu męczącemu ucho słowu. Przysłuchuje się opowieściom tych, którzy nie wzięli w życiu odpowiedzialności za samych siebie. Katom i ofiarom - z rolami wymiennymi i do przekazywania innym. Okrutny jest brak komentarza do wszystkiego, o czym czytamy, ale dzięki temu "Zależności" mają ogromną moc. To książka o egoizmie i o samotności. O budowaniu murów, w które wczepiamy się kompulsywnie, zasadzając na wroga tuż obok. Misterna konstrukcja ma jednocześnie przyciągać uwagę i męczyć. Czujemy się manipulowani i tak jest w istocie. Od nas zależy, czyją stronę weźmiemy, czy tak naprawdę należy się tu za kimś opowiedzieć. Suskiewicz buduje długie, bezkompromisowe zdania o nagości ludzkiego wstydu. O złości, której nie sposób dostatecznie wyrazić. Stara się nazwać rzeczy po imieniu - do tego przecież zawsze dążyła matka. Nazwać i pozostawić czytelnika w zdziwieniu, bo przyczyn rodzinnego piekła jest naprawdę wiele.

"Zależności" to książka o tej stronie każdego z nas, którą z różnych powodów staramy się w sobie stłumić. Członkowie rodziny z tej powieści nie tłumią niczego. Atakują, są atakowani, szarżują z impetem i wciąż walczą, bo na walce oparte są wszelkie relacje. Domowe piekło - skąd się bierze? Jak łatwo przywykamy do czegoś, co nienaturalne, a co potem naznacza nas na zawsze? Suskiewicz proponuje bezkompromisową prozę, w której bohaterowie stwarzają rzeczywistość własnymi myślami, zamiast zrozumieć, że ich myśli nie są rzeczywistością. "Zależności" to gorzka proza, częściowo prowokacyjna. W dużej mierze wyrastająca z doświadczeń, które na różnych etapach życia są udziałem każdego z nas. Jest nieznośne nasycenie hipokryzją, ale jest też sporo prawdziwych wyznań. Słowa mieszają się w tyglu monotonii, ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie do niczego przywyknąć. Piekło stwarzamy sobie z własnych braków, obaw i przygnębiającego smutku. Bo niejednej rodzinie nie wyszło tylko dlatego, że jej członkowie nie wiedzieli, co zrobić, żeby było dobrze.

Brak komentarzy: