2016-10-27

"Nebraska" Zbigniew Białas

Wydawca: MG

Data wydania: 28 września 2016

Liczba stron: 260

Oprawa: twarda

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Dziennik z prowincji

Ten dziennik to pokłosie pierwszego, dziewięciomiesięcznego pobytu Zbigniewa Białasa w Stanach Zjednoczonych i dotyczy roku 2001. Autor opowiada o amerykańskiej prowincji przez pryzmat przybysza z dalekiej Polski, którą mało kto z autochtonów jest w stanie zlokalizować na mapie. Wydawać by się mogło, że zapiski sprzed piętnastu lat nie będą zbyt aktualne. Niekoniecznie. Czyż Nebraska, stan Środkowego Zachodu, aż tak bardzo zmieniła się przez ten czas? Wita Białasa pustką, mrozem i zasypanymi śniegiem preriami. Żegna lękami społecznymi i radykalizacją poglądów po zamachach z 11 września. Wówczas autor opuszcza kraj z pewną melancholią i pośród jesiennych barw, ale to wciąż ta sama pustka, te same prerie, ten sam ogromny obszar, do którego z przyjemnością przyczepiają się jedynie pył i wiatr. Wbrew tytułowi nie jest to opowieść tylko o jednym stanie, ale nebraska Omaha staje się punktem, z którego Białas rusza w liczne wyprawy. Chce nam zatem zaprezentować oblicze tej Ameryki, którą niewielu się interesuje, a także pokazać, jak zmienia się obraz kraju, gdy wyrusza się z jego prowincjonalnego serca, a dociera do pulsujących życiem metropolii na wschodzie i zachodzie kraju.

Dziennik powstawał po godzinach – i to bardzo wyraźnie widać. Dominuje w nim sucha sprawozdawczość, a w niej od czasu do czasu dowcipne bon moty lub humorystyczne historie, które czasami Białasowi wychodzą (gdy opisuje zetknięcie z mormonami czy wizytę w amerykańskiej świątyni Elvisa Presleya), a czasami niekoniecznie – jak opowieść o duchu zmarłej zakonnicy w kaloryferze. Autor udał się do Omahy w celach naukowych. Analizuje między innymi język wyprawy Lewisa i Clarka. Przez pryzmat tej dziewiętnastowiecznej ekspedycji patrzy na Amerykę, która dziś, w XXI wieku, także domaga się odkrywania. Białas dużą wagę przywiązuje do obserwacji i analizy śladów po rdzennej ludności kontynentu, której tak wiele zła wyrządzili ci okrutni, biali ludzie. Teren, na jakim przebywa, obfituje w wiele śladów stygmatyzacji. Pozostało tam sporo pamiątek po tym, że Ameryka zdobywana była przemocą. Rezerwaty z ich odizolowaniem to tylko bardziej czytelny punkt odniesienia do rozważań o tym, jak wiele śladów gwałtu Amerykanie potrafili różnymi sposobami zatuszować. Lewis i Clark byli wnikliwi w swoich obserwacjach, a jednocześnie bardzo surowi, kiedy chodziło o opis niedogodności oraz trudów podróży. Zbigniewowi Białasowi podróżować jest znacznie łatwiej, choć musi zdać egzamin na prawo jazdy, bo USA nie respektuje europejskiego dokumentu. Oświeceniowi badacze towarzyszą mu w podróżach po tej części Ameryki, która wciąż domaga się opisania i różnego rodzaju analiz. Wciąż też przyciąga uwagę także polskich reportażystów, jeśli wziąć pod uwagę choćby „Drogę 66” Doroty Warakomskiej.

Obecny w zapiskach Zbigniewa Białasa jest duch Jeana Baudrillarda, do którego autor kilkakrotnie się odwołuje, gdy amerykańskie podróże przypominają mu tezy francuskiego filozofa kultury, który kiedyś również obserwował prowincjonalną Amerykę, odnosząc się do tych obserwacji w krytycznych tezach o koncepcji współczesnego świata. Białas przede wszystkim obserwuje, ale snuje też coś na kształt filozofii świadomej podróży. Odnosi się do samego przemieszczania i do obserwowanych różnic w tym, jak wygląda amerykański świat, pełen niespójności i zaskoczeń. A przecież mamy do czynienia z krajem starającym się uchodzić za pewien monolit. Stany Zjednoczone – państwo dumy, licznych śmiałych wizji oraz mistrzów w wielu dziedzinach. Kraj, którego prowincjonalne oblicze jest zupełnie inne. Miejsce tak różnorodne i nieustająco wywołujące zdziwienia. Omaha jest początkiem autorskich zdumień. Zaczyna się od tego, że jej mieszkańcy nazbyt często ulegają aurze, zamykając uniwersytet, gdzie pracować ma Białas. Na czym się kończy? Na strachu po 11 września i konkluzjach o tym, czym tak naprawdę może być Nebraska, co stanowi jej kwintesencję.

Ta książka ma być dowodem na to, że każda ludzka podróż wnosi do świadomości dużo więcej niż jakakolwiek rozprawa naukowa o przemierzanym terenie. Zbigniew Białas odbywa wraz z rodziną spektakularną podróż na zachodnie wybrzeże i wówczas udowadnia, z jak ogromną różnorodnością ma do czynienia. Ameryka to niejedno oblicze. Z kilku powodów autor lubi to nebraskie, z dala od zgiełku, pozbawione patosu albo przerostu formy nad treścią. Odwiedzając Nowy Jork, widzi głównie fasadowość. To prerie Nebraski są miejscem, w którym można wziąć głęboki oddech. Przyjrzeć się Amerykanom z wyjątkową uwagą. Dostrzec także to, co charakteryzuje prowincję – przekonanie o własnej wyjątkowości i niepowtarzalności, które często tuszuje różnego rodzaju kompleksy.

„Nebraska” to nie tylko zbiór uważnych obserwacji, ale także autorskie potyczki z własnymi lękami, neurozami, niepokojami i uprzedzeniami. Białas pochłania inność i jest otwarty na nowe doświadczenia. Jednocześnie odnosi się do wielu spraw z perspektywy Polaka – często z pełną świadomością tego, iż takiej perspektywy należy się wstydzić. Depresyjny przewodnik przypominający W. Allena to najbliższa Białasowi osoba. Greg to kwintesencja Nebraski. Jej fascynujących ograniczeń i rojeń o oddalonym świecie, w którym zawsze coś się dzieje gdzieś poza prerią, pustką, poza surowym klimatem zimy i lata, poza powtarzalnością i swoistą prozą życia tego rejonu USA. Autor opowiada także o innych spotkaniach. O znajomych z różnych stron globu, którzy z niewiadomych powodów stają na jego drodze tutaj, w Ameryce. Czasem miłe, czasem frustrujące go konfrontacje także wywołują szereg przemyśleń o kondycji podróżnika, o zmieniającej się przestrzeni i o upływie czasu. Nieprzypadkowo bowiem Białas dzieli swój dziennik na cztery części określane przez pory roku.

To książka o tym, ile miejscowych ekscentryczności może kryć w sobie kraj, którego nie znają sami Amerykanie. Ten dziennik porusza wyobraźnię i choć czasem traktuje o rzeczach nadzwyczaj prozaicznych, jest specyficzną wykładnią świadomego podróżowania. Baczności i uważności. Także sentymentu oraz miłości do miejsca, z którego się raczej ucieka. Białas jest uważnym obserwatorem, a opis jego podróży wzbudza przede wszystkich zazdrość. Chciałoby się tak mknąć po amerykańskich bezdrożach, poczuć siłę amerykańskiego wiatru, ujrzeć tę masę różnorodności i pochylić się z czułością nad śladami tego, co nie istnieje, a co kiedyś świadczyło o tożsamości Stanów Zjednoczonych. Podróżnik humanista zawsze wie, jakie formalne środki wyrazu zastosować, by dziennik z podróży uczynić punktem odniesień do spraw ważnych i wciąż aktualnych. Bo mimo piętnastu lat te zapiski nadal trafnie opisują kilka aspektów życia w kraju, do którego nam, Polakom, wciąż daleko nie tylko z powodu ograniczeń wizowych. Interesująca rzecz, ważna pamiątka dla samego Zbigniewa Białasa. Dla nas świadectwo tego, czym jest świadome przyglądanie się obcości i tej obcości oswajanie.

Brak komentarzy: