Wydawca: Czarne
Data wydania: 16 września 2015
Liczba stron: 376
Tłumacz: Michał Kłobukowski
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Przeszłość i milczenie
Ta książka zniewala, tłamsi
i chwilami odbiera oddech. Proza Yiyun Li zamyka nas w dość dusznej atmosferze
budowanej przez niespieszną narrację przemycającą w sentencjach pewne prawdy
niewypowiedziane przez bohaterów. Po lekturze książek takich jak
"Łaskawszy niż samotność" każdy z nas musi sobie odpowiedzieć na
pytanie o to, ile w nim empatii wobec świata i na ile bezpiecznie jest tę
empatię okazywać. To historia ludzi
samotnych i zagubionych, życiowych outsiderów kryjących przed innymi to, co
noszą wewnątrz. A dźwigają niewyobrażalnie wielką traumę związaną z odejściem,
ale i własnym poczuciem tymczasowości, które w późniejszym życiu każe im mieć
świat w pogardzie lub odcinać się od niego w obojętności, osobności. Yiyun
Li w bardzo oszczędny sposób opowiada o nagromadzonych latami złych emocjach. O
potrzebie wybaczenia samemu sobie i o życiu, w którym odgrywa się rolę kogoś z
marginesu. Ta książka to studium wyobcowania, dla którego trzeba znaleźć wiele
uzasadnień, by nie być martwym za życia jak ta, która w 1989 roku wypiła
zatruty napój i dalszą egzystencję przypłaciła kalectwem, odległa już od tej
rzeczywistości, wobec której się buntowała.
We wstępie
trzydziestoośmioletni Boyang konfrontuje się ze śmiercią. Zmarła Shaoai, której
życie było jedną wielką wegetacją, utrzymywaną tylko dzięki miłości bliźnich.
Boyang wysyła dwa maile z wiadomością o śmierci Shaoai. Odbiorczyniami są Moran
i Ruyu - kobiety znajdujące się gdzieś po drugiej stronie globu. Obie wyjechały
z Chin po śmierci tej, z którą los związał je na zawsze. Obie mają tę
przejmującą świadomość, że pożegnały czas i osobę, którym być może były coś
winne. Obie milczą, ale każda odczytuje wiadomość. Boyang, jedyny z dawnej
szkolnej paczki, pozostał w Pekinie. W mieście, które kiedyś adorowali i z taką
radością pokazywali Ruyu, przybyłej z prowincji, zamieszkałej u Shaoai. Mężczyzna nazywa w myślach dawne
przyjaciółki dezerterkami. Każda z nich uwikłana była w zatrucie, a w
konsekwencji każda z nich także miała wpływ na dalsze życie Shaoai. Tej, która
w 1989 roku w imię prawdy i wolności słowa gotowa była wejść w konflikt z całym
światem oraz poddać się ostracyzmowi zamykającemu jej drogę rozwoju. Kiedyś
buntowniczka, przez lata uwięziona w swoim ciele - nie do końca wiadomo, co się
wydarzyło przed laty i czy zatrucie było próbą zabójstwa, czy może pożegnania
się z życiem przez samą Shaoai.
Tymczasem Moran i Ruyu
konsekwentnie realizują plan życia w odosobnieniu. Obie decydują się na tę
świadomą samotność, która ma zapewnić im równowagę. Moran przed laty czuła się
zbędna i to na niej skupiło się zbyt wiele wyrzutów sumienia, to ją chyba
najbardziej przejęło samo otrucie. Po latach małżeństwa, w którym wtopiła się w
rolę poczciwej żony, mierzy się teraz z rychłym odejściem byłego już męża.
Bliskość odczuwa chyba tylko z nim. Rodzice są daleko - geograficznie i mentalnie.
Powrót do Chin nie wchodzi w grę. Moran ustawicznie wzmacnia siłę swojej
osobności, bo doskonale wie, że tylko taka droga umożliwi jej zapominanie.
Proces niemożliwy, bo nie da się zapomnieć o tym, co stało się z Shaoai.
Konfrontacja z przeszłością wciąż jest tak silna, że czas teraźniejszy nabiera
znamion czegoś miałkiego i bezcelowego.
Ruyu nie boryka się z
rzeczywistością tak dramatycznie jak Moran. Przez lata wypracowała bezpieczny
dystans, który dzieli ją od ludzi i ich problemów. Kiedyś imponowała zatrutej
koleżance swą niezależnością i siłą wynikającą z pewnego rodzaju obojętności na
zdarzenia wokół. Dziś czuje się równie silna, może nawet bardziej. Pożegnała
się z Bogiem, którego wtłoczyły jej do głowy prowincjonalne opiekunki, i ze
wspomnieniami - tymi z rodzinnej miejscowości oraz tymi pekińskimi. W wielkim
mieście niepozorna sierota, przybysz z daleka, mogła jedynie obserwować ludzi i
troskę kierować tylko do umierających. Dziś wie, że życie w zawieszeniu po
zdarzeniach sprzed lat to pewne mgliste przekleństwo pamięci, ale można się z
nim uporać. Dlatego podejmuje decyzję, której pewnie nie zdołałaby podjąć
Moran. Obie jednak wiedzą, że zapomnienie nie jest możliwe.
"Łaskawszy
niż samotność" to książka opowiadająca o tym, co deformuje czas we wspomnieniach,
a co go niebezpiecznie wyostrza. Każde z bliskich znajomych
zmarłej ma po latach własną, wypracowaną wizję świata i pojęcie tego, kim się w
tym świecie jest. Tylko Boyang próbuje walczyć o resztki normalności i być może
resztki prawdziwych uczuć do drugiej osoby. Kobiety - z różnych względów - się
poddały, choć Moran potrafiła przywiązać się do byłego męża tak naprawdę.
Tymczasem we współczesnym Pekinie nie ma czasu na miłość i nie zdarzają się
okoliczności, w których można powiedzieć sobie, że wybory sprzed wielu lat
mogły być nietrafione. Podobnie za oceanem, w Stanach Zjednoczonych, gdzie
Moran i Ruyu tkwią w miejscu coraz bardziej świadome tego, że nigdzie się nie
wpasowały. Autorka wnikliwie portretuje stany emocjonalne młodych Chińczyków i
przemiany, jakie zachodzą w nich po latach, gdy są już obywatelami świata.
Wszyscy bronią się przed poznaniem i zrozumieniem zależności, które połączyły
ich dawniej wokół dramatycznego zdarzenia. Być może rozumieją ich sens, ale
boją się go zwerbalizować. Bo to w dużej mierze książka o strachu przed tym
rodzajem emocji, dla którego nie znajdzie się racjonalnego wytłumaczenia i
porządku w życiu wedle schematów.
To także barwna opowieść o Chinach i o czasie, w
którym schizofreniczna bolesność bitych i tańczących tłumów na placu Tiananmen
dowodzi opresyjności oraz obłudy systemu, w którym tylko Shaoai zdecydowała się
na bunt. Powieść obrazuje także chińską rodzinę - panujące w niej układy,
zwyczaje, trudne zależności czy niewytłumaczalne komplikacje. Bohaterowie są w
wieku zbliżonym do wieku autorki. Ona sama opuściła Chiny i w jej biografii z
pewnością skryła się jakaś nić łącząca rzeczywistość z wyobrażonymi losami
Moran, Ruyu i Boyanga. "Łaskawszy niż samotność" to bolesna książka o
tym, że w każdym z nas tkwi jakiś destrukcyjny pierwiastek, który każe okopać
się gdzieś z dala od świata - dla własnego bezpieczeństwa. Yiyun Li snuje
rozważania o przekleństwie pamiętania i o samej istocie pamięci, która kształtuje
człowieczeństwo. To narracja o tym, że "nieobecni
potrafią zawłaszczyć więcej przestrzeni" przede wszystkim wówczas, gdy
pozostaną niewypowiedziane słowa i niewykonane gesty oraz ten bolesny rodzaj
pamięci, który uwiera, ale paradoksalnie też daje siłę, by przetrwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz