Wydawca: 4A
Oficyna
Data wydania: 4 maja 2016
Liczba stron: 284
Tłumacz: Adam Wawrzyński
Oprawa: miękka
Cena det.: 36 zł
Tytuł recenzji: Porozmawiajmy o śmierci
Są tematy poważne.
Śmiertelnie poważne. Takie jak te, którymi zajmuje się Caitlin Doughty, barwnie
i pasjonująco opowiadając o ludzkim umieraniu. Autorka wychowana na
niebiańskich Hawajach zstępuje do piekieł zarysowanych przez ogień kremacji.
Ale nie rozważa tego, że piekłem jest śmierć. Chodzi o nasze jej wyobrażenia i
o to, jak rozpaczliwie cierpimy, nie mogąc się z nią pogodzić, przyjąć jej do
świadomości. W ciągu minuty umiera dwoje ludzi. Podczas czytania tej recenzji
umrze sporo. Przy lekturze książki dużo więcej. Pewnego dnia jednym z tych
ludzi będę ja lub będziesz ty, czytelniku. Czy mamy się panicznie bać
oczywistości? Niekoniecznie. Doughty oswaja nasze koszmary, podkreślając
jednocześnie, że w naszej kulturze całkiem zgrabnie omijamy bezpośrednie
pytania o śmierć. Unikamy pytań natury egzystencjalnej, ale także boimy się
pytań wprost. „Dym wciska się do oczu” to pewnego rodzaju poradnik, dzięki
któremu zrozumiemy, że nigdy nie jest za wcześnie, by zadawać pytania o koniec
życia. Tego ludzkiego, które eksponujemy przez cały czas i nawet starość
obchodzimy za pomocą skalpeli chirurgów plastycznych – byle tylko nie uwierzyć
w koniec. Nie myśleć o doświadczeniu, które będzie kiedyś doświadczeniem
każdego z nas.
Autorka doskonale wie, o
czym pisze. Jej fascynacja śmiercią to nie objaw neurotycznej osobowości młodej
kobiety, która wbija się w glany, słucha metalu, jest abnegatką i myśli o
samobójstwie. Nie, wrażliwość i czułość Doughty to przejaw jej empatii oraz silnego
humanizmu. Jak na humanistkę przystało, okrasza swoje rozważania licznymi –
mniej lub bardziej trafnymi – odniesieniami do tekstów kultury, do myśli
filozoficznej, do różnego rodzaju mitologii, legend, podań i wzorców
oferowanych przez różne grupy ludzi na wiele różnych sposobów żegnające się ze
zmarłymi. „Dym wciska się do oczu” to jednocześnie książka, która nie stroni od
drastycznych opisów tego, czym zajmuje się autorka. A zajmuje się żegnaniem
zmarłych. Kremuje ich, podejmuje się także balsamowania, do którego ma dość
ambiwalentny, a właściwie negatywny stosunek. Czytając Doughty, dowiemy się
tego, w jaki sposób wydobywa się spalone kości z wnętrza pieca krematoryjnego i
dlaczego zwęglenia muszą być czerwone, a nie czarne. Przeczytamy o tym, jakie
płyny wprowadza się do organizmu, który trzeba zabalsamować. Dowiemy się, że
autorka robi coś, za co jako czarownica byłaby spalona na stosie – mle kości
niemowląt w specjalnie do tego celu przygotowanym naczyniu. To nie wszystko. O
wszystkim też nie można napisać, bo odruch zniechęcenia albo zbulwersowania
musi się pojawić. Koniecznie. Materia, którą zajmuje się Caitlin Doughty, nie
jest niczym łatwym do przyswojenia. Łatwo natomiast zrozumieć – po uważnej
lekturze – dlaczego sami sobie pewne rzeczy obrzydzamy, od pewnych uciekamy i
tworzymy w umysłach bariery, które powinny zostać przełamane.
Jedną z nich jest nasza
niechęć do śmierci i rugowanie jej z przestrzeni publicznej. Doughty opowie o
różnego rodzaju usługach internetowych, dzięki którym każde umieranie można
szybko zamieść pod dywan. Opowiada także o często heroicznych próbach rodziny,
by pożegnać zmarłego godnie, być z nim do końca. Także do momentu, w którym
zostanie on wsunięty do pieca krematoryjnego. Bo jest to wynalazek stosunkowo
nowy i choć wielu kojarzy się z piekłem drugiej wojny światowej, dzisiaj jest
już najbardziej sprawnym i stosunkowo niedrogim narzędziem do pożegnania ze
zwłokami. Wszystkie są traktowane przez autorkę podmiotowo. Można by
powiedzieć, że zmarli to jej przyjaciele. Caitlin Doughty oferuje im czułość i
zainteresowanie, jakich być może nie zaznali w życiu. „Dym wciska się do oczu”
– z dość prowokacyjnym tytułem – jest przecież książką o szacunku i rozwadze.
To pokłosie sześciu lat pracy w amerykańskim przemyśle pogrzebowym i świadectwo
uważnych lektur, którym autorka oddawała się od lat. Wiedziała, z czym się
mierzy, i zdawała sobie sprawę z tego, że sfera jej zainteresowań może być
uznana za dziwactwo. Ale tak naprawdę dlaczego?
Boimy się śmierci i
wszystkiego, co z nią związane. Autorka punktuje nawet, czego dokładnie lękamy
się w związku ze swoim zgonem. Nie dziwi fakt, że książkę o takiej tematyce
wydaje niszowy wydawca. Ci dominujący na rynku pewnie baliby się tematu.
Czegoś, co powinno być wprowadzone jako jeden z oczywistych kierunków dyskusji
o współczesnym świecie. Świecie coraz większej liczby starzejących się osób,
które z różnych powodów nie mogą umrzeć godnie. Caitlin Doughty opowiada o
deficytach tej godności, kiedy żyjący mierzą się ze śmiercią, oraz o wszystkich
innych aspektach związanych z końcem ludzkiego życia, które spotykają się ze
społecznym odium. Albo milczeniem lub przerażeniem jednocześnie.
Styl tej opowieści urzeka
dużą dozą autoironii i zgrabnym poczuciem humoru. Niewiele jest satyry, choć
sporo gorzkich przemyśleń. Doughty nie kategoryzuje ani nie moralizuje.
Pokazuje, że można zerwać z utrwaloną tradycją eufemistycznego nazywania
śmierci albo niewłaściwego jej definiowania. Pierwsze doświadczone przez
autorkę umieranie to odejście jej rybki, podmienionej szybko na kolejną, żywą.
Taki ogląd śmierci wpaja nam kultura masowa – sugeruje, że można śmierć
oszukać. A jeśli nie jest to możliwe, po prostu staje się ona tematem tabu.
Czymś, z przeświadczeniem bliskości czego wszyscy żyjemy, ale mało kto potrafi
o tym rozmawiać. Szczerze i uczciwie, bez przekłamań i bez napuszonych metafor.
Pewnie, że trudno spojrzeć
śmierci w twarz. Ponoć Mata Hari miała tyle odwagi i inni nieliczni także
zmierzyli się z tym, co przeżyją na samym końcu. Caitlin Doughty opowiada o
swej pracy, pokazując, na ile sposobów potrafimy ukrywać śmierć i jak bardzo
może być ona wstydliwa. W świecie, w którym jesteśmy w stanie rozmawiać o
naprawdę wszystkim, nadal nie możemy zdecydować się na to, by uczciwie
porozmawiać o umieraniu. „Dym wciska się do oczu” daje nam możliwość
przemyślenia tego, jak rozumiemy własny koniec. Czego boimy się w umierających
obok nas i czym ontologicznie jest dla nas kres ostateczny. Interesująca i
wartościowa książka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz