2016-07-01

"Dym wciska się do oczu" Caitlin Doughty

Wydawca: 4A Oficyna

Data wydania: 4 maja 2016

Liczba stron: 284

Tłumacz: Adam Wawrzyński

Oprawa: miękka

Cena det.: 36 zł

Tytuł recenzji: Porozmawiajmy o śmierci

Są tematy poważne. Śmiertelnie poważne. Takie jak te, którymi zajmuje się Caitlin Doughty, barwnie i pasjonująco opowiadając o ludzkim umieraniu. Autorka wychowana na niebiańskich Hawajach zstępuje do piekieł zarysowanych przez ogień kremacji. Ale nie rozważa tego, że piekłem jest śmierć. Chodzi o nasze jej wyobrażenia i o to, jak rozpaczliwie cierpimy, nie mogąc się z nią pogodzić, przyjąć jej do świadomości. W ciągu minuty umiera dwoje ludzi. Podczas czytania tej recenzji umrze sporo. Przy lekturze książki dużo więcej. Pewnego dnia jednym z tych ludzi będę ja lub będziesz ty, czytelniku. Czy mamy się panicznie bać oczywistości? Niekoniecznie. Doughty oswaja nasze koszmary, podkreślając jednocześnie, że w naszej kulturze całkiem zgrabnie omijamy bezpośrednie pytania o śmierć. Unikamy pytań natury egzystencjalnej, ale także boimy się pytań wprost. „Dym wciska się do oczu” to pewnego rodzaju poradnik, dzięki któremu zrozumiemy, że nigdy nie jest za wcześnie, by zadawać pytania o koniec życia. Tego ludzkiego, które eksponujemy przez cały czas i nawet starość obchodzimy za pomocą skalpeli chirurgów plastycznych – byle tylko nie uwierzyć w koniec. Nie myśleć o doświadczeniu, które będzie kiedyś doświadczeniem każdego z nas.

Autorka doskonale wie, o czym pisze. Jej fascynacja śmiercią to nie objaw neurotycznej osobowości młodej kobiety, która wbija się w glany, słucha metalu, jest abnegatką i myśli o samobójstwie. Nie, wrażliwość i czułość Doughty to przejaw jej empatii oraz silnego humanizmu. Jak na humanistkę przystało, okrasza swoje rozważania licznymi – mniej lub bardziej trafnymi – odniesieniami do tekstów kultury, do myśli filozoficznej, do różnego rodzaju mitologii, legend, podań i wzorców oferowanych przez różne grupy ludzi na wiele różnych sposobów żegnające się ze zmarłymi. „Dym wciska się do oczu” to jednocześnie książka, która nie stroni od drastycznych opisów tego, czym zajmuje się autorka. A zajmuje się żegnaniem zmarłych. Kremuje ich, podejmuje się także balsamowania, do którego ma dość ambiwalentny, a właściwie negatywny stosunek. Czytając Doughty, dowiemy się tego, w jaki sposób wydobywa się spalone kości z wnętrza pieca krematoryjnego i dlaczego zwęglenia muszą być czerwone, a nie czarne. Przeczytamy o tym, jakie płyny wprowadza się do organizmu, który trzeba zabalsamować. Dowiemy się, że autorka robi coś, za co jako czarownica byłaby spalona na stosie – mle kości niemowląt w specjalnie do tego celu przygotowanym naczyniu. To nie wszystko. O wszystkim też nie można napisać, bo odruch zniechęcenia albo zbulwersowania musi się pojawić. Koniecznie. Materia, którą zajmuje się Caitlin Doughty, nie jest niczym łatwym do przyswojenia. Łatwo natomiast zrozumieć – po uważnej lekturze – dlaczego sami sobie pewne rzeczy obrzydzamy, od pewnych uciekamy i tworzymy w umysłach bariery, które powinny zostać przełamane.

Jedną z nich jest nasza niechęć do śmierci i rugowanie jej z przestrzeni publicznej. Doughty opowie o różnego rodzaju usługach internetowych, dzięki którym każde umieranie można szybko zamieść pod dywan. Opowiada także o często heroicznych próbach rodziny, by pożegnać zmarłego godnie, być z nim do końca. Także do momentu, w którym zostanie on wsunięty do pieca krematoryjnego. Bo jest to wynalazek stosunkowo nowy i choć wielu kojarzy się z piekłem drugiej wojny światowej, dzisiaj jest już najbardziej sprawnym i stosunkowo niedrogim narzędziem do pożegnania ze zwłokami. Wszystkie są traktowane przez autorkę podmiotowo. Można by powiedzieć, że zmarli to jej przyjaciele. Caitlin Doughty oferuje im czułość i zainteresowanie, jakich być może nie zaznali w życiu. „Dym wciska się do oczu” – z dość prowokacyjnym tytułem – jest przecież książką o szacunku i rozwadze. To pokłosie sześciu lat pracy w amerykańskim przemyśle pogrzebowym i świadectwo uważnych lektur, którym autorka oddawała się od lat. Wiedziała, z czym się mierzy, i zdawała sobie sprawę z tego, że sfera jej zainteresowań może być uznana za dziwactwo. Ale tak naprawdę dlaczego?

Boimy się śmierci i wszystkiego, co z nią związane. Autorka punktuje nawet, czego dokładnie lękamy się w związku ze swoim zgonem. Nie dziwi fakt, że książkę o takiej tematyce wydaje niszowy wydawca. Ci dominujący na rynku pewnie baliby się tematu. Czegoś, co powinno być wprowadzone jako jeden z oczywistych kierunków dyskusji o współczesnym świecie. Świecie coraz większej liczby starzejących się osób, które z różnych powodów nie mogą umrzeć godnie. Caitlin Doughty opowiada o deficytach tej godności, kiedy żyjący mierzą się ze śmiercią, oraz o wszystkich innych aspektach związanych z końcem ludzkiego życia, które spotykają się ze społecznym odium. Albo milczeniem lub przerażeniem jednocześnie.

Styl tej opowieści urzeka dużą dozą autoironii i zgrabnym poczuciem humoru. Niewiele jest satyry, choć sporo gorzkich przemyśleń. Doughty nie kategoryzuje ani nie moralizuje. Pokazuje, że można zerwać z utrwaloną tradycją eufemistycznego nazywania śmierci albo niewłaściwego jej definiowania. Pierwsze doświadczone przez autorkę umieranie to odejście jej rybki, podmienionej szybko na kolejną, żywą. Taki ogląd śmierci wpaja nam kultura masowa – sugeruje, że można śmierć oszukać. A jeśli nie jest to możliwe, po prostu staje się ona tematem tabu. Czymś, z przeświadczeniem bliskości czego wszyscy żyjemy, ale mało kto potrafi o tym rozmawiać. Szczerze i uczciwie, bez przekłamań i bez napuszonych metafor.
Pewnie, że trudno spojrzeć śmierci w twarz. Ponoć Mata Hari miała tyle odwagi i inni nieliczni także zmierzyli się z tym, co przeżyją na samym końcu. Caitlin Doughty opowiada o swej pracy, pokazując, na ile sposobów potrafimy ukrywać śmierć i jak bardzo może być ona wstydliwa. W świecie, w którym jesteśmy w stanie rozmawiać o naprawdę wszystkim, nadal nie możemy zdecydować się na to, by uczciwie porozmawiać o umieraniu. „Dym wciska się do oczu” daje nam możliwość przemyślenia tego, jak rozumiemy własny koniec. Czego boimy się w umierających obok nas i czym ontologicznie jest dla nas kres ostateczny. Interesująca i wartościowa książka.

Brak komentarzy: